Co było przed street artem?

Co było przed street artem?

Autor: Konrad Myślik, Licencja: CC BY-SA

Czy jesteśmy skłonni uznać za sztukę to, co przed upadkiem tak zwanej komuny wrysowano – albo też wmalowano – w przestrzeń publiczną? Nadawca, komunikat i odbiorca. Pospieszny warsztat – i prezentacja wnętrza artysty. I napisy. 

„3 x tak”
Te napisy to czysta walka, niekiedy związana z ryzykiem utraty życia. Hasła propagandowe sfałszowanego referendum z 1946 roku, którego w Krakowie nie udało się zakłamać, malowane były przez milicyjne bojówki pod osłoną prawdziwych żołnierzy KBW, z prawdziwą, długą bronią. Mimo upływu dekad były widoczne na fasadach, wyłażąc spod kurzu i brudu. Na rogu alei Słowackiego i ówczesnego Placu Wolności: „WSZYSCY GŁOSUJĄ 3 X TAK”, na fasadach kilku kamienic przy ulicy Syrokomli litery wysokości dorosłego mężczyzny: „TRZY RAZY TAK ODPOWIE NARÓD W REFERENDUM”. 

„Sztuka nowego typu”
Była to – jak głosili sowieccy specjaliści – „sztuka nowego typu”. Za jej usunięcie można było w latach 1946–1956 stracić życie (za atak na ustrój) albo wolność. Przy nich napisy kilkunastu miesięcy „Solidarności” i stanu wojennego były niewinną zabawą. Pamiętajmy jednak: wbrew intencjom władzy te stare napisy, codziennie, przez ponad czterdzieści lat, przypominały tysiącom przechodniów o fakcie, że władza oparta jest na nagiej sile i że „na bagnetach można siedzieć – ale niedługo” (Fryderyk Wielki). Stan wojenny uruchomił nową broń ulicy przeciwko „władzuni” – szyderstwo i poczucie humoru. Zaczynało się z grubej rury: „ZOMO PACHOŁY KREMLA” i „ZOMO WON ZA URAL” (ściana dworca autobusowego PKS – tysiące widzów na godzinę). Wyżej na skali – aluzje powiązane z poczuciem humoru: „ani POLSKA ani ZJEDNOCZONA ani PARTIA ani ROBOTNICZA” (ulica Pijarska, róg Floriańskiej). 

Miesiącami trwała niezamalowywana parada śmiechu i surrealizmu: „DU…A WERTERA UTRATA”. Tym sposobem spełniało się marzenie Feliksa „Mangghi” Jasieńskiego: relacja z inteligentnym odbiorcą.

Audio-video 

Obywatele Świdnika podczas „Dziennika Telewizyjnego” (19.30, steki propagandowego bełkotu) wychodzili na spacery, wystawiając w ciemnych oknach włączone telewizory – i świece. W krakowskim Miasteczku Studenckim w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego udało się konspiratorom tak wygasić światła w pokojach piętnastopiętrowych bloków Olimp i Babilon, że utworzyły dwa krzyże widoczne w całej okolicy. Tym sposobem znaleźliśmy się w relacji ze sztuką audio-wideo.

Nikomu nie śniło się jeszcze o farbach w aerozolu i ciśnieniowych pojemnikach „ozone-friendly”. Każdy napis wiązał się z puszkami, wiaderkami i pędzlami.

Przełomowe decyzje

W nowej Polsce i nowym Krakowie przełomowym momentem dla graffiti były trzy decyzje publiczne: szkoła podstawowa nr 12 (róg ulicy Kijowskiej i Nawojki) już w połowie lat dziewięćdziesiątych zaprosiła artystów do zapełnienia obrazami muru izolującego jej budynek od jezdni. Nieco później zarząd klubu sportowego Wawel oddał artystom mur stadionu. W roku 2007, na 750-lecie lokacji Krakowa powstał w Podgórzu historyczny mural Silva Rerum, 5 na 90 m.

Poprzednio, w atmosferze no risk no fun, artyści (a nierzadko zwykli psuje usadzający wszędzie bazgroły) wdzierali się na dachy kamienic, by malować ich szczytowe ściany. Pośrednim efektem takiego ataku była pierwsza chyba spektakularna komercjalizacja malunków: dostępna z dachu domu przy ulicy Karmelickiej 7 szczytowa ściana sąsiedniej „dziewiątki” pokryta została zrazu dość marnymi gryzmołami, by w 2008 roku zamienić się w kolorową reklamę restauracji. I tak upadek rewolty zmienił się w pożytek i edukację. 

Zdjęcia kilku napisów z epoki znajdziecie w zakładce „Polska solidarna 1956–1989” na stronie www.sowiniec.com.pl.

Fot. pixabay.com, domena publiczna