Podwójny szpaler dziewcząt zaczyna się na granicy posiadłości, kończy zaś przy samej bramie powitalnej. Zmierzcha i dziewczyny – młodziutkie góralki – trzymają w dłoniach zapalone pochodnie. W półmroku wpatrują się w zakręt drogi: jeszcze chwila i wyłoni się stamtąd Ona, najpiękniejsza kobieta epoki, „gołąb o orlich skrzydłach”, ich dobrodziejka, fundatorka szkoły, gdzie uczą się dziergać koronki. Czy naprawdę jest tak piękna, jak mówią? I czy rzeczywiście nosi ich wyroby? Czy jakiejś szczęściarze uda się dostrzec swój kołnierz lub mankiecik w ubiorze Bogini…?

Wreszcie – jedzie! Z Poronina wiatr niesie odległą palbę z moździerzy, chwilę potem Zakopane grzmi kolejną. Dźwięki góralskiej muzyki zagłuszają stukot kopyt na kamieniach i oto nagle zza zakrętu wyłania się Ona. Konia, którego dosiada (gdyż od Nowego Targu jedzie konno), okrywa przywieziony zza oceanu egzotyczny indiański czaprak, czarny z czerwonym otokiem. Dziewczyny wytężają wzrok, wznoszą ku górze pochodnie, by lepiej widzieć tę niezwykłą amazonkę: wzrostu jest więcej niż średniego, w talii wąska, szczupła w biodrach, budowy proporcjonalnej (ktoś wyliczył, że jej głowa – jak głowa greckiego posągu – osiem razy mieści się w długości ciała). Okrywa ją obcisła suknia. – Patrzcie, jedzie jak królowa – myślą przysadziste góraleczki – a ponoć zanim poślubiła hrabiego, była z niej zwykła awanturnica, aktoreczka, co to lata po scenie na golasa… I choć tak sobie myślą i szepczą, żadna z dziewcząt nie może oprzeć się, by nie szukać choćby strzępka swojej koronki w stroju Heleny Modrzejewskiej, największej artystki scen starego i nowego świata, która ufundowała w Zakopanem Krajową Szkołę Koronkarską.

*

Krój, szycie, haftowanie – to nie były zajęcia obce Helenie Modrzejewskiej. Jak wiele ówczesnych aktorek, większość swoich kostiumów teatralnych robiła sama. Zresztą, zanim na śmierć i życie zakochał się w niej Karol hrabia Chłapowski (Helena czule mówi o nim „Chłapek”), rzeczywiście nie była wielką damą. Urodziła się jako nieślubna córka wdowy o pospolitym nazwisku, grywała nędzne rólki na prowincjonalnych scenach Bochni i Czerniowiec, związana z impresariem, który wprawdzie wymyślił jej piękny pseudonim i znalazł angaż, lecz nie omieszkał także spłodzić z nią dwójki pozamałżeńskich dzieci. Tylko nieprawdopodobnemu talentowi, zawziętej pracowitości i twardemu charakterowi Helena Modrzejewska zawdzięczała swój ogromny sukces. W latach 80. XIX wieku nikt nie miał wątpliwości, że jest jedną z największych żyjących aktorek, porównywaną jedynie z Sarą Bernhardt. U jej stóp leżały nie tylko Kraków, Warszawa i Wiedeń, ale także Los Angeles, San Francisco, Nowy Jork i Londyn, gdzie grała Szekspira. Helena wciąż jednak pamiętała, czym są bieda i głód.

Góralskie dziewczęta też dobrze to wiedziały. Na Podhalu nie przelewało się. Kto mógł, szukał zarobku. Dużą pomocą była działająca od 1876 roku szkoła snycerki dla chłopców. Przydałoby się jednak coś podobnego dla dziewczynek – miejsce, które dałoby im wykształcenie i zarobek jednocześnie. Tytus Chałubiński, przyjaciel Heleny, zachęcał ją: szkoła rzemiosła dla panien byłaby pięknym prezentem, podarowanym ukochanym górom. Inicjatywę popierał też pierwszy proboszcz Zakopanego, ksiądz Józef Stolarczyk.

Helena rzeczywiście kochała Tatry. Choć zwiedziła wiele obcych krajów, tylko na widok polskich gór miała ochotę wysiadać i „całować przemokłe mchy i kamienie”. Często bywała w Zakopanem: jeździła tu konno, dla zdrowia biegała boso po mokrej łące, nurzała się w lodowatych strumieniach i ciepłych źródłach. Lubiła nawet przypisywać sobie góralskie korzenie. „Ojciec mój, Góral z rodu – opowiadała – umarł w górach, do których kazał się zawieźć przed śmiercią, a które kochał namiętnie”. Fakt, że Michał Opid, jej domniemany ojciec, pochodził ze wsi w… Beskidach, nic a nic Helenie nie przeszkadzał.

To pewnie Modrzejewska wpadła na pomysł, by w szkole, którą ufunduje, dziewczęta dziergały koronki. Podhale nie miało własnych tradycji koronkarskich. Pierwsze nauczycielki trzeba było wysłać na przyuczenie do Wiednia. Przywiozły stamtąd wzory austriackie. Dopiero w 1912 roku, gdy nauczycielem rysunku i kompozycji zostanie Karol Kłosowski, na serwetach i kołnierzykach pojawią się zakopiańskie parzenice, lilie, szarotki i krokusy, a koronczarki zaczną inspirować się wzorami z sosrębów w góralskich chatach.

Ale to dopiero przyszłość. Na razie Tytus Chałubiński, ksiądz Stolarczyk i hrabina Róża z Potockich Krasińska zdążyli dopiero ułożyć dla Modrzejewskiej status szkoły koronkarskiej. Helena dawała im wskazówki i – w tym samym czasie – grała na scenach całego świata. 10 marca 1882 roku była w Warszawie. W Teatrze Wielkim odbywał się jej benefis. Modrzejewska przywiozła do ojczyzny Norę Ibsena – sztukę na wskroś nowoczesną, na zachodzie uznaną za dziwaczną, bezbożną, obrzydliwą i niemoralną. Ceny biletów w Warszawie zostały nadzwyczajnie podniesione, nadwyżka miała zostać przeznaczona na fundusz założycielski szkoły dla podhalańskich dziewcząt. Wejściówki zniknęły natychmiast, utworzył się czarny rynek biletów. Szczęśliwcy, którzy weszli do teatru, na zawsze zapamiętali niesamowitą kreację Modrzejewskiej, a zwłaszcza końcową scenę tańca Nory. Krytycy nie znaleźli słów, by oddać to, co zobaczyli. „Modrzejewska dorównała samej sobie” – napisał bezradnie jeden z nich.

Jeszcze kilka takich przedstawień w Krakowie i Helena miała już 1200 złotych reńskich na założenie szkoły. Niecały rok później, 1 maja 1883 roku, Krajowa Szkoła Koronkarska uroczyście otwarła podwoje. Modrzejewska nie mogła być obecna na ceremonii, znów była na tournée po Ameryce. Wspierała jednak koronczarki duchowo i materialnie. Zamawiała mnóstwo koronek – zwłaszcza tych drogich, weneckich, duchesse – i ozdabiała nimi swoje kostiumy. Kazała szyć sobie całe suknie, robić mankiety i kołnierzyki, dziergać wachlarze. W zamian przysyłała zatrudnionym przy tej pracy dziewczętom wstążki, jakich nie miał nikt w Zakopanem. Radości było co niemiara. Nic dziwnego, że uczennice nie mogły się doczekać, kiedy na własne oczy zobaczą swoją dobrodziejkę, wielką aktorkę, Piękną Helenę, o której krążyło tyle dobrych i złych plotek.

Okazja nadarzyła się w 1884 roku, gdy Modrzejewska przyjechała do Zakopanego na otwarcie swojej nowo wybudowanej willi „Modrzejów”. Dziewczęta ze szkoły stały wówczas w podwójnym szpalerze, z pochodniami w dłoniach, od granic posesji aż po bramę powitalną. Każda miała nadzieję, że dostrzeże w ubiorze wielkiej artystki choćby skrawek własnej koronki…

*

„Dzisiaj wieczorem powzięłam mocne postanowienie, że za dwa albo trzy lata opuszczę scenę. Powinno mi się powieść do końca, gdyż mam godziwe dzieło na oku: ufundować szkoły dla dzieci góralskich, a zacząć od Zakopanego. Nie mam określonych zamiarów, tylko pragnienie zrobienia czegoś dobrego” – zapisała Modrzejewska w pamiętniku w 1881 roku. Na scenie wytrwała nie 2–3 lata, lecz 28. Grała do samego końca. Zmarła w 1909 roku.

Szkoła, którą założyła w Zakopanem, przetrwała dwie wojny światowe. Działała 125 lat.

„Czy koronki w ogóle są potrzebne? – pisał w 1956 roku Karol Kłosowski, nauczyciel rysunku i kompozycji. – Otóż niejedna z pań przychodzących na kupno do szkoły mówiły: obiadu nie dojem, a koronkę mieć muszę. Może być i to interesujące, że praca przy koronkach leczy nerwy a szczególniej kobietom stoprocentowym. Niejedna z «nadzwyczajnych» w naszej szkole przebierając klockami mówiła: o jak tyż to uspokaja nerwy. Ale kobiety o 90 ciu procentach cech męskich mówiły: O ja bym tego nigdy nie zrobiła. Mimo to warto wytwarzać koronki bo kobiecych kobiet jeszcze są miliony” [pisownia oryginalna].

Zakopiańska szkoła koronkarska została zamknięta w 2008 roku. – Powstała w czasach, gdy ludzie poczuli, że nie potrafią żyć bez piękna – powiedział wówczas jej dyrektor. – Umiera w czasach, gdy ludziom piękno jest niepotrzebne.

Korzystałam z książki Józefa Szczublewskiego Modrzejewska. Życie w odsłonach, artykułu Tomasza Łubieńskiego Zakopane Modrzejewskiej oraz wspomnień ze strony Zakopiańska Koronka Klockowa (https://koronkaklockowa.wordpress.com/).