Wstęp
Wokół dominikanów
Z kościoła Mariackiego kierujemy się w stronę ulicy Grodzkiej i dalej do kościoła św. Trójcy przy klasztorze dominikanów – na jego fasadzie zobaczymy kolejny, trzeci zachowany w Krakowie dzwonek za konających. Niegdyś oczywiście i przy tym kościele znajdował się cmentarz, zlikwidowany przez władze austriackie. Był to, jeśli można tak powiedzieć, „cmentarz pełen życia”; zachował się bowiem zapis skargi ojca Michała, przeora krakowskich dominikanów, z 1749 roku, z którego dowiadujemy się, że „u krawca na cmentarzu” (działały bowiem na cmentarzach różne punkty usługowe) zatrudniona była służąca wątpliwej cnoty, która upijała zakonników i „u siebie po kilka nocy konserwowała”.
Mijamy kościół dominikanów i kierujemy się w stronę Plant. To właśnie tutaj (na terenie obecnych Plant, mniej więcej na wysokości klasztoru dominikanów) niegdyś znajdował się kościółek św. Gertrudy, wraz z cmentarzem dla skazańców – dziś nie ma po nim śladu, jedynie ulica nosi nazwę patronki tamtej świątyni. Historia tego kościoła wiąże się z głośną aferą Andrzeja Wierzynka (wnuka słynnego Mikołaja Wierzynka), który był rajcą miejskim i niestety kradł pieniądze z miejskiej kasy. W 1406 roku przy wypłacaniu pensji pracownikom ratusza ukradł kiesę – wypadła mu jednak z kieszeni. Został niemal natychmiast osądzony, ścięty bez spowiedzi i pochowany w niepoświęconej ziemi, za murami miasta. Syn Andrzeja, Mikołaj Wierzynek, wykupił od miasta ten teren i ufundował kościółek św. Gertrudy. Tam właśnie funkcjonował cmentarz dla skazańców aż do końca XVIII wieku, dopóki Kraków nie stracił prawa do karania śmiercią. Opustoszały kościół rozebrano w XIX wieku.