Nie trzeba być wielbicielem literatury fantasy, żeby kojarzyć skały z zamkami. Zaczniemy więc wycieczkę w Bydlinie (zamek skromny a ciekawy).
Do budowli w postaci ruiny trwałej prowadzi wygodna, niezbyt forsowna ścieżka. Jak warownia wyglądała kiedyś, można zobaczyć w pobliskim Parku Miniatur w Ogrodzieńcu – dzisiaj dostępne są tylko resztki murów i fosy. Teren wokół ruin jest zadbany i uporządkowany (wreszcie).
Dzieje budowli były burzliwe. Najpierw była strażnicą (umocnienie granicy ze Śląskiem), później kościołem (przeróbka z warowni), zborem ariańskim (reformacja), ponownie kościołem katolickim (pw. Świętego Krzyża), dużą ruiną (Szwedzi) i małą ruiną (darmowy materiał budowlany). Mimo że nie znajdziemy w niej niczego spektakularnego, uzyskamy coś niemniej ważnego – perspektywę. W miesiącach jesienno-zimowych, kiedy na drzewach nie ma liści, ze wzgórza zobaczymy pole bitwy pod Krzywopłotami. Dodajmy: ze wzgórza pociętego widocznymi do dziś okopami wykutymi w litej skale.
Tutaj w listopadzie 1914 r. starły się dwie armie: rosyjska i austriacko-węgierska, w skład której wchodziły Legiony Polskie Józefa Piłsudskiego. Bitwa okazała się strategiczna – powstrzymała rosyjską ofensywę. Jak każda bitwa strategiczna była jednym z najkrwawszych bojów I Brygady, Piłsudski nazywał ją nawet krzywopłockimi legionowymi Termopilami. Na pobliskim cmentarzu leżą polegli uczestnicy bitwy, z inicjatywy Marszałka uhonorowani kamiennym krzyżem, a napis Krzywopłoty 1914 znajdziemy na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie.
I coś dla pacyfistów: 30 kilometrów stąd przyszła na świat Kasztanka – ukochana klacz Piłsudskiego, podarowana mu w patriotycznym geście. Piłsudski od razu zmienił jej imię, uznał bowiem, że człowiek, który ma poprowadzić Polskę ku niepodległości, nie może dosiadać Fantazji.