Lubicie horrory? Mamy dla Was krótki przewodnik po najstraszniejszych miejscach w Małopolsce. Uwaga, jedziecie na własną odpowiedzialność!

Góra jak Trójkąt Bermudzki
Nie bez powodu nazywa się ją Diablakiem. Legendy mówią, że na jej szczycie mieścił się szatański zamek i odbywały sabaty czarownic. Do dziś niektórzy opowiadają historie o tajemniczych postaciach, majaczących między drzewami, błędnych ognikach i dziwnych światłach… Wielu ufologów nie waha się porównywać Babiej Góry do Trójkąta Bermudzkiego. Ponoć zdarzają się tu nagłe i niewytłumaczalne wahania temperatury i wilgotności powietrza, a kompasy szaleją. Znikąd pojawia się gęsta mgła. Słoneczna pogoda nagle zmienia się w gwałtowny deszcz albo burzę… I, oczywiście, zachodzą tu niewytłumaczone wypadki. W 1963 roku, przy pięknej pogodzie na Babiej Górze rozbił się helikopter. Przyczyn nie wyjaśniono do dziś. W katastrofie zginął pilot i pasażer. 2 kwietnia 1969 roku z nieznanych powodów na Diablak zboczył pasażerski samolot, lecący z Warszawy do Krakowa. Mimo ładnej pogody pilot wleciał nagle w gęstą mgłę, kryjącą szczyt Babiej Góry i rozbił maszynę o skały. Zginęły 53 osoby. Oficjalne komunikaty mówiły o awarii systemów nawigacyjnych, ale zapisy rozmów pilotów utajniono. W 2013 roku na Diablaku znów roztrzaskała się prywatna awionetka lecąca z Poznania do Bratysławy, z trzema osobami na pokładzie.

Nawiedzona szosa
Jeśli planujecie podróż drogą wojewódzką nr 875 pomiędzy Mielcem, Kolbuszową, Sokołowem Małopolskim a Leżajskiem, lepiej pomyślcie o alternatywnej trasie. Chyba że nie macie nic przeciwko temu, by zobaczyć zjawę małej, zakrwawionej dziewczynki, stojącej przy szosie, lub – co gorsza! – odmawiającej różaniec na tylnym siedzeniu waszego samochodu. Duch najczęściej pojawia się w czasie przejazdu przez las w okolicach miejscowości Biesiadka. Stoją tam przy drodze trzy krzyże, upamiętniające tragiczny wypadek.

Skansen z duchem
Skansen w Nowym Sączu może poszczycić się wieloma cennymi obiektami sztuki ludowej, a także… najprawdziwszą nawiedzoną zagrodą. Oczywiście nowosądeccy etnografowie nie planowali takiej atrakcji. Chcieli jedynie ocalić piękną, bogatą, łemkowską zagrodę, wybudowaną w połowie ubiegłego stulecia w Wierchomli Wielkiej koło Piwnicznej. Do pogłosek, jakoby w chałupie straszył duch właściciela, który zginął tragicznie, a może nawet sam targnął się na swoje życie i teraz kołacze nocami po obejściu, stukocząc, dzwoniąc w szyby i przesuwając sprzęty, nie przywiązywali wielkiej wagi. Zagrodę rozebrano, a następnie pieczołowicie odbudowano w skansenie. Wnętrza odtworzono tak, by wszystkie drobiazgi znalazły się na swoich miejscach, po czym chatę zamknięto na klucz. Kilka dni później, kiedy dom otwarto, okazało się, że ktoś lub coś odsunęło meble od ścian, a po podłodze porozrzucało drobne przedmioty. O bałagan oskarżono… kuny. Jakiś czas potem nocny stróż skansenu zobaczył jednak coś, co zmroziło mu krew w żyłach. Na schodach przed chatą zwidziała mu się skulona, ciemna postać z twarzą ukrytą w dłoniach. Usłyszał szloch, lecz kiedy podszedł bliżej, postać zniknęła… Czyżby wraz z zagrodą do skansenu wprowadził się duch?

Przeklęte osiedle
Ponoć wybudowano je na miejscu prastarego cmentarzyska. Odkąd naruszono spokój pogrzebanych, dzieją się dziwne rzeczy. Mówi się, że ludzie wariują, że budzi się w nich agresja i narasta przemoc; opowiada się o napadach, niezwykle częstych porachunkach pseudokibiców, zabójstwach i samobójstwach… W 1997 roku cały Kraków żył plotkami o 16-letnim Bartku, który w bloku na osiedlu Oświecenia zamordował swoich rodziców i porąbał ich ciała siekierą. Rok wcześniej dwa piętra niżej kobieta zamordowała męża pijaka i wysadziła mieszkanie, puszczając gaz, by zatrzeć ślady zbrodni. Krakowskie osiedle Oświecenia leży na pagórku i niektórzy widzieli ponoć tajemniczą białą chmurę, która okrywała jego szczyt. Wyglądała trochę jak mgła, ale nią nie była. Ludzie mówili, że coś wydziela się z ziemi…

Nawiedzone domy
Podobno najlepiej znają je pośrednicy w obrocie nieruchomościami. Mieszkania o złej sławie, przeklęte działki, puste, niszczejące wille w pięknych lokalizacjach, których od lat nikt nie chce kupić… W Krakowie i okolicach jest przynajmniej kilka domów, które mają sławę nawiedzonych. Najbardziej znany mieści się przy ulicy Kosocickiej. Trzypiętrowy klocek z płaskim dachem zbudowano w latach 70. Podobno był wówczas niezwykle luksusowy. Dziś jest ruiną z powybijanymi oknami i śladami po pożarze. Według miejskiej legendy stawiało go dwóch braci i jeden zabił drugiego. Inna wersja mówi, że gospodarz popełnił samobójstwo na oczach rodziny. Podobno słychać tu dziwne szepty i płacz dzieci, a co wrażliwsi czują wrogą obecność. Mówi się, że kilka osób próbowało już dom kupić i przebudować, lecz szybko rezygnowali i uciekali…

Makabryczną historię ma willa przy ulicy Dobczyckiej w Wieliczce. Sąsiedzi opowiadają, że mieszkał tu człowiek, który dokonywał aborcje, płody spalał zaś w piecu.
Pecha przynosi także dom przy ulicy Witkowickiej w Krakowie. Wszyscy dotychczasowi gospodarze mieli umrzeć przedwcześnie: ktoś został zastrzelony, ktoś zamordowany, ktoś inny powiesił się… Ponoć miejsce to dawniej nazywano, nomen omen, Łysą Górą. W internecie krąży miejska legenda o dziewięciu studentach, którzy jakoby zaginęli bez śladu i w tajemniczych okolicznościach w sąsiednim lesie. Wiele jednak wskazuje na to, że witkowickie straszydła mocno inspirowały się pewną paskudną wiedźmą z Blair…

Korzystałam z plotek, pogłosek, szeptanych opowieści, szemranych portali internetowych oraz kilku artykułów prasowych, między innymi – o zgrozo! – z „Faktu”.