
Rynek w Olkuszu
Duży. „Azjatyckie rozmiary” − miał powiedzieć o nim niemiecki okupant. Dookoła niewysokie XIX-wieczne kamieniczki. Pierwsze wrażenie: przyjemnie. Bonus: przy Rynku jest palarnia kawy oraz kawiarnia. Traficie po zapachu.
Ale najważniejsze jest niewidoczne dla oczu − miał rację poeta (który tu nie był, bywał za to Marek Hłasko na bikiniarskich imprezach w klubie Alabama). O tym, co kryje się pod ziemią, za chwilę − na razie przyjrzyjmy się kamienicom. Wcale takie zwykłe nie są.
Wejście do kamienicy nr 16 to gotycki portal przeniesiony z rozebranego po sąsiedzku kościoła Augustianów (można powiedzieć, że dziewiętnastowieczna jaskółka ruchu zero waste). Portal zrobiono z lokalnego kamienia − to zlepieniec parczewski. Ma charakterystyczny ceglasty kolor i będziemy się tutaj o niego wręcz potykać.
Obok, na rogu pod numerem 20, stoi najstarsza olkuska kamienica, w której podobno zatrzymał się na nocleg król Stefan Batory (ale to niemożliwe, bo nigdy w Olkuszu nie był). Dziś w Batorówce mieści się Muzeum Regionalne PTTK oraz restauracja.
Kolejny portal, tym razem renesansowy, prowadzi do kamienicy Myszkowskich pod numerem 29. W tym miejscu przez przeszklony świetlik można zajrzeć w średniowieczną rzeczywistość: pod budynkiem jest kilka kondygnacji głębokich na 12 metrów piwnic.
Bo Olkusz to warstwy. W poszukiwaniu kruszcu sami mieszkańcy podkopali sobie miasto, przez co budynki pękały i waliły się, więc z nakazu króla korytarze zasypano. Mimo spektakularnej kary, jaką z pewnością było ścięcie na olkuskim rynku, nielegalne szybiki nadal powstawały. Na kolejnych warstwach zawalonych domów i śmieci budowano następne budynki, np. pod dawnym starostwem jest jeszcze dawniejsza mennica królewska. Efekt? Jakiego remontu się tu nie tkną, muszą wołać archeologów.
Podziemna trasa turystyczna in progress.