Autor: Magdalena Zych, Licencja: CC BY-SA
Gdyby przed stu laty znaleźć się w przypadkowym domostwie gdzieś w okolicach Rabki czy Krakowa, naszym oczom ukazałaby się ozdobiona powała, a wiszące tam podłaźniki, słomiane pająki, światy z opłatków, orzechy, jabłka, papierowe ozdoby lekko drżałyby pod wpływem gorącego powietrza sunącego górą od pieca, a to zimnego wpadającego przez uchylone drzwi od sieni.
Z żywego pasma tradycji związanych z zimowym przesileniem akurat po te rekwizyty sięgamy dziś już bardzo rzadko. Ale i teraz ten dziwny, ciemny moment roku odróżnia od innych dni obecność drzewa w domu. Bywa niedawno ścięte w bliskiej czy dalszej plantacji, albo sztuczne, raz do roku wyciągane z pawlacza, zwykle ozdobione według mody, gustu i zwyczaju. Wokół nas pojawia się zwielokrotnione komercyjnym echem, za to w domach i mieszkaniach cieszy nie tylko dziecięce oczy.
Ten pomysł, by wnosić do domu gałęzie i drzewa z okazji wielkiego święta, sięga nomen omen korzeniami daleko w antyczną przeszłość. Nim na dobre upowszechniła się wśród wszelkich klas społecznych choinka – a pojawiać się zaczęła dopiero pod koniec XVIII wieku – wieszano, nie tylko w chłopskich izbach, do góry nogami czubek świerka czy jodły albo sosnową gałąź. Zwyczaj ten długo utrzymał się w Polsce południowej, bo aż do XX wieku.
Ten niecodzienny gest, będący jednym z wielu znaków połączenia świata ludzkiego z nie-ludzkim, zdarzał się właśnie w czasie Godów, jak czas świąt Bożego Narodzenia nazywano gdzieniegdzie jeszcze przed stu laty. Godnie święta słowiańska etymologia wiąże ze słowem god w znaczeniu roku, święta, uczty, co wskazuje na wyjątkowość tego czasu. To moment niebezpieczny, gdy możliwe są kontakty z mieszkańcami zaświatów. Zimowe przesilenie skupiało wiele obrzędów, których echa rozpoznajemy do dziś. Obecność gości z zaświatów pozostała choćby w dodatkowym wigilijnym nakryciu, ale także w świątecznym menu, wskazują na to mak i groch, rośliny jadane podczas uczt zaduszkowych.
W czasie, gdy na świecie zalega największa ciemność, i wcale nie ma pewności, że dnia zacznie przybywać, a ziemia się kiedyś obudzi, to, co jest zalążkiem życia, ma ogromne znaczenie. To magia rolnicza nadawała ton zachowaniu domowników. W ludoznawczych opisach dotyczących „pogańszczyzny i chrześcijaństwa” czasu zimowego przesilenia niejednokrotnie czytamy o zapraszaniu do wigilijnej uczty i mrozu, i burzy, i leśnych zwierząt, w tym wilków, nikogo nie można było pominąć. Dusze zmarłych i tak już były obecne, należało więc zadbać o to, by ich nie urazić.
Jodła, sosna lub świerk na co dzień stykając się z niebem, wniesione do domu przekazują to pośrednictwo jego mieszkańcom. Mimo trwającej wokół zimy, zachowują swój zielony kolor. Jest to symbolika związana z tzw. drzewem życia, a więc ideą osi łączącej różne współistniejące porządki. Podłaźnik, a częściej podłaźniczka, nazywana czasem jutką, a w pobliżu Krakowa sadem czy rajskim drzewkiem, lubiła towarzystwo „światów” z opłatka i „pająków” ze słomy. Opisy umieszczania w domu podłaźniczki podkreślają, że to zwyczaj związany głównie z Małopolską. Drzewko lub gałąź ścinał gospodarz albo młody chłopak wcześnie rano w Wigilię, bywało, że w pośpiechu – jak pod Piwniczną, gdzie ten, kto pierwszy szedł do lasu, cieszył się potem największym urodzajem. Wnoszone do domu drzewko bywało obsypywane owsem, wypowiadano życzenia dla domowników (podłazić kogo na Podhalu oznaczało winszować w Wigilię szczęścia, a ci, co z życzeniami chodzą, to podłaźnicy). Zdobiono orzechami, jabłkami, nasionami lnu, kolorowym papierem. Ozdabianie sadu działo się po wieczerzy, źródła mówią, że wicie sadu miało miejsce przede wszystkim tam, gdzie były dziewczyny na wydaniu. Owoce i nasiona są nieprzypadkowo w bliskim sąsiedztwie podłaźniczki, ich witalność i symbolika ściśle łączą się ze znaczeniem tego czasu. Orzechy, rekwizyt z porządku magii miłosnej, jednoznacznie nawiązują do urodzaju i pomyślności. Obecność słomy jako materiału licznych ozdób, w tym przestrzennych, geometrycznych, zwanych pająkami, to nawiązanie do jej skuteczności w pomnażaniu zbiorów i ochrony przed złem. Słomiane „pająki” niczym żyrandole ozdabiały strefę ponad domownikami, zresztą to forma właśnie żyrandolem inspirowana, dziś przetwarzana przez współczesny design na różne sposoby. Podobnie działo się z kulistymi, zrobionymi z opłatków „światami”. Miały postać ażurowych kompozycji posklejanych z geometrycznych fragmentów, często z kolorowych opłatków. Wieszano je na belkach stropowych, w pobliżu świętych obrazów. Inspiracją dla powstawania „światów” mogły być trzymane w dłoni przez Chrystusa kule z krzyżem, zauważone w sztuce sakralnej obecnej w kościołach.
Choroby i nieurodzaj, to, co dziś nazwiemy pechem, a kiedyś urokiem – cały szereg ludzkich trosk miał naprzeciw siebie arsenał środków zaradczych. Podłaźniczki, „światy”, „pająki” wnosiły do domu błogosławieństwo urodzaju i szczęścia, miały moc zapobiegania złym zdarzeniom. Ze stanu zachowania podłaźniczki można też było wróżyć: jeśli żółkła, zapowiadało to trudny rok, jeśli długo pozostawała świeża, cieszono się dobrą wróżbą. Jeśli podczas odwiedzin mieszkającej w domu dziewczyny, kawaler siadał pod podłaźniczką i częstował się orzechem czy jabłkiem, można było potraktować to jako deklarację jego uczuć, a jeśli dziewczyna zachęcała gościa do poczęstunku, mógł się cieszyć wyrażoną wzajemnością. Wyschnięte gałązki podłaźniczek i resztki ozdób przechowywano na potrzeby zastosowania przeciwko urokom.
W folkowej modzie co i rusz wracają pomysły świątecznego wystroju inspirowane treściami, jakimi żyli ludzie kilkadziesiąt lat temu. Znaczą dziś jednak inaczej i co innego, a tradycja, będąc żywym zbiorem inspiracji, zawsze skrojona jest na miarę konkretnej potrzeby.
Korzystałam z prac m.in. Tadeusza Seweryna, Barbary Ogrodowskiej, Małgorzaty Oleszkiewicz, Urszuli Janickiej-Krzywdy.
Fot. Podłaźniczka, Wikipedia, domena publiczna