Konserwatywne mieszczańskie społeczeństwo i odważne środowisko artystyczne – ta wybuchowa mieszanka sprawiła, że Kraków był miejscem, gdzie często wybuchały teatralne skandale. A recepta na awanturę zawsze była zdumiewająco prosta…
Jak wywołać teatralny skandal? Historia krakowskiego teatru uczy, że bajecznie prosto. Wystarczy śmiały eksperyment formalny albo odpowiednie aluzje polityczne, a już stuprocentową pewność wybuchu afery może mieć każdy, kto w sposób obrazoburczy poruszy kwestie religijne. Tu krakowskie społeczeństwo jest niezawodne – i to od ponad stu lat!
Wszystkich skandali teatralnych, które wybuchły w grodzie Kraka, wyliczyć, oczywiście, nie sposób. Opowiemy ledwie o kilku. Bo czy trzeba na przykład pisać, jak oburzał się Kraków po premierze niewinnej dziś lektury szkolnej – Wesela Stanisława Wyspiańskiego? Jeszcze w czasie prób kilku aktorów zwróciło role, odmawiając gry w takim „bzdurstwie”. Po premierze na autora obrazili się Tetmajer i Rydel, zaś Sienkiewicz, wychodząc z teatru, mruknął o Wyspiańskim: „Albo ja jestem grafoman, albo to jest grafoman”.
Zresztą sztuki Wyspiańskiego zawsze miały w sobie „skandaliczny potencjał”. Zwłaszcza Klątwa szokowała (i to wiele lat przed inscenizacją Swinarskiego). W latach 20. XX wieku, kiedy jej wystawienie planował dyrektor Teatru im. J. Słowackiego Teofil Trzciński, interweniował – skutecznie! – sam biskup Sapieha. Wstrzymanie premiery wywołało burzę, tym większą, że radny, który stanął w obronie przedstawienia, został usunięty z miejskiej komisji teatralnej i zastąpiony… szewcem socjalistą. Dyrektor Trzciński nie dał sobie zresztą w kaszę dmuchać i dolał oliwy do ognia, wystawiając w odwecie Świętoszka Moliera.
Teatr im. J. Słowackiego był za czasów Trzcińskiego widownią jeszcze kilku spektakularnych afer. Gorąco było po premierze Śmierci na gruszy Witolda Wandurskiego. Nie dość, że autor sztuki był komunistą, to jeszcze pozwolił sobie na eksperymenty formalne, o których krytycy pisali ze zgorszeniem: „Na widowni, w lożach, galerii i krzesłach autor poumieszczał szereg aktorek i aktorów, którzy drą się wniebogłosy nad głową widza, przelatują jak tabun rozhukanych koni niemal po karkach widzów”. Dyrektora Trzcińskiego zaczęły odwiedzać „delegacje młodzieży”, żądające wstrzymania sztuki pod groźbą rękoczynów. Po sześciu przedstawieniach, kiedy nawet policja nie była już w stanie zapewnić spokoju na widowni, przedstawienie zdjęto. Widzowie bili się także podczas wieczoru futurystycznego, który odbył się 11 czerwca 1921 roku o 11 w nocy, jeden dzień po ukazaniu się pierwszej Jednodńuwki futurystuw. Trzciński, człowiek odważny, zdecydował też o pokazaniu w Słowackim Tumora Mózgowicza Witkacego. Co symptomatyczne – wstęp na premierę miały jedynie osoby, które wystosowały do dyrekcji pisemną prośbę…
Marketingową siłę skandalu znał doskonale właściciel słynnego „Ikaca” Marian Dąbrowski. Gdy w czasach I wojny światowej zainwestował w otwarcie nowego teatru – Bagateli – na pierwszą premierę z premedytacją wybrał komedię Kobieta bez skazy Gabrieli Zapolskiej. Już sama zapowiedź wystawienia sztuki, która jeszcze kilka lat wcześniej była zakazana przez cenzurę, wzbudziła oburzenie krakowskich dam. Delegacja pań z towarzystwa interweniowała nawet u – znanego nam już – biskupa Sapiehy, by powstrzymał nadchodzące zgorszenie. Na nic. 25 października 1919 roku teatr uroczyście poświęcono, a potem, na skropionych wodą święconą deskach sceny, wystawiono komedię Zapolskiej. Skandal zapewnił jej znakomitą reklamę – sztukę grano jeszcze przez pięć miesięcy, a bilety schodziły na pniu. Dodatkowego ognia plotkom dodało samobójstwo jednej z aktorek. Ada Bayer-Zawiejska strzeliła sobie w serce z rewolweru ledwie dwa miesiące po premierze… Bagatela zresztą długo gorszyła konserwatywny Kraków swym frywolnym repertuarem.
Przenieśmy się jednak ku czasom bardziej współczesnym. Okaże się, że w latach 60. i 70. XX wieku skandale wywoływały te same tytuły, co w międzywojniu. Klątwa i Sędziowie Wyspiańskiego w reżyserii Konrada Swinarskiego dla wielu były przekroczeniem tego, co dopuszczalne na scenie. Podobnie inscenizacje Nie-boskiej komedii i Wyzwolenia. Ale skandale wybuchały wtedy nie tylko na scenach i widowniach. Całkiem niezłą aferą skończyło się… kazanie, które w 1976 roku w kościele na Skałce wygłosił kardynał Stefan Wyszyński. Najbardziej oberwało się wówczas teatrom spoza Krakowa, zwłaszcza wrocławskiemu Laboratorium Jerzego Grotowskiego. Prymas Tysiąclecia nazwał eksperymentalny spektakl Apocalypsis cum figuris „prawdziwym świństwem”, które demoralizuje polskie społeczeństwo równie mocno, jak pijaństwo, a grane we Wrocławiu Białe małżeństwo Różewicza określił mianem „obrzydliwego spektaklu”.
A potem? No cóż, współczesne nam skandale teatralne zdumiewająco powtarzają między- i powojenne scenariusze. Kraków wybucha oburzeniem, gdy Jan Klata zaprasza do miasta Chorwata Olivera Frljicia, by wyreżyserował Nie-boską komedię. Siedmioro z osiemnaściorga aktorów rezygnuje wówczas z ról, pod adresem dyrektora teatru płyną pogróżki i ostrzeżenia, i wreszcie Klata czuje się zmuszony zawiesić próby. Tak skrajne reakcje to już wówczas dla niego nie nowina. Awantura na cały kraj wybucha podczas spektaklu Do Damaszku, którego jest reżyserem. Tak, mówimy o tym słynnym przedstawieniu, podczas którego aktorzy imitują stosunek płciowy i „kopulację ze scenografią”. Z widowni odzywają się okrzyki: „Globisz: wstyd!” i „Hańba, to jest teatr narodowy!”. Dorota Segda zostaje nazwana „prostytutką”, a kompozytor muzyki – „satanistą”.
W 2013 roku wielki skandal budzi także Macabra Dolorosa, muzyczne widowisko w Teatrze Nowym, inspirowane historiami dzieciobójczyń, w tym, oczywiście, tzw. Matki Madzi. Reżyser Paweł Szarek wykorzystuje awanturę marketingowo i z okazji skazania Katarzyny W. na 25 lat więzienia urządza nawet promocję: bilety na przedstawienie można kupić po 25 zł.
Korzystałam z książki Diany Poskuty-Włodek Dzieje teatru w Krakowie w latach 1918–39 oraz artykułu Anny Legierskiej Od Grotowskiego do Garcii (http://culture.pl/pl/artykul/od-grotowskiego-do-garcii-najglosniejsze-skandale-polskiego-teatru)