Przyszedł na świat w 1828 r. w nieistniejącej już dziś wsi Kaczkówka, nieopodal Radgoszczy. Pochodził z chłopskiej rodziny. Od wczesnego dzieciństwa wykazywał zdolności manualne – często zamiast zajmować się gospodarstwem uciekał w dziecięcy swat fantazji: spędzał długie godziny, włócząc się po okolicy, rzeźbiąc małe łódeczki, figurki ptaków i leśnych zwierząt.
Rodzice – choć pewnie mieli inne plany względem syna – widząc, z jakim zamiłowaniem oddaje się swojej pasji, posłali go do cieśli. Los chciał, że majster odpowiedzialny za wykonanie Chełmu dzwonnicy kościoła w Odporyszowie zginął podczas pracy. Wnęk nie tylko ukończył hełm, ale zdołała także umieścić kulę z krzyżem na szczycie wieży za pomocą dźwigu własnego pomysłu. Niedługo potem wygrał konkurs na wykonanie wyposażenia kaplic – rzeźb ilustrujących tajemnice różańca – ogłoszony przez proboszcza, ks. Stanisława Morgensterna. Współpracownikiem Jana został jeden z jego rywali w konkursie, Michał Sowiński, który miał się zająć pomalowaniem rzeźb. Wnęk poznał w Odporyszowie swoją żonę, przyszłą matkę pięciorga dzieci, Ludwikę. W ten oto sposób związał swoje życie z tym miejscem.
Choć Wnęk był de facto samoukiem, jego prace zachwycają detalem, znajomością ludzkiej anatomii oraz poprawnością proporcji. Dzięki dużej wrażliwości potrafił bezbłędnie uchwycić emocje. Co charakterystyczne, nawet postaci święte nabierają pod dłutem Wnęka cech ludowej, bliskiej prostodusznym wiernym, uczuciowości i z tego względu jeszcze mocniej oddziałują na patrzących.
Jan był także błyskotliwym i oryginalnym wynalazcą: kiedy nie rzeźbił, projektował różne sprzęty. Jednym z najciekawszych zdaje się „automobil”, który miał być napędzany siłą ludzkich mięśni (pedały) lub wiatru (żagle).
Jednak największym marzeniem artysty, które towarzyszyło mu już od dziecka, było latanie. Wnęk, który już w dzieciństwie z fascynacją śledził podniebne wyczyny ptaków, teraz próbował odkryć ich tajemnicę. Na wzór ptasich skrzydeł skonstruował własne, jak je nazywał, loty. W 1866 r., w dzień zielonoświątkowego odpustu, Jan wszedł na wieżę przed kościołem. Towarzyszył mu Sowiński, który pomógł założyć skrzydła oraz zacisnął rzemienie. Jan skoczył i… wzbił się w powietrze! Ludzie z trwogą, ale i zaciekawieniem, obserwowali, jak niknie w oddali. Niektórzy szeptali między sobą, że pewnie paktuje z diabłem. Choć było to niebywałe osiągnięcie, zupełnie bez precedensu, władze austriackie zlekceważyły dokonanie niewykształconego dziwaka. A przecież Wnęk wyprzedził o całe ćwierćwiecze Otto Lilienthala, człowieka uznawanego za ojca lotnictwa!
Jak powiedział Lilienthal: „Wynaleźć samolot – nic takiego. Wybudować go – to już coś. Lecz latać – znaczy wszystko”. Jan Wnęk osiągnął więc pełnię. W czerwcu 1896 r. doświadczony już lotnik po raz kolejny stanął na szczycie wieży, gapie tłoczyli się na placu. Wszystko było jak zawsze. Jak zawsze też – Wnęk poszybował. Znać było jednak, że coś jest nie w porządku: Jan walczył z wiatrem i „lotami”, po czym runął w dół. Odbył najdłuższy, ale i ostatni lot swojego życia. Ze względu na doznane w wyniku upadku rozległe obrażenia, pomimo pełnej poświęcenia opieki ze strony żony, po dwu miesiącach zmarł.
Pewne poszlaki wskazują na udział Michała Sowińskiego w tej tragedii. Czy mógł mieć motyw?
Zapewne nie jeden. Sowiński, choć był uznanym cieślą, nieustannie pozostawał w cieniu Wnęka. Sława i wrodzony talent kolegi budziły w Michale zawiść, która mogła skłonić go do poluzowania linek przytrzymujących „loty”. Musiał także doskonale pamiętać incydent, gdy Jan – mimo upomnień Sowińskiego – pozostał w karczmie w towarzystwie majstrów, sam majstrem nie będąc. Co więcej, bitka, która się wtedy wywiązała, zakończyła się sromotną porażką Michała. Zazdrość o żonę Wnęka, kobietę urodziwą i gospodarną, również mogła stać się zarzewiem konfliktu i – ostatecznie skłonić Sowińskiego do niegodziwego postępku. Nikt jednak nie zna prawdziwej przyczyny śmieci Jana.
Czytaj więcej na Dni Dziedzictwa.