Jest koniec czerwca. W mojej rodzinie pszczelej jest ponad 60 tysięcy pszczół robotnic. Rozkwitły właśnie miododajne lipy. W ulu praca wre.
RANO
Minęła parna i gorąca noc. Jest godzina 4 rano. Wschodzi słońce. W ulu przez cały czas trwa gorączkowa krzątanina. O wykryciu nowego źródła pożytku zawiadamiają całą rodzinę moje siostry zwiadowczynie swoimi tańcami. Z ich ruchów zrozumiałam, że kwitnąca lipa znajduje się 500 m na południowy wschód od naszego ula. Niewielka próbka nektaru, którą otrzymałam, pomogła mi zapamiętać nowy zapach i smak. Wyleciałam z ula i błyskawicznie odnalazłam kwitnące drzewo. Przyniosłam pierwszy ładunek aromatycznego nektaru. Startuję po następne porcje…
POŁUDNIE
Jest pełnia dnia, upał, temperatura ponad 25ºC. Przyniosłam już dzisiaj 5 pełnych ładunków nektaru. Niemal wszystkie moje siostry zbieraczki pracują na wyścigi. Jest ich ponad 20 tysięcy. Każda z nas stara się przynieść jak najwięcej nektaru. Lecę kolejny raz. Biorę krótki rozbieg, mijam w wylotku pszczoły wartowniczki, startuję w powietrze. Gdy ląduję na „mojej” lipie, zaglądam do kolejnych kielichów kwiatowych. Zanurzam w nich języczek, szybko spijam nektar i magazynuję go w wolu. Jest mi coraz ciężej. W drodze powrotnej dla regeneracji sił zjadam odrobinę niesionego nektaru. Ciężko ląduję na plastry i przekazuję nektar na języczek młodszej siostrze – odbieraczce nektaru. Od razu wylatuję z ula po kolejny ładunek…
WIECZÓR
Zbliża się koniec dnia. Wracam do ula z ostatnimi zbieraczkami. Pogoda była dziś wspaniała i lipa nektarowała znakomicie. Nie przeszkodził nam ani deszcz, ani silny wiatr. Dzięki temu przyniosłam mnóstwo nektaru. Dziś miałam szczęście, wykonałam aż 10 kursów.
Ostatnią przyniesioną porcję nektaru sama już składam do odpowiedniej komórki w plastrze. To jeszcze nie jest miód. Nazywamy go nakropem.
Wszystkie pszczoły pracują. Widzę, jak młodsze siostry czyszczą i polerują komórki potrzebne do wychowu czerwiu. Inne nieustannie karmią larwy*. Kolejne, wisząc w gronach, wypacają wosk i budują nowe plastry. Niektóre zajęte są przeróbką przyniesionego nektaru. Pracowały wszystkie cały dzień, pracują i teraz. Postanawiam im pomóc. Pobieram z komórki do wola porcję nakropu i dodaję swoich enzymów. Uszlachetniony nakrop zwracam do komórki. Robię to wielokrotnie. W ciągu 5 dni powstanie z niego miód.
PÓŁNOC
W ulu jest bardzo parno i wilgotno. Kilka tysięcy moich sióstr wentyluje gniazdo. Niektóre robią to od kilku godzin. Są już bardzo zmęczone. Chcę im pomóc, więc instynktownie ustawiam się w szeregu robotnic. Stoję tyłem do wylotu i wraz z siostrami szybkim ruchem skrzydeł sprawiam, że strumień wilgotnego i gorącego powietrza opuszcza gniazdo. Przy wentylacji pracuję przez kilka godzin. Obok mnie właśnie przechodzi królowa matka wraz ze swoją świtą. Zagląda do każdej komórki i składa jajeczka. Otaczające matkę pszczoły głaszczą ją czułkami i co chwila karmią mleczkiem.
Zbliża się koniec nocy. W ulu nie ma czasu na odpoczynek. Czeka nas kolejny pracowity dzień…
* roczne zużycie miodu przez średnią rodzinę pszczelą wynosi 90-100 kg, z czego zaledwie 8 kg zużywane jest w czasie zimy