Życia górom poświęcone

Życia górom poświęcone

Autor: Katarzyna Kobylarczyk, Licencja: CC BY-SA

8 lutego 1909 roku Mieczysław Karłowicz wybiera się nad Czarny Staw, nic nie zapowiada tragedii. Pogoda jest piękna. Śnieg skrzypi pod nartami. Karłowicz, dyrygent, kompozytor i publicysta, idzie z lekkim sercem. Trzy tygodnie temu jego Odwieczne pieśni zdobyły uznanie nieprzychylnej warszawskiej krytyki. Kompozytor wypoczywa po sukcesie w Tatrach – jest wielkim miłośnikiem gór, zna szlaki i ich niebezpieczeństwa. Od kilku lat wraz z Mariuszem Zaruskim zabiega o utworzenie w Zakopanem górskiego pogotowia ratunkowego. 

Kiedy mija dwa dni, a Karłowicz nie daje znaku życia, jego matka idzie właśnie do Zaruskiego. Prosi o pomoc. Zaruski zwołuje znajomych przewodników tatrzańskich. Sam ze Stanisławem Gąsienicą Byrcynem wyrusza po wciąż widocznych śladach nart Karłowicza. U podnóża turni Małego Kościelca drogę zagradza im lawinisko. Ma 80 metrów długości i 50 szerokości. Przez całą noc sondują je kijami. Następnego dnia do poszukiwań dołączają Klimek Bachleda, Jakub Wawrytko, Stanisław Barabasz i Leon Loria… 

Tatrzańskie początki

Jeszcze w XVIII wieku Tatry były ziemią niemal dziewiczą. Mało kto interesował się skalnymi turniami. Po górach chodzili (i w nich ginęli) jedynie pasterze, zabłąkane dzieci, górnicy, kłusownicy oraz poszukiwacze skarbów. Jeden z takich awanturników – niejaki Papirus – spadł w 1771 roku z Czarnego Szczytu, stając się pierwszą oficjalnie odnotowaną ofiarą Tatr. 

Wszystko zmieniło się w połowie XIX wieku, kiedy Tatry „odkrył” Tytus Chałubiński. Góralszczyzna stała się modna, a Zakopane – popularne. Piękno gór wzięli na warsztat malarze i poeci. Coraz więcej osób z krakowskiej i warszawskiej socjety przywdziewało spodnie z parzenicami, by – w towarzystwie przewodników lub, co gorsza, samotnie – chodzić po górach. Wypadki zdarzały się coraz częściej. Tylko w latach 1850–1908 w Tatrach zginęło 27 osób, prawie połowa z nich nie ukończyła 19. roku życia. 

Zaruski się stara 

W 1907 roku zły stan zdrowia żony sprowadził do Zakopanego Mariusza Zaruskiego, fotografika, malarza, poetę, marynarza, żeglarza, podróżnika, konspiratora i zesłańca w jednym (a w przyszłości także legionistę, ułana, generała, harcerza, popularyzatora żeglarstwa). Tatry zauroczyły go. Przez siedem kolejnych lat niestrudzenie wytyczał nowe szlaki, wędrował, wspinał się na szczyty, schodził do jaskiń i jeździł na nartach (zjechał między innymi z Koziego Wierchu i Kościelca). To właśnie on, wraz z równie zakochanym w górach Mieczysławem Karłowiczem, starał się o utworzenie górskiego pogotowia ratunkowego. Wspólnie zredagowali specjalną odezwę, zebrali pod nią podpisy i rozesłali do gazet. Społeczeństwo przyjęło apel entuzjastycznie. Austriackie władze – zupełnie obojętnie. Procedura rejestracji stowarzyszenia ciągnęła się w nieskończoność. 

Zaruski nie miał jednak zwyczaju czekać bezczynnie. 10 września 1908 roku zorganizował pierwszą akcję wciąż jeszcze nielegalnego TOPR-u, by sprowadzić z Wielkiej Buczynowej Turni wówczas studenta medycyny, a w przyszłości znakomitego pulmunologa Zygmunta Dadleza. Zanim TOPR został oficjalnie zarejestrowany podobnych akcji odbyło się jeszcze przynajmniej siedem. 

Powołanie TOPR-u

Tego pięknego lutowego dnia, kiedy przyszli ratownicy szukali w lawinisku Mieczysława Karłowicza, szczęście jednak im nie sprzyjało. 
Dopiero nazajutrz przed południem trafili na nartę. Zaraz później odnaleźli ciało. 

Tragiczna śmierć kompozytora wzbudziła żal, oburzenie, wywołała falę komentarzy. Cesarskie i królewskie władze Galicji nie mogły dłużej lekceważyć problemu. 29 października ukazał się restrykt, w którym namiestnictwo „nie zakazuje zawiązania stowarzyszenia Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego”. TOPR został oficjalnie powołany do życia. Był czwartą tego typu organizacją w Europie. W ciągu najbliższych trzydziestu lat podjął około 230 wypraw, w tym ponad 60 po zaginionych na szlakach. 

11 grudnia podczas pierwszego formalnego zebrania ratownicy wybrali sobie na prezesa dra Kazimierza Dłuskiego. Naczelnikiem TOPR został Mariusz Zaruski, a jego zastępcą Klimek Bachleda, góral, niegdyś cieśla i kłusownik, a wówczas król tatrzańskich przewodników, zwany Orłem Tatr. Nikt nie mógł jeszcze wtedy przewidzieć, że zaledwie rok później, 6 sierpnia 1910 roku, Bachleda zginie, próbując dotrzeć do taternika uwięzionego na ścianie Małego Jaworowego. Był pierwszym ratownikiem, który oddał życie podczas akcji. Na jego grobie na symbolicznym cmentarzu pod Osterwą wyryto prosty napis: „Poświęcił się i zginął”.   


Korzystałam z artykułu Klary Rennert Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe – powstanie i rozwój do roku 1914.

Fot.: Ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (1942) - wówczas Freiwillige Tatra Bergwacht.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe, domena publiczna