W sumie – choć i zabite deskami, i prymitywne jest nasze miasto, to jednak jestem bardziej zadowolony z pobytu tu, niż w Paryżu – pisał do siostry Władimir Iljicz Uljanow, szerzej znany jako Włodzimierz Lenin, który wraz z żoną i najbliższą współpracownicą Nadieżdą Krupską oraz teściową Jelizawietą przeniósł się do Krakowa latem 1912 roku i przebywał w nim do wybuchu I wojny światowej.

Zadowolenia tego nie powodował raczej zaściankowy, spokojny i senny tryb życia, jaki tu prowadził. To, co tak bardzo przypadło do gustu rosyjskiemu rewolucjoniście, liderowi bolszewickiej frakcji Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji (SDPRR), to położenie miasta. I nie chodziło bynajmniej o tereny dogodne do uprawiania turystyki pieszo-rowerowej. Kraków od granicy rosyjskiej dzieliło wówczas zaledwie kilka kilometrów, co ułatwiało łączność z krajem, z którego wygnały go carskie represje. Stąd łatwiej niż z Francji lub Niemiec było mu kontaktować się z towarzyszami i współredagować Prawdę – wydawane w Petersburgu bolszewickie pismo. By ominąć cenzurę, przewożono listy pociągiem za granicę i tam nadawano na zwykłej poczcie. Do Krakowa bliżej mieli też odwiedzający Lenina bolszewicy, którzy przekraczali granicę m.in. korzystając z przepustek kupowanych od mieszkańców przygranicznych terenów, tzw. półpasków.

Pod Wawel, by spotkać się z Leninem, przyjeżdżali najważniejsi działacze SDPRR: Nikołaj Bucharin, Lew Kamieniew, Grigorij Zinowiew, Józef Stalin oraz Inessa Armand, francusko-rosyjska komunistka i feministka, jednocześnie kochanka przywódcy bolszewików. Mieszkanie Uljanowów było głównym ośrodkiem rosyjskiej myśli rewolucyjnej – odbywały się w nim narady członków partii bolszewickiej i posiedzenia jej komitetu centralnego, stąd kierowano kampanią wyborczą do Dumy. Niezbyt przyjazne – z powodu rywalizacji na Bałkanach – relacje Rosji i Austro-Węgier gwarantowały również, że Lenin nie zostanie wydany śledzącej go ochranie – rosyjskiej tajnej policji.

W czasach PRL-u, kiedy o Leninie pisano w sposób hagiograficzny, niemal każdy budynek, do którego z jakiegoś powodu zawitał, oznaczony został tabliczką upamiętniającą ten fakt. Stawiano mu pomniki, jego imię nadawano zakładom przemysłowym. Ówczesne natężenie propagandy spowodowało, że dziś historię pobytu przywódcy bolszewików pod Wawelem otacza coś na kształt wstydliwego milczenia. A przecież warto pamiętać, że Kraków z początku XX wieku to nie tylko rozmowy przy sznyclu o najjaśniejszym cesarzu, ale też rewolucyjne wrzenie. I że pod mieszczańsko-konserwatywno-klerykalną patyną toczyło się całkiem intensywne życie polityczne.