Możemy sobie tylko wyobrażać, jak wielkanocne potrawy smakowały naszym przodkom. Na przednówku, po wielu tygodniach postu, jajko, chleb z masłem, drożdżowa baba, a w wersji zamożniejszej również szynka, kiełbasa i słodki dziad (mazurek) – gwarantowały niezrównane przeżycia organoleptyczne. Apetyt zaostrzał zapach tartego chrzanu i rozgrzanego w słońcu bukszpanu.
Kamionkowy gar żuru i śledź były dla ludu przez wieki symbolami długiego postu. W dość niewybredny, ale zarazem widowiskowy sposób, pozbywano się ich przed nadejściem Świąt Wielkiej Nocy. Wśród ogólnej radości śledź – czasami prawdziwy, czasami drewniany – zawisał na drzewie, a żur niesiono przez wieś w kondukcie żałobnym lub zwyczajnie wylewano go na ziemię. I oddychano z ulgą, bo już w Wielką Sobotę można było skosztować niektórych świątecznych ciast, na przykład drożdżowego kołacza z serem i bryndzą.
Wielkanocne śniadanie było ucztą z siedmiu darów poświęconych w kościele: chleba, wędlin, sera, jaj, ciast, chrzanu i soli. Składniki wszędzie podobne, ale w każdym domu stół wyglądał nieco inaczej. Niektóre potrawy, jak strząska z Siedliszowic (gmina Żabno), czyli sałatka na bazie święconki doprawionej wodą z octem, znane były tylko lokalnie. Z czasem, w małopolskich domach przyjęła się również studzienina (galaretka z nóżek), ćwikła lub słodka pascha pochodząca, podobnie jak bożonarodzeniowa kutia, ze wschodu.
W wielkanocną niedzielę nie wypadało gotować obiadu – jadano przygotowaną wcześniej zupę lub chłodnik na bazie pozostałości ze święconki. Odmian tej potrawy jest bardzo wiele, choć łączą je dwa podstawowe składniki: wędlina i jaja. Sułkowicką krzonówkę gospodynie gotowały na bazie serwatki i chrzanu. Na Orawie aromat chrzanu wzmacniał kwas spod kiszonej kapusty. Pienińska trzęsionka najpierw wytrzęsła się w drodze do kościoła na bryczce, a później zalewana była zsiadłym mlekiem. Podhalańską sodrę wyróżniał dodatek żęntycy (serwatka z mleka owczego). I tak, wymieniać można by jeszcze długo: święcelina, święconka i poczciwy żurek wielkanocny…
W bogatych domach zarówno Wielki Post, jak i święta Wielkiej Nocy bywały znacznie wykwintniejsze. Poszcząc, raczono się smakowicie przyrządzonymi daniami rybnymi ze szczupaków, karpi i okoni, obficie popijając winem. W podręczniku 366 obiadów znakomitej kuchni krakowskiej z 1914 roku Maria Gruszecka opisuje, jak powinien wyglądać świąteczny stół: „na środku zaś umieścić pięknie przystrojoną głowę dzika, lub świńską, albo małego prosiaka ładnie upieczonego ubranego chrzanem, rzeżuchą lub bukszpanem, albo wreszcie piękną szynkę otoczoną niby wieńcem smacznymi polskimi kiełbasami. Po bokach, pomiędzy kwiatami ustawić ozory świeże i wędzone, indyki w auszpiku lub pieczone, cielęcinę pieczoną na sposób szynki”. Dalej drobiazgowo opisuje, gdzie powinny stać ciasta, torty, alkohol i kieliszki, a kończy stanowczym: „Jaja, ów symbol wielkanocny, pięknie ubarwione, powinny stać na głównem miejscu”.
Bez względu na to, czy marzy nam się retrospekcja smaków Wielkanocy w wiejskiej chacie czy w mieszczańskim salonie, podczas przedświątecznych zakupów warto wybierać prostą, tradycyjną, nisko przetworzoną żywność. Jeśli jaja – to ekologiczne „zerówki” lub od kur z wolnego wybiegu. Jeśli wędliny, ser, pieczywo i ciasta – to z małych, lokalnych przetwórni. Z pewnością nie zawiedziemy się na szynkach i kiełbasach od uznanych masarzy z Liszek, Proszowic, Białej Niżnej i Podstolic. Sól kupmy wielicką, a chrzan od lokalnego rolnika. Szczegółowe opisy małopolskich mięsiw, serów i wypieków znajdziemy na ministerialnej Liście Produktów Tradycyjnych. Niektóre z nich, jak kiełbasa lisiecka czy chleb prądnicki, są już chronione oznakowaniem unijnym.