Zoo to miejsce, do którego idziemy, żeby zobaczyć słonia. Płacimy za bilet i słoń jest, czeka. A co z dzikimi zwierzętami żyjącymi na wolności, czy też tak można? Owszem, z niektórymi tak. Wczesną wiosną warto pochylić się nad niewielkim sztucznym stawikiem w dolinie Kamienicy w Gorcach, który został wykonany po to, by wzmocnić populację płazów. Dlaczego warto? Bo odnajdziemy w nim ‒ oprócz rojów kijanek, skrzeku, larw owadów ‒ problemy, którym próbują sprostać ludzie zarządzający dzikością natury. Muszą rozstrzygać, czy pozwolić na zmniejszanie się liczby żab, ropuch, kumaków, czy raczej ingerować w ich ekosystem i ratować, budując sztuczne zbiorniki? Remonty dróg gruntowych w Gorcach wyeliminowały z krajobrazu głębokie koleiny i wielkie kałuże, w których wiosną mogły się one rozmnażać, wypadało zatem dać im inne możliwości. Ale zastanówmy się – czy w naturalnym lesie górskim istniały drogi? Może kiedy człowieka tu nie było, nie było też aż tylu płazów? Otacza nas wiele siedlisk, które powstały w interakcji z człowiekiem i bez niego się nie utrzymają. W naszym klimacie niekoszona łąka zarośnie lasem i tyle ją widziano. Znikną łąkowe rośliny, owady i ptaki. Czy chcemy, czy nie, musimy więc w pewnych sytuacjach podtrzymywać przyrodę w stanie wykreowanej lekko bioróżnorodności. I to jest ochrona obrazu zastanego, moment trwającego od wieków dialogu człowieka z przyrodą i z czasem, jak na gorczańskich polanach. Jest jeszcze drugi sposób ochrony procesów przyrodniczych, czyli tego, co dzieje się naturalnie, tworzy się zgodnie z wypadkową sił samej przyrody. Tak można chronić lasy – opuszczone przez człowieka na pewno od tego nie znikną, nie rozpadną się. Daje to efekty czasem zaskakujące, czasem niepokojące, czego dowodzi spór o Puszczę Białowieską. Praktyka pokazuje, że obydwa podejścia się uzupełniają, są potrzebne i podlegają stałej weryfikacji, bo przecież profesjonalnie i z głębokim namysłem chronimy przyrodę od bardzo niedawna.