To wiatr, który na długo zrobi z Ciebie wariata. Nieważne, czy jesteś turystą czy rodowitym góralem. Kiedy zawieje, „przyduje”, jak powiedziałaby stara góralka na targu pod Gubałówką, ogarną Cię najbardziej szalone wizje. Głowa będzie Ci pękać, a z zakamarków psychiki wyjdą najgorsze, dawno zapomniane lęki. Gdzie byś się nie ukrył, on i tak Cię dopadnie. Jest bezlitosny, bezduszny, wciśnie się każdą nawet najmniejszą szparą góralskiej chałupy, potarga dach, rozniesie siano po łące i przypomni o dawnych, niespełnionych miłościach.
Z pewnego źródła szybko możemy dowiedzieć się, że: wiatr halny nie pozostaje bez wpływu na zdrowie i samopoczucie człowieka. Pod jego wpływem, na skutek gwałtownych zmian ciśnienia powietrza, pogarsza się stan zdrowia osób ze schorzeniami serca i układu krążenia oraz cierpiących na depresję. Nie bez powodu na dwa dni przed nadejściem halnego w podhalańskim szpitalu urywają się telefony, zawał goni zawał. Ciężarne kobiety zaczynają rodzić, a kilka tygodni później kolejki do ginekologa są tak długie jak korki na zakopiance. Wiadomo, jak zaduje, to i spod kołdry człowiek nie wychodzi.
Górale komentują: Idzie halny! Wiadomo!
Halny był tematem wielu wierszy, był tłem dla powieści i tematem opracowań naukowych. Te ostatnie udowodniły nawet, że sprzyja on także samobójstwom. Niestety, na Podhalu najwięcej ludzi w Polsce odbiera sobie życie, podobno wynika to nawet z badań statystycznych. Najgorzej jest zawsze na kilka, bądź kilkanaście godzin przed nadejściem wiatru z powodu wysokich skoków ciśnienia. Szczególnie odczuwają to ludzie wrażliwi na bóle głowy, bóle migrenowe, nasila się wtedy bezsenność i stany depresyjne. Częściej też wzywana jest policja do rodzinnych awantur.
Halny inspiruje artystów, szczególnie tych głęboko związanych z Tatrami. Jednym z nich był Jan Kasprowicz, który bez pamięci poświęcił się wędrówką po Tatrach i prawdopodobnie wtedy jego duszę przeszyło to tajemnicze zjawisko, które postanowił zgłębić w swoim wierszu zatytułowanym Wiatr halny:
Huczy nade mną halny wiatr... Daleki
Wprzód mnie dochodzi szum i świst, a potem
Z jakimś pogwarem, trzaskiem i łomotem
Ciężar się kładzie na wysmukłe smreki.
Rekordową prędkość wiatru halnego zanotowano 6 maja 1968 roku – 250km/h na Kasprowym Wierchu i 144km/h w Zakopanem. Wiatr porywał kamienie wielkości pięści i ciskał w budynek obserwatorium, porwał też olbrzymie deski, które miały służyć budowie wyciągu w Dolinie Goryczkowej i przerzucił je do Gąsienicowej. W dolinie pojawiła się wówczas minitrąba powietrzna, która wyssała część wody z Dwoistego Stawu Gąsienicowego, aby następnie rozprysnąć się na Kościelcu. Powalonych zostało wówczas około pół miliona drzew. Zaś najdłużej wiejący halny, 11 dni, zanotowano w 1951 roku.
Czym właściwie jest ten tajemniczy wiatr? Aby halny mógł powstać po obu stronach grzbietu górskiego muszą utworzyć się dwa ośrodki baryczne: wyżowy i niżowy: Różnica ciśnień musi być na tyle duża, aby powietrze zalegające po stronie południowej mogło wznosić się i przekroczyć grzbiet górski. Poza tym, wysokość grzbietu górskiego lub wilgotność powietrza również musi być odpowiednio duża, aby mogło dojść do skroplenia pary wodnej. Wiatr halny najczęściej występuje w październiku i listopadzie, nieco rzadziej w lutym i marcu.*
Są tacy, co wpływ halnego czują nawet w Warszawie i ja w to wierzę, bo halny to nie tylko wiatr. To także stan ducha, potrzeba wolności, możliwości pokonania wszelkich barier, nawet tak pięknych jak Tatry i przede wszystkim tęsknota do zmian, tak jak zmienia się wówczas pogoda, tak podobno góralki po przejściu halnego szukają zmian, jedną z nich jest rozwód z bogu ducha winnym góralem. Czy oddziaływanie wiatru dotyczy tylko południa Polski? Nie tylko. Oczywiście bezpośrednio wiatr uderza przede wszystkim w Małopolsce, przewracając drzewa i słupy trakcji elektrycznej, ale jego pośredni wpływ na samopoczucie jest odczuwalny nawet w centrum kraju.
Kiedy nadejdzie już późna jesień, spadną wszystkie liście, temperatura zbliża się ku 0 stopni, w mieście pada dżdżysty deszcz, a wysoko w górach prószy śnieg, ja odnoszę wrażenie, że właśnie wtedy szczyty mają już dosyć głośnych turystów, ciągłego hałasu, kolejek, tłumów, nieodpowiedzialności turystów, totalnego nieprzygotowania do skrajnych warunków, a przede wszystkim braku pokory. Chcą odpocząć po ciężkim sezonie letnim i właśnie wtedy wzywają na pomoc to dziwne coś, co nie do końca możemy, chcemy, a może boimy się zrozumieć.
Wówczas nadchodzi on. Wielki i tajemniczy halny, który w kilka godzin pustoszy tatrzańskie szlaki i daje im odetchnąć.