Ziemie obecnej Polski niegdyś porastały nieprzebyte puszcze. Można było wędrować i błądzić po nich tygodniami. Wyobraźnia ludzka zasiedliła je niezwykłymi stworzeniami: rusałkami i driadami, biesami, wilkołakami, bobakami i Leśnym Lichem, wiecznie zwodzącym podróżnych na manowce. Tym całym puszczańskim towarzystwem opiekował się Leszy.

Wraz ze swą małżonką (którą niektórzy wiążą z Babą Jagą) zamieszkiwał on najbardziej niedostępną, tajemniczą część lasu, cmentarzysko leśnych zwierząt. Ludzi, którzy naruszali jego królestwo, straszył, a bywało, że spotykał ich znacznie gorszy los. 

Wieki mijały, ludzi było coraz więcej, a lasów coraz mniej. Miasta się rozrastały, a puszczańskie mateczniki kurczyły. Leśne duszki i wiły pochowały się i mało komu udaje się je zobaczyć. Ale pamięć o nich pozostała – w opowieściach, baśniach czy lokalnych nazwach.  

Na obrzeżach Krakowa leży Las Tyniecki. Domy i drogi otaczają go ze wszystkich stron, wcinają się weń i przecinają coraz gęściej. A jednak wędrując po jego ścieżynkach, co jakiś czas natrafiamy na miejsca zwane uroczyskami: Uroczysko Wielkanoc, Uroczysko Kowadza, Uroczysko Tyniec. Skąd takie nazwy? Uroczyska to miejsca, z którymi związana jest jakaś legenda, opowieść (czasem wynikająca z unikatowej przyrody), miejsca tajemnicze, kurhany. Bywa, że ludzie zapomnieli o powodach, dla których kiedyś uznano takie miejsce za wyjątkowe, ale nazwa „uroczysko” przetrwała. Tak, jak przetrwała nazwa „Grodzisko”, choć na wzgórzu, na którym wznosiło się ono przed wiekami, pozostały zaledwie trudno zauważalne ślady w postaci wału ziemnego.