Kulinaria można porównać do drogi, na której to, co nowsze, spotyka się z tym, co nieco starsze. Małopolska jest tego świetnym przykładem. Wyruszając na jednodniową wycieczkę, możemy zobaczyć XVIII wieczną jadalnię, zjeść chleb z piekarni, która może pochwalić się niemal stuletnią historią, by po chwili stanąć oko w oko z XXI wiecznym przykładem spółdzielni produkującej smaczne konfitury. To nie wszystko, bo na koniec możemy przekonać się, że Wieliczka to nie tylko sól, i napić się wina z pięknie położonej podkrakowskiej winnicy.
Chleb i wino
Wstęp
Obiekty na trasie:
Lanckorona i jej piekarnia
Piekarnia Siwek w Lanckoronie na Świętokrzyskiej 8, rzut beretem od lanckorońskiego rynku, swoje tradycje pielęgnuje od 1925 roku. A że śpiewał o niej Marek Grechuta, to wie o niej cała Polska. Niektórzy mają jednak za daleko, by wpaść tu na drugie śniadanie, a z Krakowa wystarczy pół godziny jazdy samochodem, by móc podejrzeć pracę piekarzy i poczuć zapach świeżo upieczonych drożdżówek. Chleb, sernik i szarlotkę można tu dostać prawie zawsze, ale warto zamówić drożdżówki i inne wypieki, bo ich dostępność zależna jest od tego, co akurat można zebrać w ogrodzie i kupić na targu. Żeby spalić nadmiar kalorii, wystarczy wdrapać się na lanckorońskie wzgórze i obejrzeć ruiny średniowiecznego zamku, który powstał za panowania Kazimierza Wielkiego.
W weekendy też nie jest tu nudno. Na Rynku odbywa się wówczas jarmark produktów tradycyjnych i regionalnych, więc do domu można wrócić nie tylko z zapasem chleba, ale także z dżemem lub smalcem od miejscowej gospodyni.
Dwór w Stryszowie
Stryszowski dwór wygląda na zamknięty, bronią go furtka i bramka. Łatwo się jednak przez nie przedostać, bo wystarczy nacisnąć dzwonek. Dwór jest przepięknie położony, jego ogród zachęca do tego, by usiąść i choć chwilę odsapnąć. Budynek należy do grupy najciekawszych zabytków dawnego budownictwa rezydencjonalnego w tym rejonie. Został wzniesiony pod koniec wieku XVI, pierwotnie jako dwór obronny, a przebudowano go w połowie XVIII stulecia. Po zakupieniu biletu można zobaczyć, jak wyglądały wnętrza dworu polskiego w wieku XIX. Polecamy jadalnię z wielkim oknem i… unikatowy nocnik. Dlaczego unikatowy? O to trzeba już zapytać na miejscu.
Inkubator kuchenny w Zakrzowie
To miejsce o skomplikowanej ‒ jak zasady finansowania ze środków unijnych ‒ strukturze. Ważne jest to, że jest unikalne, bo tamtejsze kuchnie, maszyny i urządzenia można wynająć, by w nich gotować. Na co dzień zarządza tym miejscem specjalnie powołana Spółdzielnia Socjalna. Panie Lucyna, Ewa, Kinga i Irena przygotowują świetne przetwory z logo Smaki Gościńca, które można kupić w wielu miejscach w Krakowie. Do Inkubatora zgłosiły się, kiedy jeszcze był tylko ideą, przeszły specjalne szkolenia, a dziś smażą powidła i lepią pierogi. Są już sławne, bo z ich pomocy skorzystali nawet organizatorzy Festiwalu Jazzowego w Wadowicach. Ręka w rękę z jednym z szefów kuchni z Wadowic przygotowały wówczas przekąski dla ośmiuset głodnych nie tylko muzycznych wrażeń gości.
W sezonie grzybowym warto się wybrać do pobliskiego lasu, bywa tam całkiem sporo grzybów.
Szczyrzyc i Ogień
Ta niewielka wieś w Małopolsce słynie z opactwa cysterskiego, ale ostatnio jest o niej głośno również z innych powodów. Odkąd działa w okolicy rodzina Lorków, miłośnicy dobrej kuchni i wina pielgrzymują do tego miejsca równie chętnie jak do opactwa. Najpierw była Koziarnia, gospodarstwo agroturystyczne słynące ze świetnych serów oraz rzemieślniczych cydrów. Wyjątkową opinię o gospodarstwie i jakości jego produktów potwierdził głos Jacka Szklarka, prezesa Slow Food Polska. Na jego zaproszenie Lorkowie prezentowali swoje wyroby na slowfoodowych festiwalach. Dziś w sąsiedztwie Koziarni działa Ogień, restauracja pracująca tylko w niektóre weekendy podczas ciepłych miesięcy. Informacje o niej można znaleźć tutaj. Kuchnia tego miejsca bazuje na najprostszych technikach obróbki jedzenia. Sery pochodzą z piwnicy Koziarni, grzyby z pobliskiego lasu, a mięso od sprawdzonych dostawców. Warto Ogień odwiedzić, choć szczerze trzeba tu dodać, że nie jest to miejsce dla wszystkich, bo nie jest to typowa restauracja ‒ jedzenie podaje się pod gołym niebem, ławki są twarde, ale za to można poleżeć na hamaku. Coś za coś!
Winnica Wieliczka
Agnieszka Rousseau jest pierwszą kobietą enologiem w Polsce. Pracowała w wielu polskich winnicach. Jej przyjaciele mówią, że umie rozmawiać z drożdżami odpowiedzialnymi za powstanie wina. Studia enologiczne ukończyła na uniwersytecie we Francji, choć właściwie pojechała tam napisać doktorat z farmacji. Później pracowała w wielu winnicach we Francji, Nowej Zelandii, Australii, Szwajcarii, Indiach, Rosji, Rumunii, a wina przez nią tworzone podawane były nawet na książęcym dworze w Monako i w Białym Domu. Jej partner, Piotr Jaskóła, jest ekologiem i człowiekiem wyjątkowo upartym. To on ‒ jako pierwszy rolnik ‒ przeszedł całą winną drogę i przetarł szlaki następcom. A droga ta biegła od wyprodukowania pierwszej butelki własnego wina do jej obanderolowania i sprzedaży, co jeszcze jakiś czas temu w Polsce było prawie niemożliwe. Dziś rozmawia z krzewami o czwartej nad ranem albo słucha razem z nimi Bacha.
Agnieszka i Piotr wspólnie prowadzą biodynamiczną winnicę, a wina z ich winnicy cieszą się opinią jednych z najlepszych w Polsce. Organizują także różne wydarzenia związane z winem i ekologią, więc warto śledzić ich działania i brać udział w eventach. Więcej informacji: http://www.winnicawieliczka.com/
Kiedyś pewien rolnik znalazł na polu, gdzie rosną dziś krzewy winorośli, ząb mamuta. Gospodarze winnicy dostali go w prezencie, gdy rozpoczynali działalność. Dziś ten właśnie ząb widnieje na etykietach win ich produkcji.
Wina z tej winnicy nie należą do tanich, ale jakość musi mieć swoją cenę.