Wstęp
Ruiny dworskie, Siedliska-Bogusz
Nad rzeczką Kamienica, prawym dopływie Wisłoki, znajduje się wieś Siedliska-Bogusz. Po II wojnie światowej zmieniono nazwę wsi na Siedliska Szeli, ale po kilku latach ostatecznie skończyło się jednak na upamiętnieniu nazwiska pana, a nie chłopa. Szela nie ma pomników, nie jest patronem żadnych miejsc poza jedną ulicą we wsi znajdującej się 300 kilometrów stąd. Co ciekawe, do 2014 roku jego imię nosił dawny plac Hohenzollernów we Wrocławiu, lecz po interwencji krakowskiego „Dziennika Polskiego” kłopotliwą nazwę usunięto. Stał się za to inspiracją dla twórców, ewoluującym symbolem różnych narracji, ważnym ostrzeżeniem, że bunt przeciw niesprawiedliwości społecznej może się skończyć krwawo, że łatwo wymyka się spod kontroli.
Zaraz na początku wsi po prawej stronie drogi stoi kapliczka o ciekawej formie masywnego, trójkątnego słupa przykrytego trójspadowym dachem. Obok niej zaczyna się obsadzona drzewami droga do dawnych zabudowań dworskich Boguszów. Tutaj z rąk chłopów zginęła większość mężczyzn z tej rodziny. Potem majątek przechodził z rąk do rąk, zarządzali nim Gorajscy, Lewiccy, Adamkiewiczowie. Po II wojnie światowej został rozparcelowany, a we dworze jeszcze do lat 80. XX wieku funkcjonowało przedszkole gminne. Dziś z zabudowań pozostały nędzne ruiny, zarośnięte pozostałościami zaniedbanego parku. Jedyni świadkowie tamtych wydarzeń to właśnie te milczące graby, dęby, jesiony. To bardzo dobre miejsce na refleksję – czy istnieje pamięć miejsca? Zła energia po krwawych czynach?
Wyobraźmy sobie, że jesienią dwór cały pokryty winobluszczem niemal płonął kolorem rdzy, podobnie jak okoliczne wzgórza porośnięte buczyną. Dookoła niego roztaczał się bujny ogród, na tyłach był sad, winnica, stajnie, sąsiek, powozownia, kuchnia. Karpacka puszcza ciągnęła się za nim przez cały Beskid, tajemnicza, pełna wądołów i zakamarków, wzniesień przypominających skalne warownie. W Baśni… Wiktoryn z dwoma bratankami przedzierał się tym lasem do Smarżowej, a potem do Brzostka. Na mapie to niedaleko, ale i dziś widać, jak trudna musiała być to ucieczka, w dodatku zimą. „Śniegu wyżej kolan, a w niektórych rozpadlinach nawet do pół piersi. Brnął donikąd jak przez sen, a las nie miał końca.”