Dociec, czym jest w istocie natura, nie jest łatwo. Czy jest tylko konstruktem naszej kulturalnej półkuli mózgu, bez której widzielibyśmy jedynie drzewa zamiast puszczy? Sposób wyobrażania natury, jej przedstawiania oraz wykorzystywania tych obrazów sugeruje, że tak właśnie może być. Bo „prawdziwą naturą” okazują się sztucznie wykreowany kawałek kwietnika lub suszone kompozycje, a zupełnie niepierwotnie i nienaturalnie postrzegany jest dziko zarastający pustostan czy puszczony samopas skrawek miejskiego lasku.
Przyroda zwizualizowana
Wstęp
Obiekty na trasie:
Raj na sprzedaż
Pod dębem, na leśnej polanie, na parkowym wzgórzu. W takich miejscach osiedlają się krakowianie. Postaci na obrazkach – materiałach wizualnych krakowskich deweloperów, jakby rozświetlone, szczęśliwe, niesione powodzeniem. Wokół – szemrzące strumyki, trawniki i drzewa po horyzont. To bardzo śmiałe wizje krakowskiej przyrody, ale twórcy – bardzo nieśmiali. Wystarczy zapytać o adres inwestycji, a od razu okazuje się, że te polany, dęby i parki to nie… że to tylko taka wizja grafika… tak przypadkiem, nie wiadomo, kto wymyślił, ale już tak zostało. Anonimowość godna średniowiecznych mistrzów. I jak dziś dziwimy się, jak można było tak zaludniać obrazy potworkami (Hieronim Bosch, Pieter Bruegel), tak kiedyś ludzie zadumają się nad fantastycznymi światami deweloperskich materiałów promocyjnych. Czasem jednak naprawdę udaje się zbudować coś „po rajsku”, na przykład osiedle na terenie dworskiego parku, i wtedy rzeczywiście bloki stoją w otoczeniu stuletnich dębów. A w sąsiedztwie, na terenie podworskich zabudowań gospodarczych, z publicznych środków publiczna władza zbuduje publiczny park.
Nowy Cmentarz Podgórski
Kwiaty ze swej natury są krótkotrwałe. W przyrodzie mają określony cel – zwabić zapylacza zapachem i wyglądem, a następnie przeistoczyć się w owoc. Ludzie wykorzystują kwiaty do komunikowania się ze sobą, dają je sobie na dziesiątki sposobów i z wielu okazji. Kwiaty na cmentarzu to specyficzny komunikat. Z jednej strony – symbolicznie podtrzymujemy normalny kanał komunikacji z kimś, kto już nie żyje, przecież stawiamy kwiaty z okazji rocznicy, świąt, odwiedzin, z drugiej – pokazujemy żywym, że dbamy o pamięć zmarłego. Kwiaty to też symbol przemijania, są przecież nietrwałe, czyli w pewien sposób mają nam przypominać że nasze życie jest chwilowe. A gdyby tak zrobić kwiaty z czegoś trwałego? Plastiku, tkaniny? Wykonać substytut symbolizujący symbol? Komunikat, który komunikuje, że zachodzi komunikacja? Sztuczne kwiaty na cmentarzu to przedziwna kopia drobnego fragmentu przyrody. Każda kopia natury nosi ślad ludzkich myśli, intencji i wyobrażeń. W tym wypadku na pierwszy plan wysuwa się oczywiste życzenie trwałości. Wbrew naturze. Może to niezgoda na naturalny bieg rzeczy? Albo teatralny gest niezgody na przemijanie, zwrot ku wieczności (wszak plastik rozkłada się wyjątkowo długo)? A może wizja natury doskonałej, bo trwałej, wiecznej? Wszak „po żywocie rajski przebyt” – czy sztuczne kwiaty można uznać za miniaturowy model tegoż?
Kwietna łąka
Wyobrażenie łąki pełnej kwiatów to wdzięczny motyw, który może uwieść naszą wyobraźnię. Ale – jak to z wyobrażeniem przyrody bywa – realia potrafią zepsuć efekt. Siadamy na łące – obłażą nas mrówki, jedziemy nad jezioro – komary nie dają żyć, na grzyby – masz ci los – kleszcze itd. Na szczęście z odrobiną pomocy technicznej damy radę wypreparować sobie kawałek jakiejś dzikiej przyrody i się nią napawać bez przykrych konsekwencji. Możemy na przykład zaorać ziemię, wyrównać ją i zasiać od zera łąkę. Wprawdzie w mieście nietrudno jest „zapuścić” troszkę trawnik i uzyskać całkiem fajną łąkę lokalną, miejscową, ale takie to my już znamy – to po prostu chaszcze niekoszone są, a tego nie chcemy. Kwietna łąka, zasiana obcymi gatunkami, skomponowana ręką człowieka i niebotycznie kolorowa – to jest prawdziwe wyobrażenie natury! We wnętrzach też można spotkać malowane farbami (na zielono!) obrazy z porostów. Odrobina skondensowanego raju w naszym domu, sklepie, kawiarni. Przymocowane klejem, utrwalone i nieżywe jak beton wiernie imitują nasze wyobrażenia o przyjaźni z naturą.
Lew, słoń i nosorożec
Wizualizowanie natury jest stare jak świat. Wszak przypuszcza się, że część europejskich malowideł jaskiniowych stworzyli już neandertalczycy, nasi wymarli bracia. Kraków pełen jest obrazów roślin i zwierząt. Kamienica na rogu ulic Grodzkiej i Poselskiej (Pod Kozłem) prezentuje dobra natury na sposób barokowy – girlandy owoców i liści zwisają symetrycznie po obu stronach portalu widocznego od strony ulicy. Nawet przedstawione tam postacie przysłonięte są dyskretnie liśćmi akantu (to jeden z najtrwalszych motywów w ornamentyce europejskiej architektury). Kilkadziesiąt metrów dalej, z kamienicy nr 38 na ulicy Grodzkiej (Pod Elefanty) na przechodniów spoglądają siedemnastowieczne godła: słoń i nosorożec, najwyraźniej gatunki azjatyckie – słoń o małych uszach, typowych dla słoni indyjskich, i nosorożec z charakterystycznymi fałdami skóry, o fakturze chropowatej, jak staropolskie kurdybany. Kawałek dalej w stronę Rynku (kamienica nr 32 zwana Podelwie) – lew w starym, średniowiecznym jeszcze godle kamienicy, ale raczej afrykański, był bardziej znany, notabene populacja lwów azjatyckich jest obecnie na wymarciu. Czemu miały służyć te płaskorzeźby? Edukacji? A może chodziło o popis, pokazanie, że my w tym Krakowie wiemy o świecie to i owo. A może to już była wiedza powszechna i chodziło tylko o wyróżnienie miejsca jakimś miłym znakiem? Ale dlaczego nie jeleń, dzik albo niedźwiedź? Albo ważka, motyl, ćma? Ludzi przebranych za motyle można czasem spotkać na Grodzkiej. Zachęcają do doświadczenia rajskiej (a jakże) przyrody w wydaniu chałupniczym, gdzie wylęgane w niewoli tropikalne motyle można bezkarnie brać na ręce. Znów egzotyka. Mijają wieki, a w nas dalej tkwi tęsknota za rajem w tropikach.