Jego fundator był tak bogaty w kościelne beneficja, że nazywano go proboszczem całej Polski i uważano za najbardziej chytrego i fałszywego człowieka w kraju. Pałac w Książu Wielkim jest jednak niezaprzeczalnym dowodem na świetny gust biskupa Piotra Myszkowskiego i kunszt królewskiego architekta Santiego Gucciego.

W 1582 roku biskup Piotr Myszkowski jest już starym człowiekiem. Ma 72 lata. To wielka persona: wiele lat pracował jako sekretarz króla Zygmunta Augusta, jest podkanclerzem, swym podpisem firmował m.in. unię lubelską i elekcję Henryka Walezego. O jego bogactwach krążą legendy; biskup gromadzi je od lat. Gdy był jeszcze młodym księdzem, brał każde wolne beneficjum – śmiano się, że jest proboszczem całej Polski. Jednak im bardziej biskup posuwa się w latach, tym bardziej rośnie jego chorobliwa zachłanność. Sam nuncjusz papieski uważa go za najbardziej chytrego i fałszywego człowieka w Polsce. Nie jest to odosobniona opinia.

Na szczęście biskup ma niezaprzeczalnie dobry gust. Otacza się największymi artystami swej epoki. Wielu z nich zna jeszcze z czasów studiów w Rzymie i Padwie. Niegdyś byli jego przyjaciółmi, teraz biskup im mecenasuje. Ma gest. Janowi Kochanowskiemu odstępuje probostwo (i dochody z niego) w katedrze poznańskiej.

W 1582 roku biskup Myszkowski ma już dość swego rodzinnego zamku Mirów na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. To niemodny staroć, w dodatku nie wystarczająco reprezentacyjny na dumę biskupa. Nadarza się okazja, by kupić Książ Wielki. To prastara osada. Tutejsza rezydencja, zwana na „Kółku”, pamięta czasy pierwszych Piastów i ich wojów. Mieszkali tu sędziwy hrabia Stefan herbu Topór i mądry Piotr Włostowic, Spytko z Melsztyna, najświetniejszy doradca Łokietka, i porywczy Andrzej Tęczyński… Na szczęście (dla zamierzeń biskupa) stary zamek przypadkiem (lub nie) płonie do szczętu. Biskup Myszkowski może przystąpić do wznoszenia zupełnie nowej siedziby – szlachetnego pałacu na szczycie lessowego wzgórza, nazwanego przez Myszkowskiego nowym Mirowem. Pałacu, którego uroda ma przyćmić wszystko w okolicy, a być może i w całym kraju. Biskup zaciera ręce. Do projektu i budowy zamierza zatrudnić człowieka, który mówi o sobie Santi Guczy i który jest ni mniej, ni więcej, tylko mularzem Jego Królewskiej Mości.

Santi Gucci od 1575 roku jest oficjalnym królewskim budowniczym. Pochodzi z Florencji. W całej Polsce słynny jest jego manierystyczny styl: formy miękkie, lekkie, fantazyjne i dekoracyjne, lecz wciąż niezaprzeczalnie renesansowe, „włoskie”, jak z zachwytem mawiają wielmoże. Dla biskupa Myszkowskiego Santi Gucci obmyśla pałac w kształcie palazzo in fortezza, nawiązując do wiejskich pałaców włoskich, pozbawionych funkcji obronnych, zgrabnych „zameczków” (okoliczna ludność po dziś dzień nazywać będzie pałac na Mirowie zamkiem). Potężny jak biskupia pycha gmach jest prostokątny, idealnie symetryczny, flankowany po bokach przez dwa pawilony: bibliotekę i kaplicę. Delikatne linie spływów szczytów tych pawilonów są niczym podpis „Santi Gucci fecit”, to znak rozpoznawczy wybitnego florentczyka.

Biskup jest tak zadowolony z projektu, że niemal zupełnie zawłaszcza florenckiego architekta. Santi Gucci mieszka i pracuje w Książu i sąsiednim Pińczowie, odmawia przyjmowania innych zleceń, hetman Jan Zamoyski nie doczeka się obiecanej fontanny… Diabeł nie śpi jednak i duma biskupa wabi go, niczym słodki lep. W 1591 roku kostucha puka do bram mirowskiego pałacu. Przez 15 tygodni w malignie leży sam królewski murator. Śmierć zauważa jednak swoją pomyłkę i pozwala mu ozdrowieć. Zabierze za to chciwego 81-letniego biskupa.

Po jego śmierci gigantyczna fortuna – trzy miasta, 78 wsi i nieprawdopodobna kwota 800 tysięcy złotych – przejdzie w ręce bratanków – Piotra i Zygmunta Myszkowskich. Biskup sam zadbał o ich edukację w Bolonii i Rzymie, doradził także ustanowienie ordynacji; jeśli którykolwiek z braci umrze bezpotomnie, majątek nie ulegnie podziałowi. Książ Wielki przypada starszemu, Piotrowi.

Santi Gucci, znakomity florentczyk, umrze dziewięć lat później, w Pińczowie lub w samym Książu, jakby już nigdy nie zdołał oderwać się od potężnego pałacu na Mirowie.

Sam pałac zostanie przebudowany w połowie XVIII wieku, przez dziesiątego ordynata Franciszka Wielopolskiego. Wojny i zawieruchy obrócą go niemal w ruinę. Najdłużej i najlepiej będzie się trzymał portret biskupa Myszkowskiego, który jakaś diabelska siła będzie utrzymywała na ścianie skarbca, podczas gdy kolejne pokoje będą tracić sufity i stropy.

Ordynatów, właścicieli Książa i okolic, będzie w sumie szesnastu. Ostatni, Zygmunt hrabia Wielopolski, podczas wojny będzie konspirował w ZWZ AK. Pałac zajmą hitlerowcy. Po wojnie rozgości się tu szkoła.

W 2014 roku w jedną z wieżyczek, dobudowanych na życzenie trzynastego ordynata Aleksandra Wielopolskiego, strzeli piorun. Być może przyciągnie go wciąż błąkający się po korytarzach duch chciwego biskupa Piotra Myszkowskiego, kto może to wiedzieć?

Korzystałam z książki E. Madejskiego, W. Brzezińskiej, S. Madejskiej-Tkaczyk oraz L. Madejskiego Dzieje Książa Wielkiego do 2004 r.