Bycie pucherokiem jest wielką frajdą

Bycie pucherokiem jest wielką frajdą

Autor: Katarzyna Kobylarczyk, Licencja: CC BY-SA

Henryk Banaś z Bibic, najstarszy żyjący pucherok, miał osiem lat, kiedy po raz pierwszy przywdział tradycyjny strój pucheroka.

Był 1941 rok. – Najpierw musiałem zapamiętać starodawne oracje – wspomina. Czterech takich rymowanych mów wyuczył go dziadek, który sam za młodu bywał pucherokiem. – Miał doskonałą pamięć. Oracje, które pamiętał, nie były nigdzie zapisane. Po prostu recytował je mnie, a ja uczyłem się ich ze słuchu – opowiada 81-letni dziś Henryk Banaś, autor książki Bibicka pieśń, w której oracje doczekały się wreszcie zapisu.

W czasach, kiedy „po pucherach” chadzał Henryk Banaś, przebierańcy pojawiali się skoro świt. – Zaczynaliśmy rano, koło godziny piątej. Teraz oczywiście nikt tak wcześnie nie hałasuje, dzieci śpią – tłumaczy. Chadzało się głównie po rodzinie i zaprzyjaźnionych gospodarstwach. Pucherokami zostawali zazwyczaj chłopcy z uboższych domów. Wkładali słomiane czapki („słoma, tłumaczy pan Banaś, była wówczas w poszanowaniu, wierzono, że przynosi szczęście”), przewiązywali powrósłami, smarowali twarze sadzą i zbroili się w drewniane laski owinięte słomą. Laski służyły do wystukiwania rytmu i oganiania się od złych psów. – A zły pies był wówczas w każdym gospodarstwie. To były przecież czasy okupacji, złodzieje potrafili ukraść mąkę, zboże, chleb, a nawet kwaśne mleko! – mówi Henryk Banaś.

Za wyśpiewanie oracji rozbawione gospodynie nagradzały przebierańców jajkami, czasem kawałkiem wiejskiej kiełbasy albo wędzoną spyrką, czyli słoniną przerośniętą mięsem. Jeden z bibickich pucheroków ponoć nazbierał kiedyś aż 55 jaj! – Przynosiło się to do domu i były bogate święta! – dodaje pan Henryk. Skąpe i niechętne pucherokom gospodynie zdarzały się rzadko – poprzebierani chłopcy zwiastowali przecież wiosnę i zbliżające się święta wielkanocne.

Henryk Banaś chadzał „po pucherach” przez trzy lata. Z czasem tradycję podjął jego syn i czterech wnuków. Pucheroki tymczasem zmieniły się nieco. Dziś, zamiast słomą, szpiczaste czapki zdobią bajecznie kolorowymi bibułami. Za wygłoszenie oracji, w miejsce spyrki, dostają dwuzłotówki, pomarańcze albo czekoladki. Coraz częściej dostępu do gospodarstw bronią im nie tylko złe psy, ale i bramy otwierane pilotem. Pan Banaś jest jednak spokojny o przetrwanie tradycji. – Bycie pucherokiem jest wielką frajdą – przekonuje. I wydaje się, że ma rację. Pucheroki wspierają dziś władze gminy, lokalni animatorzy i organizacje pozarządowe. W Bibicach działa Izba Regionalna, gdzie można obejrzeć związane z nimi eksponaty. Co roku w Niedzielę Palmową w Bibicach odbywa się przegląd grup pucheroków z całej gminy.

Korzystałam z książki Henryka Banasia Bibicka pieśń oraz artykułu Pucheroki chodzą, swe oracje głoszą Małgorzaty Kmity-Fugiel.