Przestrzeń i czas to nasze fundamenty mentalne. Przestrzeń jest ważna. Przestrzeń ma też bogatą strukturę znaczeń. Każdy wie czym jest przestrzeń osobista, zwłaszcza w chwili, gdy ktoś ją naruszy. Podobnie dobrze rozpoznawana jest różnica między przestrzenią publiczną a prywatną, zresztą w naszym kraju granice w przestrzeni są szczególnie wyraźnie akcentowane. Ale istnieje też przestrzeń publiczno-prywatna, tę możemy spotkać w nieoczywistych miejscach miasta, a niekiedy tylko w określonym czasie.
Wyjdź z domu
Wstęp
Obiekty na trasie:
Bloki
Blokowiska mają czarny PR w mediach i w tej części społeczeństwa, która ich nie zamieszkuje. Lepiej jest w gronie specjalistów – urbanistów i architektów, doceniających przestrzeń, funkcjonalność i duży udział terenów zieleni na osiedlach z wielkiej płyty, no i samych mieszkańców. Co ciekawe, słynące z rzekomej anonimowości blokowiska wytworzyły unikalną wartość – ogródki przyblokowe. To miejsca, gdzie mieszkańcy (najczęściej parteru) wychodzą, by uprawiać kwiaty. Z czasem część ogródków zostaje „zaanektowana” jako przestrzeń prywatna ze wszystkimi tego konsekwencjami. Ale wiele z nich pozostaje otwarta dla przechodnia – wizualnie i fizycznie. Taka naturalna i spontaniczna ekspresja potrzeb estetycznych mieszkańców to spełnienie marzeń miejskich aktywistów i pracowników socjalnych. Marzeń, w których ktoś bierze prywatną odpowiedzialność za rzeczy wspólne, publiczne. Niestety zdecydowana większość takich ogrodników to osoby starsze, które nie wrzucają swoich aktywności na Facebooka, nie mówiąc o tym, że nie widzą w swojej społecznej aktywności niczego nadzwyczajnego.
Działki-niedziałki
W czasach odległych od teraźniejszości o kilkadziesiąt lat, w czasach niedoborów sklepowych ale i dużej migracji ze wsi do miast, uprawa ziemi była czymś normalnym i pożądanym. Dlatego obok oficjalnych Rodzinnych Ogrodów Działkowych powstawały takie spontaniczne, dzikie. Kolonizacja to była w iście westernowym stylu – gdzie był kawał ziemi porzuconej, grupa ludzi (zaczynali pewnie najtwardsi – pionierzy) wbijała łopaty i sadziła warzywa. Z czasem pojawiły się i ogrodzenia, i szopy na narzędzia, i altanki klecone z przygodnych materiałów. Te skolonizowane pustki z czasem obrosły miastem i dziś, przy kolejnych inwestycjach odsłaniane są jak wnętrze wycinanego lasu. Warto wiedzieć, że w miejscach które zaraz zrówna buldożer, tuż obok tętniącej życiem arterii miejskiej tkwią przyczajeni ogrodnicy, posunięci w latach kowboje socjalistycznego miasta. Kontakt z ziemią, której nie posiadali, wszystkie jej płody, wysłuchane trele ptaków i szum liści zgrabianych jesienią są częścią ich krwiobiegu.
Park-niepark
Czy parków przybywa? Czy terenów zieleni może w mieście przybyć? Tak – ogłoszenie otwarcia nowego parku sprawia takie wrażenie, podnosi na duchu, że zieleni jest w mieście więcej. Czy naprawdę jest więcej? Parki zakłada się zazwyczaj na miejscu, gdzie już funkcjonuje jakaś zieleń, zatem ustanowienie parku tylko teren zabezpiecza przed zabudową, zmienia estetykę i wyposażenie w funkcje. Znikają za to istniejące tereny przyrodnicze, czasem w zupełności wyglądające i funkcjonujące jak parki, ale nie ujęte w statystykach terenów zieleni i w dokumentach planistycznych nie przeznaczone na ten cel. Ich znikanie jest medialnie nieme i jako fakt dotyka tylko stosunkowo wąskiego grona użytkowników. Tak jest w przypadku pięknego terenu przyległego do rzadko odwiedzanego, siedemnastowiecznego (!) kościółka na skraju osiedla Podwawelskiego. Przestronna łąka, porośnięta pięknymi topolami, wyjęta z kontekstu zatłoczonej ul. Konopnickiej (której prawie nie widać bo teren położony jest niżej), jest bardzo uczęszczana przez spacerujących z psami, z dziećmi, odbywają się tu małe pikniki. Miejsce to ma w przyszłości być „zainwestowane”. Ma prywatnego właściciela i publiczne jest tylko tymczasem. To oczywiście dobrze, że właściciel udostępnia teren, ale… na drugim skraju tego samego osiedla miejscy planiści przewidzieli zieleń, na której stoją już bloki. Raczej nie tymczasowo.
Kościół pw. św. Bartłomieja w Krakowie
Nieopodal Wisły, wśród wysokich bloków osiedla Podwawelskiego stoi niewielki kościół. Otoczony drzewami, oddzielającymi go od pobliskiej, ruchliwej ulicy Konopnickiej, zaskakuje przybyszów swoim widokiem i panującym tu niezwykłym spokojem.
W XVII w. na terenie obecnego osiedla Podwawelskiego, zwanego wówczas Ludwinowem, znajdował się folwark rodziny Grabiańskich. Po koniec stulecia, w 1694 r. Ludwik Mikołaj Grabiański wybudował tutaj kaplicę noszącą wezwanie św. Bartłomieja. Kilka lat później majątek ludwinowski dostał się w posiadanie rodziny Luxarowiczów. Kolejnymi właścicielami stali się w 1726 r. księża Misjonarze. Druga połowa XVIII stulecia przyniosła majątkowi i kaplicy częste zmiany właścicieli, ale też i zgodę na odprawianie nabożeństw. Decyzję taką podjął w 1779 r. biskup Kajetan Sołtyk. Trzy lata później prepozyt tarnowski ksiądz Jan Duwall założył tutaj oddzielną parafię pw. św. Bartłomieja. Jej proboszczem mianowano paulina z pobliskiego klasztoru na Skałce.
W połowie XIX w. kościół odnowiono staraniem Franciszka Rippera, który był od 1816 r. właścicielem majątku ludwinowskiego. Od rodziny Ripperów zakupili go Batkowie w 1895 r. Niezwłocznie przystąpili oni do remontu i rozbudowy kościoła. Dobudowali prostokątną kruchtę od strony zachodniej oraz ufundowali ołtarz boczny z obrazem Matki Bożej Częstochowskiej.
W latach II wojny światowej, a także w późniejszym okresie kościół był opuszczony, służy jako skład niepotrzebnych rzeczy. Zniszczone ołtarze, wilgoć, brak okien i drzwi – tak wyglądała XVIII-wieczna, barokowa kaplica na początku lat 60. XX w. Dzięki uporowi księdza Adama Gacka oraz fachowej pomocy konserwatorki Teresy Waśniewskiej od 1963 r. prowadzono prace remontowe i renowacyjne, w efekcie których udało się odnowić tę maleńką świątynię. W latach 70. w prezbiterium odkryto przedstawienie Świętej Trójcy. Kościół wyposażono w potrzebne sprzęty: nowy ołtarz, chrzcielnicę, konfesjonał, witraże w oknach. Konserwacji poddano XIX-wieczne obrazy oraz posadzkę, a także zabytkowe detale architektoniczne. Remontem objęto również kryptę pod kościołem, służącą w okresie Wielkanocy jako Grób Pański, czasem również jako sala spotkań.
Osiedle wokół kościoła rozrastało się coraz bardziej. Do pracy duszpasterskiej na jego terenie kardynał Karol Wojtyła powołał księdza Adama Gacka. Wkrótce biskup krakowski podjął decyzję o założeniu na terenie dawnego Ludwinowa nowej parafii i budowie kościoła. Parafia została utworzona w 1983 r. przez ks. kardynała Franciszka Macharskiego. Nową świątynię noszącą wezwanie Matki Boskiej Fatimskiej konsekrował kardynał Macharski 7 października 1998 r. Do tej parafii przynależy kościół pw. św. Bartłomieja.
Tekst: B. Sanocka (2009)
Szkółka czy(li) miejskie ogrodnictwo
Szkółka Gałczyński i Slaski została założona w 1926 r. jako połączenie sił dwóch wspaniałych przedwojennych ogrodników – Jana Slaskiego i Bronisława Gałczyńskiego (spokrewnionego, nota bene z Ildefonsem Gałczyńskim). Obydwaj właściciele położyli zasługi dla polskiej pomologii czyli szkółkarstwa drzew owocowych. Bronisław Gałczyński był ponadto poczytnym autorem popularnych książek ogrodniczych. Napisał m.in. „Ogród kwiatowy na 100 metrach kwadratowych z roślin dwuletnich i rocznych. Jak z małej paczki nasion mieć dużo pięknych kwiatów w ogrodzie.” Dowodzi w niej, że to właśnie kwiaty są najniezbędniejszym elementem ogrodu, bo „pokarmem duszy”. Oczywiście Bronisław popełnił też książki o warzywach i innych zagadnieniach ogrodniczych. Szkółka w swym obecnym miejscu znalazła się po wojnie, przeniesiona przez Jana Slaskiego. Dzisiaj jest cokolwiek zapomniana, schowana w głębi osiedla nie wygląda i nie funkcjonuje jak współczesne centra ogrodnicze. Ale jest miejscem, gdzie wciąż produkuje się drzewa i krzewy ozdobne, gdzie co roku zrusza się ziemię by dać przestrzeń roślinom. Oby ogród, dający pokarm i schronienie licznym ptakom, widok mieszkańcom okolicznych bloków i rośliny ozdobne klientom nie podzielił losu innej przedwojennej szkółki – Emila Freegego, po której przy ul. Lubicz pozostał (jeszcze) pusty plac. Chętnie ślemy z serca rozpalonego spalinami miasta nasze tęsknoty za rustykalnym klimatem w kierunku nowych (jak nam się zdaje) trendów – miejskiego ogrodnictwa, miejskiego rolnictwa. Znajduje to wyraz w dziesiątkach uli ustawianych na dachach biurowców, warzyw sadzonych na miejskich skwerach i zapleczach modnych restauracji, kwietnych łąk zakładanych niemałym kosztem na gołej ziemi. Wspieramy się w nowatorskim zapale przykładami z Nowego Jorku, Londynu, przegapiamy jednak ciche odchodzenie autentycznych ogrodników z centrów naszych miast. Może to ta bariera ogrodzenia – wprawdzie szkółka jest miejscem, które można swobodnie odwiedzić, ale jednak jest prywatna i interesowanie się jej losem nie należy już do nas?