Ta wyprawa to nie tylko podróż do konkretnych miejsc, chociaż odwiedzimy kilka zakamarków Beskidu Niskiego. To także podróż na wskroś ludzkich myśli, które dały początek nowym rzeczom. Odwaga, by przeciwstawić się utartym schematom i zaufać sobie, czasem na przekór otoczeniu, w tych przypadkach okazała się główną siłą kształtującą rzeczywistość. Wędrując dziś po okolicach Wysowej, możemy podziwiać efekty odważnych ludzkich decyzji podejmowanych na różnych poziomach. Położenie tego niewielkiego uzdrowiska zachęca do spacerów, a okoliczne lasy skrywają wiele niespodzianek i tajemnic. Niektóre z tych miejsc nie powstałyby, gdyby nie czyjaś myśl, że warto tworzyć, i uparte przy niej trwanie. Tym razem poprowadzą nas właśnie te myśli, które przybrały formę konkretnych obiektów.
Podróż na wskroś myśli, która zmienia świat
Wstęp
Obiekty na trasie:
Góra Jawor
Droga, którą dotarliśmy do tego miejsca, to najkrótsza trasa do słowackiego Gaboltova. Dobrze wiedzieli o tym okoliczni Łemkowie, którzy właśnie tędy chodzili na odpusty do tego miasta w czasach, kiedy nie leżało ono jeszcze za granicą, tylko – tak jak Wysowa – w należało do monarchii austro-węgierskiej. Po pojawieniu się granicy w 1918 roku tutejsi mieszkańcy w dalszym ciągu odwiedzali swoich sąsiadów i rodziny po drugiej stronie Karpat, przekraczając ją nielegalnie. Tak też zrobiła nocą 1925 roku Glafira Demiańczyk, która wraz ze swoimi towarzyszkami wracała z gaboltowskiego odpustu. W miejscu, w którym się znajdujemy ujrzała światło, a następnego dnia, kiedy wróciła tutaj, doznała objawienia Matki Bożej, która prosiła o wybudowanie kaplicy z jej wizerunkiem. Glafira postanowiła spełnić tę prośbę i – pomimo wielu przeszkód – dopięła swego. Kaplicę poświęcono już 4 lata później, a przy niej wybiło źródło uważane za cudowne. Obecnie jest to miejsce wielu pielgrzymek, a Łemkowie nazywają Górę Jawor „Świętą”. Gdyby nie upór jednej kobiety, dzisiaj stalibyśmy po prostu w środku lasu.
Wysowa
Uzdrowisko, jakim dzisiaj jest Wysowa, przez bardzo długi okres nie było licznie odwiedzane przez kuracjuszy ze względu na brak dobrego dojazdu. Pomimo to wiele osób na przestrzeni lat wierzyło w potencjał tego miejsca, gdzie obficie występowały wody mineralne. W XVIII wieku ówczesny właściciel Wysowej przypisywał kąpielom w nich „czerstwość zdrowia”, a kolejni właściciele uruchamiali łazienki mineralne, zlecali szczegółowe badania wód i zaczęli ich sprzedaż. Dzięki ich staraniom udało się w końcu doprowadzić do Wysowej drogę, a sama miejscowość uzyskała w 1883 roku status uzdrowiska i zaczęła się w tym kierunku mocno rozwijać.
Zabudowa Wysowej pokazuje, że osią rozwoju tej miejscowości były jej właściwości uzdrowiskowe. Park zdrojowy, pensjonaty dla kuracjuszy czy pijalnia ‒ do dziś są mocno zarysowane w krajobrazie Wysowej. Obie wojny światowe rujnowały uzdrowisko, ale za każdym razem pojawiał się ktoś, kto wierzył, że jego odbudowanie ma sens ‒ i tak też się działo. A dzisiaj? Dzisiaj także mieszkają tutaj Ci, którzy mocno wierzą, że ta mała miejscowość ma bardzo wiele do zaoferowania i szczęśliwie po raz kolejny czerpią z jej dziedzictwa przyrodniczego i kulturowego. Święto Rydza, Dzikie Stoły czy Wysowa Pachnąca Ziołami to wydarzenia zrodzone z tego przekonania.
Pijalnia Wód Mineralnych i Park Zdrojowy
W sześciomorgowym parku o wygodnych, szerokich alejach tryskało siedem zdrojów o potwierdzonych badaniami chemicznymi właściwościach leczniczych: Słony, Rudolfa, Bronisława, Wandy, Olgi, Józefa i Karola.
Dziś Wysowa szczyci się 14 ujęciami wody mineralnej o potwierdzonych właściwościach leczniczych. Najcenniejsze z nich to: alkaliczno-słono-sodowa szczawa Słony, alkaliczno-żelaziste Wacław, Wanda, Karol, Bezimienny i Bronisław (będący unikatem w Polsce pod względem ilości bezwodnika węglowego) oraz alkaliczna-prosta szczawa Józef, znakomicie oczyszczająca nerki z kamienia. Teraz znaczenie łatwiej tu dojechać, a na przybyszów niezainteresowanych piciem wód czekają górskie szlaki, a nawet otwarty parę lat temu Park Wodny.
Dolina Łopacińskiego
Z centrum Wysowej zielony szlak wyprowadza turystów na Kozie Żebro. Niedaleko tej drogi znajduje się miejsce rzadko odwiedzane, przechowujące jednak pamięć o niezwykłej historii. Dolina Łopacińskiego, którą prowadzi wspomniany już szlak, nazwę swoją wzięła od człowieka, który przed wojną prowadził tutaj gospodarstwo. Rupert Jan Łopaciński, zanim osiedlił się w Wysowej, był dyrektorem cukrowni na Lubelszczyźnie. Marzył jednak o stworzeniu wzorowego górskiego gospodarstwa i nadał tej myśli kształt właśnie tutaj. Nad potokiem Szumniak powstał zatem „Marysin”, który w czasach swojej świetności miał własne ujęcie wody, własne zaplecze gospodarcze oraz własną elektrownię, i to już w latach trzydziestych! W gospodarstwie hodowano m.in. pstrągi, owce i kozy, a także zajmowano się przetwórstwem mleka.
Po wojnie odebrano rodzinie Łopacińskich to miejsce i doprowadzono je do ruiny. Szczęśliwie po wielu latach starań w 2006 roku wróciło ono do prawowitych właścicieli i obecnie jest terenem prywatnym, który jednak można zwiedzać. Las kryje pozostałości dawnego gospodarstwa, które powstało dzięki myśli człowieka wyprzedzającego swoje czasy.
Rotunda
Cmentarz na Rotundzie jest jednym z najładniejszych cmentarzy z okresu I wojny światowej w Małopolsce. Nie tak dawno jednak znajdował się w zupełnej ruinie, a turyści wędrujący tędy dopatrywali się w nim chociażby pozostałości po dawnej kopalni. Umiejscowienie go na bezleśnym niegdyś szczycie miało zapewnić dobrą ekspozycję, stało się jednak jedną z przyczyn jego upadku. Wkraczający na te tereny las skutecznie ukrył cmentarz, o który przestano się troszczyć. Nie zapomnieli o nim przewodnicy ze Studenckiego Koła Przewodników Beskidzkich w Warszawie, którzy w 2000 roku uruchomili w Regietowie bazę namiotową, u stóp Rotundy. Chcąc przywrócić cmentarzowi dawną świetność, podjęli szereg prac, zaangażowali wiele osób i przywrócili zainteresowanie tym miejscem. Dzięki ich inicjatywie udało się pozyskać także fundusze na remont, który zakończył się w 2017 roku.
Dzisiaj możemy podziwiać pięknie odnowioną nekropolię, która jeszcze na początku XXI wieku ukrywała pośród drzew jedynie zarysy mogił i kikuty drewnianych gontyn. Miejsce było w zasadzie zapomniane i ewentualny remont wydawał się zupełnie abstrakcyjny, także ze względu na astronomiczne koszty. Tymczasem znaleźli się ludzie, którzy nie tylko uwierzyli, że odnowienie cmentarza jest potrzebne i wykonalne, ale potrafili zapalić do tego pomysłu innych. Po 16 latach możemy znów podziwiać dzieło Dušana Jurkoviča takim, jakie zaplanował je sam architekt.