Nikogo nie trzeba przekonywać, że Kraków jest miastem poetów. To tutaj dużą część życia spędzili laureaci Nagrody Nobla Czesław Miłosz i Wisława Szymborska, mieszkali wybitni przedstawiciele poezji jidysz Zuzanna Ginczanka i Mordechaj Gebirtig, rozwijali swoje rewolucyjne hasła awangardziści z Tadeuszem Peiperem. Warto wybrać się na spacer ich śladami i poznać miejsca, w których tworzyli.
Spacer śladami krakowskich poetów
Wstęp
Obiekty na trasie:
Zajazd Pod Jeleniem
Spacer rozpoczynamy na Rynku Podgórskim, pod charakterystycznym budynkiem znanym jako zajazd Pod Jeleniem lub Pod Jeleniami. Przyszedł w nim na świat w 1891 roku i spędził młodzieńcze lata „papież” krakowskiej awangardy Tadeusz Peiper. Przed pierwszą wojną światową Podgórze było odrębnym miastem, którego wiceburmistrzem przez krótki czas był ojciec Tadeusza – prawnik Abraham Markus Peiper. Peiper mieszkał tu ponad dwadzieścia lat, później wyjechał do Francji i Hiszpanii. Zainteresowania socjalizmem i sztuką awangardową wcielał w życie po powrocie do Krakowa. W kamienicy przy ul. Jagiellońskiej 5 prowadził redakcję rewolucyjnego pisma Zwrotnica, które okazało się kołem zamachowym dla polskiej awangardy. Po drugiej wojnie światowej, podczas której uciekł do Lwowa, a następnie został zesłany na Wschód, wrócił na chwilę do Krakowa. Schorowany i doświadczony manią prześladowczą zamieszkał w Warszawie, by dokonać swych dni w szpitalu w Tworkach w 1969 roku.
Budynek, który oglądamy, wart jest uwagi. Nie tylko dlatego, że jego narożnik zdobią sylwetki dwóch jeleni o wspólnej głowie i efektownym porożu. Również dlatego, że jest to jeden z najstarszych budynków Podgórza – pochodzi z ostatnich dekad XVIII wieku. Przez kolejne stulecie służył jako austriacka gospoda, ostatnia przed przeprawą mostową do Krakowa, na miejscu której wybudowano niedawno pieszo-rowerową kładkę Bernatka. Dom był także świadkiem wydarzeń w czasie Wiosny Ludów i organizacji podgórskiego getta. I znów wypada stwierdzić, że przygoda awangardy paradoksalnie rozpoczęła się w miejscu uświęconym tradycją.
Dom Mordechaja Gebirtiga
Ulicą Brodzińskiego, kładką Bernatka, a następnie ulicami: Mostową, Bożego Ciała, Miodową – obok synagogi Tempel – i Podbrzezie wędrujemy na skwer Kółeczko i jeszcze parę kroków dalej – pod kamienicę, której fasadę zdobi tablica upamiętniająca jej mieszkańca Mordechaja Gebirtiga.
Bez tego poety i autora tekstów piosenek, „krakowskiego Bertolta Brechta”, trudno wyobrazić sobie międzywojenny Kazimierz. Wyuczony na stolarza, tworzył powszechnie znane i lubiane utwory muzyczne, które często sam wykonywał. Blajb gezunt mir, Kroke! (Bywaj zdrów, mój Krakowie!) i Arbetloze marsz (Marsz bezrobotnych) były na ustach wszystkich: i żydowskiej inteligencji, i biedoty, i matek, które nuciły przejmujące Gebirtigowskie kołysanki jak Hungerik dejn ketsele (Głodny jest twój kotek), i wojowniczo nastawionych członków socjaldemokratycznego Bundu. Przez większość życia mieszkał w kamienicy przy Berka Joselewicza 5. Dopiero druga wojna światowa i okupacja wypędziły Gebirtiga na drugą stronę Wisły – do getta. Zginął w czerwcu 1942 roku na rogu ulic Janowa Wola i Dąbrówki, prowadzony m.in. z przyjacielem Abrahamem Neumanem do transportu, który miał wywieźć ich do Bełżca.
Spoglądające z elewacji rodzinnej kamienicy „ostatniego żydowskiego artysty ludowego” maszkarony nucą S’brent (Gore!), popularną wśród oddziałów ŻOB-u pieśń bojową, która w lapidarny sposób ukazywała nadchodzący kres starego świata. Dziś, w nowym świecie, między wizytami w sklepie z płytami winylowymi i w modnej restauracji, warto zatrzymać się tu, gdzie ktoś napisał żółtym sprayem: Dobrych ludzi coraz mniej.
Dom Czesława Miłosza
Ulicą Brzozową docieramy do Plant Dietlowskich. Po kilkudziesięciu metrach spaceru ulicą św. Sebastiana skręcamy w prawo w ulicę Wojciecha Bogusławskiego. Raz-dwa meldujemy się pod kamienicą, w której ostatnie dziesięć lat życia (1994–2004) spędził wraz z żoną Carol Czesław Miłosz.
Mieszkanie na pierwszym piętrze, które właściwie niezmienione można od czasu do czasu zwiedzać – w planach jest otwarcie tu muzeum poświęconego pisarzowi – stanowiło centrum Miłoszowskiego mikrokosmosu. Spacerując nieodległymi ulicami – Józefa Sarego, św. Gertrudy, Plantami między Wawelem a Pocztą Główną – możemy poczuć się jak Noblista zmierzający na mszę po angielsku do kościółka św. Idziego lub w stronę którejś z zaprzyjaźnionych restauracji. Miłosz bardzo lubił ten zakątek Krakowa, wciśnięty między Stare Miasto, Stradom i Kazimierz. Twierdził, że przypomina mu Wilno, w którym spędził dzieciństwo i lata młodości. Rząd kamienic przy ulicy Bogusławskiego zapewniał mu spokój, sąsiedztwo czarnych półdzikich kotów, cień rozłożystych drzew i tradycję pisarską – po drugiej stronie ulicy mieszkał przed wojną Ozjasz Thon, rabin i publicysta, a kilka kroków dalej poeta i prozaik Natan Gross. Tutaj powstały m.in. dwa ostatnie wydane za życia poety tomiki: To i Druga przestrzeń. Spoglądając na fasadę ładnej kamienicy możemy przywołać słowa z Notatnika Miłosza: Miasta! Nie zostałyście opisane.
Dom Wisławy Szymborskiej
Po wydostaniu się ulicą Sarego na Planty, zmierzamy nimi w kierunku dworca. Na wysokości ulicy Mikołajskiej skręcamy w prawo i po przekroczeniu ulicy Westerplatte obok Domu Turysty wchodzimy w ulicę Mikołaja Kopernika. Po kilkudziesięciu metrach skręcamy w lewo w ulicę Radziwiłłowską, która obok budynku Narodowego Starego Teatru, gdzie przez lata mieściła się wypożyczalnia kostiumów teatralnych, prowadzi aż do ulicy Lubicz. W jednej z ostatnich kamienic, tuż przed istniejącym od lat sklepikiem spożywczym Baśka, w latach 1929–1948 mieszkała Wisława Szymborska – o czym informuje pamiątkowa tablica na fasadzie.
To było pierwsze krakowskie miejsce przyszłej poetki po przyjeździe do miasta. Urodzona w podpoznańskim Kórniku i wychowywana w Toruniu Wisława miała wówczas sześć lat. Rodzina Szymborskich zajęła sześciopokojowe mieszkanie na pierwszym piętrze, które poetka wspominała po latach jako typowo mieszczańskie, ze starymi meblami i fortepianem. W kolejnych „własnych” miejscach – w Domu Literatów przy Krupniczej, w budynku przy Królewskiej 82 (wtedy jeszcze 18 Stycznia), w bloku przy Chocimskiej 19 i pod ostatnim adresem: Piastowska 46 – talent poetycki i plastyczny Szymborskiej rozwinął się aż po Nagrodę Nobla, przyznaną jej w 1996 roku. Niemniej to w potężnej kamienicy nieopodal dworca kolejowego powstały pierwsze wiersze, z debiutanckim Szukam słowa opublikowanym na łamach Dziennika Polskiego w 1945 roku na czele. To w tym czasie – po ukończeniu szkół, nauce na tajnych kompletach, pracy w charakterze urzędniczki na kolei – współzałoży Szymborska grupę literacką Inaczej, w której spotka się ze Stanisławem Lemem, Tadeuszem Kubiakiem i pozna przyszłego męża Adama Włodka. Po ślubie młodzi przeprowadzą się do Domu Literatów, ale kamienica przy Radziwiłłowskiej zapamięta literackie początki przyszłej Noblistki, a ona po latach będzie wspominać stiuki na ścianach.
Kamienica, w której ukrywała się Zuzanna Ginczanka
Wracamy na Planty ulicą Ludwika Zamenhofa i pokonujemy drogę do wylotu ulicy Mikołajskiej. To właśnie w jednej z kamienic przy tej ulicy, tuż naprzeciwko odnowionego gmachu Drukarni Związkowej mieszczącego dziś firmy i lokale usługowe, podczas okupacji ukrywała się Zuzanna Ginczanka. Poetka przez lata zapomniana, obecnie na nowo odkryta i uchodząca za jedną z najważniejszych postaci polskiej literatury drugiej połowy lat trzydziestych dwudziestego wieku.
Historia Zuzanny Gincburg, bo tak brzmiało jej nazwisko, zaczyna się w Kijowie, gdzie przychodzi na świat w rodzinie żydowskiej w 1917 roku. Jej rodzina wkrótce przenosi się na Wołyń, skąd Zuzanna wyjeżdża na studia do Warszawy. Szybko trafia do kręgu Skamandrytów i zaprzyjaźnia się z Julianem Tuwimem – który publikował jej pierwsze wiersze – oraz Witoldem Gombrowiczem. W 1936 roku wydaje debiutancki tom O centaurach (który zdobędzie pozytywne recenzje) przedstawiając dojrzałą poetykę – z jednej strony wychodzącą z osobistego doświadczenia, z drugiej komentującą coraz groźniejszy świat zewnętrzny. Wybuch wojny wygnał Ginczankę do Lwowa, gdzie wzięła ślub i pisała. Od 1943 roku ukrywała się w Krakowie – najpierw w Swoszowicach, następnie w domu, przed którym stoimy. Wskutek donosu sąsiadów aresztowało ją Gestapo. Prawdopodobnie została rozstrzelana wraz z innymi więźniarkami na terenie KL Płaszów w 1944 roku. Ocalał jej talent poetycki, który możemy podziwiać dzięki kolejnym edycjom jej dzieł. Nostalgia uwiła sieć w tej pięknej, choć niepozornej kamienicy, bowiem – jak pisze Ginczanka w wierszu Obcość – Radość przepływa / zdala / w różowej świątecznej łodzi / daleką obcą rzeką / z ultramaryny i z iłu.
Dom Literatów
Spacer kończymy przy ulicy Krupniczej – maszerując Mikołajską, przez Rynek Główny i Szewską pod Teatr Bagatela. W połowie długości ulicy, tuż za wylotem ulicy Józefa Szujskiego, stoi od ponad stu lat kamienica projektu Henryka Lamensdorfa, której znaczenie dla krakowskiej literatury jest nie do przecenienia.
To właśnie w tym solidnym trzypiętrowym budynku przez pół wieku (od 1945 do 1995 roku) mieściła się siedziba Związku Literatów Polskich. Na parterze odbywały się zebrania i spotkania autorskie oraz działała stołówka. Na piętrach mieszkali pisarze, członkowie ZLP. Konstanty Ildefons Gałczyński, także mieszkaniec, nazwał budynek „domem czterdziestu wieszczów”. Wielu najważniejszych pisarzy związanych z Krakowem mieszkało – dłużej lub krócej – przy Krupniczej 22. Wisława Szymborska, Sławomir Mrożek, Tadeusz Różewicz, Halina Poświatowska, Anna Świrszczyńska, Jerzy Andrzejewski – można wymieniać w nieskończoność. Anegdoty związane z kamienicą – często przywołujące postać szatniarki, pani Loli, którą uwiecznił w serii kabaretowych skeczy Bronisław Maj, a także przypominające sąsiedzkie niesnaski i zwady – zostały opisane w wielu artykułach i książce Anny Grochowskiej.
Dziś, patrząc na niszczejący budynek, w którym działa restauracja i punkt kuśnierski, trudno uwierzyć, że był on tętniącym życiem centrum krakowskiej kultury. Choć trzeba przyznać, że decentralizacja przynosi także dobre skutki i dzięki temu poeci mają nieco więcej wolnej przestrzeni dla swojej twórczości.