Nieopodal Krakowa znajdują się dzieła malarstwa królewskiej miary. Pochodzą one z odległego czasu, który bardziej kojarzy nam się z legendami niż z rzeczywistymi dziejami utrwalonymi w dokumentach. Mowa o Niepołomicach, ulubionym miejscu pobytu królów polskich, których własnością był ten zamek myśliwski wraz z nieodzowną do polowań puszczą.

W Niepołomicach stoi także kościół wzniesiony w wiekach średnich, który do dziś zachował swój pierwotny kształt, a częściowo także średniowieczne wyposażenie. Całość powstała w wieku XIV i wówczas także została prawdopodobnie – jak to było w zwyczaju – hojnie wyposażona. Dziś trudno sobie wyobrazić wnętrze świątyni gotyckiej w kształcie, jaki prezentowała, gdy była nowa. Wnętrze wypełnione wielobarwnymi malowidłami na ścianach i witrażami w oknach, ołtarzami przy niemal każdym filarze, kolorowymi kotarami, chorągwiami i innymi ozdobnymi tkaninami. W kościele parafialnym w Niepołomicach, noszącym stare wezwanie Najświętszej Marii Panny, Dziesięciu Tysięcy Męczenników z Góry Ararat i Jedenastu Tysięcy Męczenniczek z Kolonii, dziś niewiele świadczy o bogactwie średniowiecznego wystroju. Świadkiem tych czasów jest wielki gotycki krucyfiks, dziś odnowiony i postawiony na belce tęczowej, pod wielkim łukiem oddzielającym prezbiterium od nawy świątyni.

Jeśli chcemy przywołać najdawniejsze czasy, musimy kierować się do nieco ukrytego, małego pomieszczenia, zwanego dziś Starą zakrystią. Kiedyś mogło być ono kaplicą, może prywatnej fundacji, powstałą jako votum za uzdrowienie czy uratowanie z opresji. Mogło być także kaplicą Maryjną z otaczaną kultem rzeźbą Madonny trzymającą na ręce małego Jezusa. Wiemy z pewnością, że to pomieszczenie ozdobiono freskami. Polichromia pokrywała niegdyś całe wnętrze, od najniższych partii ścian po sklepienie, którego łuki żeber zamykano zwornikami, płaskorzeźbami ozdobionymi dekoracją roślinną lub figuralną. Na jednym z nich rzeźbiarz odwzorował popiersie Chrystusa z głową o – jeśli można tak powiedzieć, opisując twarz Zbawiciela – klasycznej urodzie.

Malowidła wnętrza ozdabiają i nauczają, opowiadając historie świętych. Przede wszystkim zwracają na siebie uwagę pola wypełnione postaciami, ujęte w malowane ramy niczym obrazy rozwieszone na ścianach, ułożone gęsto obok siebie. Temat cyklu malowideł jest zagadkowy, badaczom do dziś nie udało się rozwikłać do końca, z którym to świętym można powiązać widoczne dziś na ścianach przedstawienia. Są one uporządkowane w dwóch strefach. W pasie dolnym namalowano pojedyncze figury świętych niewiast, które stoją w długim rzędzie ujęte w półpostaci, zwracając się do zwiedzającego, wchodzącego do pomieszczenia. Górny pas malowideł jest podzielony na sześć scen. Widzimy dramatyczne wydarzenia męczeństwa młodej dziewczyny, gotowanej w kotle, a jednak znoszącej swoje męki z wielkim spokojem i uśmiechem na twarzy. Obok moment postawienia świętej przed władcą o karykaturalnych rysach, siedzącym na ozdobnym tronie, za którym stoi paź z mieczem, znakiem władzy sądowniczej. Następne ujęcie jest obrazowaniem dysputy, w której udział biorą zarówno uczeni, jak i kobiety z królewskiego rodu. Kolejna scena to chłosta wymierzona osobie, której identyfikację uniemożliwia zniszczone w tym miejscu malowidło. Postać zawieszono za nogi na szubienicy, a oprawcy biczują skazańca, podnosząc wysoko rózgę i uderzając go szerokim ruchem. Następnie widzimy bożka z diabelskimi rogami, który zostaje strącony z wysokiej kolumny. Ta roztrzaskuje się na naszych oczach. Ostatnia scena przedstawia uwolnienie jakiejś świętej postaci, która w cudowny sposób wychodzi przez bramę potężnego gmachu więzienia. Czyją historię przedstawił malarz? Być może bohaterką tych scen jest Katarzyna Aleksandryjska, której legenda w wielu miejscach przypomina te wydarzenia. Mogła to być jednak i inna święta, czy też kilka z nich, zgodnie z wezwaniem kościoła, mieszczącym w sobie odwołanie do dziesiątek tysięcy męczenników.

Nieco mniej zagadkowy jest styl malowideł. Historycy sztuki widzą w nim wpływ malarstwa włoskiego, nie wykluczając, że twórca (lub twórcy) przybył z jednego ze środowisk artystycznych Italii. Włoski charakter malowideł potwierdza także technika mokrego fresku, powszechnie stosowana we Włoszech. Malarz mógł wywodzić się z kręgu słynnego Giotta di Bondone. Według niektórych był to ten sam malarz, który pracował wcześniej w Ostrzyhomiu na Węgrzech – na ostrzyhomskim zamku zachowały się do dziś podobne freski, powstałe może na zamówienie królewskie panującej wówczas na Węgrzech dynastii Andegawenów. Niewykluczone, że malarza sprowadziło do Niepołomic królewskie zamówienie, zlecone przez ostatniego Piasta, Kazimierza Wielkiego. Musiał to być malarz z wysokiego polecenia, a polecającym mogła być Elżbieta Łokietkówna, królowa Węgier, a jednocześnie siostra Kazimierza, króla polskiego.