Czym jest dziś polska Galicja? Podkreślam: polska, bo z zupełnie innym pojmowaniem tego zjawiska spotkamy się obecnie na Ukrainie czy w Austrii. Pamięć o Galicji jest bowiem bardzo niesymetryczna. Co innego oznacza dla Polaka, co innego dla Ukraińca, a co innego dla brooklyńskiego chasyda czy dla Izraelczyka, nie mówiąc już o tym, że w Wiedniu została niemal zupełnie zapomniana.
Nazwa Galicja wprowadzona została przez władze austriackie ponad 200 lat temu dla legitymizacji rządów Habsburgów w południowej części zlikwidowanej Rzeczypospolitej Obojga Narodów (Królestwo Galicji i Lodomerii było zlatynizowanym odwołaniem do średniowiecznych ziem ruskich – Księstwa Halicko-Włodzimierskiego). To, co zostało z Galicji we współczesnej Polsce, administracyjnie obejmuje tereny województw małopolskiego i podkarpackiego oraz południowo-wschodnie ziemie województwa śląskiego.
Czym Galicja jest dzisiaj?
Obecnie pamięć o Galicji jest niezwykle silna nie tylko w Krakowie, który częścią tej prowincji stał się stosunkowo późno, bo dopiero w 1848 roku, ale i w wielu innych, mniejszych i większych ośrodkach, takich jak Tarnów, Przemyśl czy Sanok. Dla nas Galicja to raczej symbol, zbiór wspomnień naszych przodków dwa, trzy pokolenia wstecz. Każdy, którego korzenie rodzinne tkwią w Galicji, zapewne usłyszał przynajmniej raz od nestora swojego rodu, że „za Franciszka Józefa było lepiej”. W niejednej familii krążą historyjki o tym, jak prababcia w młodości skrycie podkochiwała się w austro-węgierskim monarsze. Pojawia się więc pytanie: dlaczego wśród skojarzeń z dawną prowincją państwa habsburskiego dominują przede wszystkim te pozytywne?
Odwołując się do Galicji i galicyjskości, pamiętamy przede wszystkim okres autonomiczny, uważany za czas względnej stabilizacji, choć tak naprawdę z inną Galicją mamy do czynienia w okresie porozbiorowym, z inną w połowie czy u schyłku dziewiętnastego stulecia. Silną nostalgię potęguje specyficzne poczucie utraty jakiegoś półmagicznego, galicyjskiego świata (choć my sami tej straty nie doświadczyliśmy, a Galicję znamy tylko z opowiadań), tęsknoty za czasami, które bezpowrotnie minęły.
„Ikony galicyjskości”
Najpopularniejszym współcześnie symbolem kojarzonym z Galicją jest postać Franciszka Józefa. Dlaczego niemal każdy rozpoznaje te charakterystyczne siwe bokobrody i wąsy, spoglądający sponad nich łagodny, troskliwy ojcowski wzrok oraz paradny mundur? Dlaczego do dziś pamięta się opowiastki o „Dobrym Cysorzu”? Powodów jest kilka. Przede wszystkim wpłynął na to rozbudowany i świetnie funkcjonujący austriacki aparat propagandowy. Franciszek Józef w czasach swojego panowania kreowany był na władcę idealnego, ojca podległych ludów, który w glorii chwały jako dobry duch czuwał nad obywatelami niezależnie od ich pozycji społecznej czy pochodzenia. Sugerowano mu boskość, tworzono apoteozy i poematy, jego portrety były obecne niemal wszędzie (naliczono ponad 3 tys. wizerunków monarchy), nie tylko w postaci obrazów na płótnie, ale też kart pocztowych, monet, medali i bibelotów tworzonych z okazji licznych rocznic.
Długie panowanie Franciszka Józefa (niemal 70 lat), odczytywane jako opieka boskiej opatrzności, mogło dawać poczucie stabilizacji, a co za tym idzie – bezpieczeństwa. Przemijały pokolenia, a on trwał na swoim posterunku. Ponadto monarcha uważany był za władcę liberalnego w stosunku do ludów podległych (choć liberalny stał się dopiero w późniejszym okresie swojego panowania).
Na ten czas przypadł też okres rozwoju parlamentaryzmu polskiego i wzrost siły Polaków w austriackich sferach rządzących, po utworzeniu Monarchii Austro-Węgierskiej i nadaniu autonomii Galicji. Określenie „polski Piemont” przylgnęło na stałe do tej prowincji, sugerując, że była kolebką ruchów, które doprowadziły do odzyskania niepodległości (to z Krakowa wymaszerowały słynne Legiony pod dowództwem Józefa Piłsudskiego).
Pozytywne skojarzenia z Galicją to nie tylko kwestie polityczne. Druga połowa XIX wieku to czas rozwoju specyficznej kultury mieszczańskiej, życia artystycznego i wzorowanej na wiedeńskiej kultury kawiarnianej, czas narodzin lokalnej bohemy. Galicję pamięta się jako konglomerat egzystujących obok siebie wielu narodów: Polaków, Rusinów, Żydów, Ormian, Niemców, Czechów i wielu innych, teren barwny i kulturowo zróżnicowany.
Galicja: dobra marka
Galicja jest współcześnie szansą na sukces – nazwą dobrze się kojarzącą. Liczba przedsiębiorstw, restauracji, kawiarni i produktów zawierających w swojej nazwie słowo „Galicja” liczona jest w setki. Pozytywne skojarzenia mają przekonywać klientów, budzić zaufanie, sugerować kontynuację pewnej ugruntowanej tradycji. Mamy więc z jednej strony do czynienia z „Grzańcem Galicyjskim” czy hotelami „Galicja”, a z drugiej – z firmami o tej samej nazwie nagłaśniającymi koncerty czy produkującymi sprzęty gospodarstwa domowego.
Zazwyczaj przymiotnik „galicyjski” czy wyrażenie „pochodzę z Galicji” są pozytywnie nacechowane, wypowiadane nierzadko z dumą, bo oznaczają osadzenie w pewnej tradycji. Pozostały po niej liczne znaki i symbole: charakterystyczna architektura, przechowywane skrupulatnie talerze i papierośnice z wizerunkiem Franciszka Józefa i jego małżonki, Elżbiety Bawarskiej, przejęte z Wiednia zwyczaje.
Skojarzenia nie są jednak zawsze pozytywne. Jeszcze do niedawna pozostałości austriackich umocnień wojskowych w Krakowie niszczały opuszczone, sprowadzone do niechcianego symbolu ucisku władz zaborczych, podczas gdy dziś wiele z tych obiektów otaczanych jest opieką konserwatorską, a w Internecie natrafić można na koła zainteresowań zrzeszające wielbicieli austriackiej architektury militarnej. Galicja kojarzona jest także z niewolą, utratą niepodległości, biedą, prowincjonalnością, konfliktami oraz zaściankowością. Wielu ludziom Galicja kojarzy się głównie ze spływającymi krwią polami bitewnymi Ostfrontu I wojny światowej.
Niektórzy badacze i pasjonaci historii próbują stawiać opór pozytywnemu wizerunkowi Galicji, jednak są oni w zdecydowanej mniejszości. Mit Galicji jako arkadyjskiej krainy szczęśliwości wydaje się być nie do wykorzenienia. W tym miejscu należy jednak zadać pytanie, czy aby na pewno należy go wykorzeniać...?