Zdarzyło mi się całkiem niedawno przeglądać korespondencję po jednej z prababek. Wśród paczek, posegregowanych wedle tematyki i okazji, znalazłam spore pudło listów na Boże Narodzenie z okresu międzywojnia. Zajrzałam do kopert i ze zdumieniem odkryłam, że w każdej, po prostu w każdej z nich, pomiędzy kartkami listu tkwi zawinięty w papierek kawałek opłatka. Zaczęłam wyciągać zawartość każdej koperty i kłaść ją na stole, jedna obok drugiej. W ciągu chwili blat pokryła konstelacja opłatków sprzed osiemdziesięciu lat. Małe i duże, z równymi brzegami i szczerbate, nieregularne. Cieniutkie, że widać przez nie światło, i grube, twarde, jakby skamieniałe. Niektóre tak białe, że aż trudno w to uwierzyć, inne pożółkłe lub poszarzałe. Za każdym kawałkiem opłatka dobre, ciepłe słowa, życzenia, pocieszenia, nadzieje. Najpierw zdumiałam się tą niezwykłą kolekcją, a potem pomyślałam, że w geście babki właściwie nic dziwnego nie ma – przecież opłatek to dar, a daru się nie wyrzuca. Więc spakowałam opłatki w koperty, a koperty w pudło i odłożyłam je na miejsce. Ciekawe, kto następny do nich zajrzy i w jakim będą wówczas stanie.

Krucha historia 

„Nieznajomość sposobów konserwacji opłatków spowodowała, że w niedawnej jeszcze przeszłości nie umiano zabezpieczyć tych cennych okazów przed zniszczeniem. Tymczasem nie próżnowały larwy małego chrząszczyka, skórnika myszatego (Dermestes lardarius), żywo żerujące w masie opłatkowej i wycinające w niej grube korytarze, a także larwy mola mącznika. Nie umiano też fotografować tych dzieł, aby przynajmniej na kliszy fotograficznej zadokumentaryzować ich wygląd” – utyskiwał w 1955 roku Tadeusz Seweryn, ówczesny dyrektor Muzeum Etnograficznego w Krakowie, pisząc o tradycjach opłatkowych w Polsce. Faktycznie, historia opłatków jest niestety równie krucha jak one same. Choć w kolekcjach muzealnych znajdują się szczypce do wypieku z XVII czy XVIII wieku, to najwcześniej datowane opłatki mają w najlepszym razie około stu lat. To przypadek opłatka z Lutyni na Śląsku Cieszyńskim, na którym odciśnięto datę 1654 (rok powstania formy), wypieczony prawdopodobnie w międzywojniu. Po prostu wtedy dopiero uznano opłatki za zabytki, dzieła sztuki i rozpoczęto budowanie kolekcji.

Skąd w ogóle wzięły się opłatki? Były specjalnym rodzajem pieczywa ofiarnego, którym chrześcijanie dzielili się podczas liturgii. Z zapisów benedyktynów w Cluny z X wieku wynika, że chleb ofiarny mógł być albo zwykłym przaśnym (niezakwaszonym) chlebem, albo tak zwanym prażmem, czyli ziarnem opalonym w ogniu, albo cieniutkim płatkiem ciasta zwanym nebula (mgiełka) lub oblatum (dar ofiarny).

Technologia wypieku opłatków była co prawda prosta, ale wymagała specjalnych, metalowych form. Te ferramenta oblatoria wyglądały jak szczypce lub nożyce zakończone prostokątnymi tabliczkami o wymiarach przyszłego opłatka (15–19 cm długości i ok. 10 cm wysokości). Na jedną z tabliczek (zazwyczaj była ona gładka) wylewano rzadkie ciasto z mąki pszennej i wody, następnie zamykano szczypce, dociskając ciasto drugą z tabliczek (ozdobioną wzorem), i wkładano do pieca. Opłatek wypiekał się w ogniu, a wzór z tabliczki tworzył na cieście delikatny relief. Klasyka opłatkowych wzorów to dwa duże koła – przeznaczone na hostie – oraz dwa małe – na komunikanty. W dużych kołach częstym motywem była scena ukrzyżowania, także Agnusek (baranek z chorągiewką). Z czasem pojawiają się formy z rozmaitymi scenami związanymi z Bożym Narodzeniem. Przyjęło się, że opłatki obrzędowe miały odcisk wyłącznie z jednej strony, zaś te, które roznoszono po domach z przeznaczeniem na podarunki dla wiernych, zdobione były dwustronnie – na odwrocie widniała sygnatura ofiarodawcy.

Na początku opłatki wytwarzane był głównie w klasztorach, ale już w XV wieku ich wyrobem zajęły się gospodarstwa plebańskie, w których obowiązek wypiekania przeszedł na ludzi świeckich (organistów, kościelnych czy inne zatrudniane przez plebanię osoby). Przygotowywali oni opłatki na użytek liturgii, szybko jednak zaczęli pokątnie sprzedawać je przekupkom i gosposiom. Z opłatków smarowanych miodem przyrządzano bowiem łakocie dla dzieci. Wreszcie w 1914 roku w Mikołowie powstała fabryka opłatków. Założył ją tamtejszy kościelny, Wiktor Skrobol.

Polska tradycja 

Praktykowany do dziś zwyczaj dzielenia się opłatkiem podczas wieczerzy wigilijnej rozpowszechnił się w Polsce w XVIII wieku i choć najpierw przyjął się w domach szlacheckich, szybko przejęli go i rozwinęli mieszkańcy wsi, budując wokół opłatka rozmaite praktyki i zwyczaje. Ludzie przełamywali się opłatkiem białym, dla zwierząt szykowano natomiast kolorowe. Krowy dostawały opłatki z intencją, „by dobrze się doiły”, psu dawano opłatek „aby się nie wściekł”, kurom – „by się dobrze niosły”. Opłatki wykorzystywano także do budowania efemerycznych ozdób – misternych kulistych „światów”, wieszanych u powały. Wygląda na to, że opłatek „domowego użytku” to specjalność polska. Etnografowie podkreślają, że sceny z opłatków korespondują z tekstami kolęd i pastorałek oraz że na potrzeby rodzimych nebulae w warsztatach dawnych rytowników powstawały prawdziwe arcydzieła żelazorytu ludowego. Warto ich poszukać w muzealnych kolekcjach.

A sam opłatek? Oczywiście jest z nami do dziś. Można go kupić w parafialnych sklepikach, na placach i bazarkach, w supermarketach, a także… w urzędach Poczty Polskiej, gdzie sprzedawany jest w zgrabnym zestawie z kartką świąteczną. Za jedyne trzy pięćdziesiąt (plus koszt znaczka).

Korzystałam z tekstów:
Tadeusz Seweryn, Arcydzieła żelazorytu ludowego, „Polska Sztuka Ludowa” 1955, nr 6
Seweryn Udziela, Lud polski w powiecie ropczyckim w Galicyi, „Zbiór Wiadomości do Antropologii Krajowej” 1890–1891, t. XIV