Podobno pierwszymi kuracjuszami byli rozbójnicy, szukający w mineralnych wodach lekarstwa „na franczę”. Choć jej szczawy uznawane są za wyjątkowe, ukryta wśród stromych, lesistych zboczy Gór Hańczowskich Wysowa długo pozostawała w cieniu wykwintnej Szczawnicy, bogatej Krynicy i luksusowego Bardejowa.
Miała jednak łagodny klimat, „wolny od nagłych zmian ciepłoty”, o 53 dni deszczowe mniej niż Kraków oraz 7 źródeł o wspaniałych właściwościach leczniczych. Przybywano tu kurować przewlekłe nieżyty oskrzeli, krtani, tchawicy i macicy, suchoty (zwłaszcza u osób „zołzowatych i niedokrewnych”), choroby żołądka i jelit, „niedokrewność” i blednicę, a także „ogólne zboczenia odżywienia, do jakich prowadzą zołzy, kiła i zimnica”.
Pierwszy zakład uzdrowiskowy z prawdziwego zdarzenia powstał tu w 1808 roku, a w 1840 działały w Wysowej już dwa duże pensjonaty z łazienkami. Wciąż jednak dla wielu kuracjuszy miejscowość była zbyt daleko. Jeszcze niespełna 140 lat temu, aby skorzystać z tutejszych leczniczych wód i czystego, bogatego w „kwasoród” powietrza, zdeterminowani kuracjusze musieli przez kilka godzin brnąć wozami korytem rzeki Ropy. Drewniane wanny wieźli z sobą. Nawet na początku XX wieku, kiedy już zbudowano utwardzoną drogę, dojazd z Krakowa czy Lwowa oznaczał najpierw długą podróż pociągiem, a następnie około trzy i pół godziny końmi. Mimo to amatorów wysowskich szczaw przybywało i w 1896 roku leczyło się tu już 469 osób.
Dzisiaj uzdrowisko znane jest przede wszystkim jako źródło przebogatej w naturalny jod Wysowianki, a amatorom grzybobrania – z corocznego Święta Rydza. I choć czasy złotej ery leczniczych kurortów już za nami, otoczona prastarymi lasami jodłowo-bukowymi Wysowa ma wciąż wiele do zaoferowania. Skoro sam pan wojewoda bracławski hrabia Maciej Lanckoroński zawdzięczał swą czerstwość corocznym kąpielom w Wysowej, coś w tym musi być!