Projektowanie musi być wypełnione znaczeniem. A słowo „znaczenie” zastępuje tu terminy tak semantycznie niejednoznaczne jak: „piękny”, „brzydki”, „śliczny”, „wstrętny”, „realistyczny”, „niejasny”, „abstrakcyjny” czy „miły”.

Victor Papanek, Dizajn dla realnego świata

Wzór jest jak ludzka twarz – każdy jest inny, ma własny wyraz, stoi za nim czyjaś indywidualność. Czy można tworzyć typologie wzorów? Oczywiście, że można. Ale po co? Zawsze przychodzi mi do głowy to porównanie, gdy słyszę pytanie o „małopolskie wzory”. Kultura nie jest, wbrew temu, co myślimy, gigantyczną komodą z szufladami, na których ktoś ponaklejał etykietki. Kultura to przepływ, dialog, zapożyczenia, adaptacje, inspiracje. Motywy wędrują między szufladami, ewoluują, żyją. Wzory nie są własnością jednej grupy czy jednego obszaru etnograficznego. Przydarzają się nam – ludziom – jak ziemia długa i szeroka. Rozeta – celtycki symbol solarny – pojawia się, jako gwiazda cyrklowa, na belkach stropowych izb, na meblach i w zdobnictwie ubrań góralskich.

Gdybyśmy przeprowadzili ankietę z pytaniem o motyw kojarzący się z Małopolską, pewnie wysoko na liście odpowiedzi znalazłby się kwiecisty wzór ze spódnic i chust, czyli z materiału zwanego tybetem. Ale przecież szalone wzory różane nie są inwencją kobiet z Małopolski, a tylko ich wyborem. Tybet to materiał fabryczny (dziś powiedzielibyśmy – importowany), trafiał na wieś, bo go kupowano. Dlaczego wybierano akurat róże? Bo były dostępne. Może także dlatego, że kwiaty, zwłaszcza niektóre gatunki, miały przypisane znaczenia. Starościna podczas obrzędu kupowania wianka panny młodej mówiła:

…te kwiatki to z rajskiego ogrodu zaś posłał Ci je sam Pan Jezus. A Anioł z liliją przyniósł do Nazaretu i stąd dostały się przez ptaków niebieskich na świat Boży. Przez żabie oczko niezapominajki dowiadują się w niebie, co się dzieje na świecie między małżonkami, a ta czerwona malwa to z tureckich krajów przywieziona i przynosi szczęście w dom każdy. Zaś w tej czerwonej róży siedzi duch, który pomaga dobrym ludziom, a Boże drzewko skutecznie na wszelką niemoc ludziom i zwierzętom. 

Dodać trzeba, że haftowane na ubraniach kwiaty (a także inne motywy) spełniały istotną funkcję praktyczną – wzmacniały materiał i nadawały sztywność tkaninom. Dzięki haftom gorsety skutecznie kształtowały kobiecą sylwetkę, poły sukman dobrze się zamykały, a rękawy cuch odporne były na przecieranie się.

Gama kolorów małopolskich jest zadziwiająco wąska. Dominuje w niej czerwień, a raczej kilka różnych tonów czerwieni (z ubrań, biżuterii i zabawek), także kolor niebieski w palecie od błękitów po granaty (okrycia wierzchnie, raczej męskie, proweniencji mundurowej), są brązy, czernie, biel, w końcu zieleń (ta ze skrzyń wiannych). Kogo zaskoczy nieobecność koloru żółtego, ten niech pomyśli o złotych i srebrnych lamówkach, szamerunkach, cekinach, sieczce i całym asortymencie skrzących się ozdób, bez których świąteczne ubrania (takie zachowały się muzealnych kolekcjach) nie byłyby wystarczająco paradne. A jednak to nadal stonowana gama, mająca niewiele wspólnego z krzykliwością większości produktów, do których przyczepia się dziś metkę „etno z Krakowa/Małopolski”.

Motywy, formy i kolory można oczywiście ułożyć w kanon i obficie z niego korzystać, ale w samym geście korzystania więcej może być stylizacji niż etnodizajnu. Na czym więc polega etnodizajn? Najprościej mówiąc: wymaga on pracy ze źródłem. Zamiast szukać „małopolskich wzorów” być może warto przyjrzeć się wzorom z Małopolski. Najlepiej zafundować sobie spotkanie z przedmiotem. Obejrzeć sukmanę mieszkańca Ćwikowa, zważyć ją w ręce, przekonując się, że lekka nie była. Rozłożyć jej poły, zobaczyć krój i szerokość rozkloszowanego dołu. Zrozumie się wówczas, jak bardzo szata mogła zdobić człowieka, jak dodawała splendoru, jak ważnym była komunikatem dla otoczenia. Kto wyobrazi sobie, jak chodzi człowiek ubrany w taki strój, zrozumie, dlaczego cuchy góralskie, choć także szerokie i paradne, były radykalnie krótsze, a więc dużo wygodniejsze.

Jaki z tego odkrycia pożytek dla nas dziś? To zależy tylko od nas. Bo w zamiar etnodizajnerski powinna być wpisana potrzeba. Problem w tym, że coraz trudniej ją w sobie dostrzec, gdy żyje się w zglobalizowanym świecie i kulturze wyrobów gotowych, w której wzornictwo jest podporządkowane kreowaniu potrzeb, a nie ich zaspokajaniu.

Tu przychodzi z pomocą etnografia, nie tylko jako kolekcja, ale także jako metoda pracy. Pozwala nam dotrzeć do podszewki życia i zbadać grunt rzeczy, biorąc na warsztat relacje człowieka z przedmiotem. Konkretnym przedmiotem. Trzeba przy tym postawić najprostsze i dlatego najtrudniejsze pytania. Pytania etnografa. „Zapisuj, proszę, co robią, jak robią, dlaczego tak robią, jaki to ma wywrzeć skutek” – pisał w 1883 roku w liście do dr. Józefa Kownackiego Seweryn Udziela, założyciel Muzeum Etnograficznego w Krakowie. Efektem tej prośby i misji jest kolekcja etnograficzna zgromadzona przez Muzeum: zbiór rzeczy – świadectw ludzkiego życia. Trzeba dziś na nią spojrzeć nie tylko jako na ślad przeszłości, ale także – a może przede wszystkim – jako na źródło o ogromnym potencjale możliwym do wykorzystania współcześnie. Jeśli to się uda, etnodizajn stanie się drogą do poznania siebie i świata.