Wymagano od niej wiele już od dziecka – miała zaledwie pięć lat, gdy z rodzinnego, węgierskiego Ostrzyhomia posłano ją do obcego kraju, a zaledwie dwanaście – gdy wydano za mąż. Potem ponad 30-letnie pożycie małżeńskie, ona – dziewica, on – Wstydliwy. Liczne przeprowadzki: Wojnicz, Nowy Korczyn, Kraków, po drodze słona Bochnia i Wieliczka, chwila w Sandomierzu. Do tego najazdy tatarskie i związane z tym ucieczki – na Morawy, na Węgry. Nic dziwnego, że w wieku 55+ Kinga zapragnęła odpocząć…
Na miejsce spokojnej starości wybrała ziemię sądecką, którą otrzymała na własność już w 1257 roku, ale dopiero jako wdowa mogła skorzystać z dobrodziejstw tego przywileju. A korzystała jak potrafiła i jak w tamtych czasach wypadało. Cała jej rodzina to święte (bądź aspirujące do świętości) kobiety: siostry – święta Małgorzata Węgierska i błogosławiona Jolenta, ciotka – święta Elżbieta Węgierska, szwagierka – błogosławiona Salomea, oraz dalsze krewne – święta Jadwiga Śląska i święta Agnieszka z Pragi. Cel zatem był określony jasno, a klasztor Klarysek, ufundowany przez nią samą w 1280 roku, zapraszał w swe gościnne progi – i tam już Kinga pozostała na zawsze (z jedną krótką przerwą – znowu ci Tatarzy!).
I choć mogłoby się wydawać, że Kinga murów klasztoru prawie nie opuszczała, to całe miasteczko, którego rozwój był silnie związany z klasztorem, nosi ślady jej obecności.
Powstające od średniowiecza po czasy współczesne wizerunki św. Kingi w habicie klaryski, czasem w książęcym diademie na głowie, z modelem klasztoru Klarysek w dłoni, berłem, bryłą soli i pierścieniem – na trwałe wrosły w pejzaż Starego Sącza.
Zapraszamy na spacer, podczas którego poszukamy przedstawień Sądeckiej Pani.