Wstęp
Rynek
Ulicą Piekarską, łatwo rozpoznawalną dzięki baldachimowi z kolorowych parasoli, dochodzimy do rynku – perły polskiego renesansu. Przejdźmy do wyróżniającej się podcieniami renesansowej kamienicy z numerem 21. W kamiennym portalu bramy, po prawej stronie, zobaczymy ukośne wgłębienie. To jeden z nielicznych śladów po mezuzie – zwitku pergaminu z wypisanymi fragmentami Tory, którego zgodnie z tradycją powinna dotknąć osoba wchodząca do domu. Różnego rodzaju judaika można zobaczyć w Muzeum Historii Tarnowa i Regionu mieszczącym się w tym właśnie budynku.
To dzięki wyczuwanym pod dłonią mezuzom niewidomy król tarnowskich żebraków Mejer Niemowa wiedział, do których drzwi zapukać. Raz w miesiącu, punktualnie o 17.00, pukał również do drzwi Stramerów i brał tylko jedną monetę o najniższym nominale. Jeśli dostawał więcej, oddawał lub wydawał resztę. Nawet Nathan, który nigdy nikomu nie dawał jałmużny, szanował go za schludność i honor.
Pewnego dnia bracia Stramerowie chodzili za Mejerem po różnych zaułkach dzielnicy żydowskiej, aż do dworca, gdzie mieszkał i podobno sypiał na stojąco. Widzieli, że niektórzy na jego widok pospiesznie zdejmowali mezuzy z drzwi, niektórzy nawet gasili lampy i udawali, że ich nie ma. Czy katolicy też mają swojego Mejera, który puka tylko do ich drzwi? – zastanawiał się Salek. A jeśli tak, to czy pod koniec miesiąca obaj żebracy dzielą się zyskami pół na pół, bo tak w Tarnowie byłoby sprawiedliwie…
Idąc dalej ulicą Zakątną (gdzie pod numerem 11 w podwórku znajdziemy kolejną mezuzę), Wekslarską, Starą, Kretą, Żydowską, przy odrobinie wyobraźni bez trudu odtworzymy sobie tę scenę: wysoki Mejer z długim kijem w ręku idący od drzwi do drzwi i trzech urwisów za nim. Ta część miasta nie zatraciła pierwotnego charakteru: kręte ulice, wąskie budynki, w niektórych oknach zachowane oryginalne żelazne okiennice sklepowe.
W czerwcu 1942 roku rynek stał się świadkiem tragedii tarnowskich Żydów – spędzono tu kilka tysięcy ludzi, z czego część wywieziono do obozu koncentracyjnego, a część rozstrzelano. Po tych wydarzeniach utworzono w Tarnowie getto. Rodzinie Stramerów udało się wtedy uniknąć śmierci, zresztą w Tarnowie zostali tylko seniorzy z żoną i córeczką Rudka. Później dwa razy przesiedlano ich do innych mieszkań w coraz bardziej kurczącym się getcie.
Dochodzimy do ulicy Brama Pilzneńska, której naturalnym przedłużeniem jest ulica Lwowska, gdzie pod numerem 5 mecenas Zawadowski – obrońca komunistów i późniejszy partner Reny – miał swoją kancelarię. Na tym budynku również możemy zauważyć uchwyty po trakcji tramwajowej prowadzącej na Grabówkę – dzielnicy, jak mówiły dzieci z centrum Tarnowa, pejsatych chałaciarzy.
Ulicą Wałową zmierzamy w stronę placu Bohaterów Getta z charakterystycznym dębem, a potem ulicą Dębową do jedynego ocalałego z tamtych czasów budynku – rytualnej łaźni żydowskiej. Przy tym placu stoi pomnik upamiętniający pierwszy transport więźniów do Auschwitz oraz budka telefoniczna, w której wykręciwszy odpowiedni numer, możemy dowiedzieć się więcej o tamtych wydarzeniach.
Ulicą Bóżnic dochodzimy do ulicy Waryńskiego. Jeśli pójdziemy kawałek dalej w prawo, dojdziemy do przedszkola, które stoi na miejscu dawnego placu Magdeburskiego. Sąsiedzi Stramerów widzieli, jak pędzono tam Rywkę i jej synową Ruth. Dla Nathana był to sygnał, wypełnienie słów umówionej depeszy, którą posłali do Krakowa: Już czas…
Idąc z powrotem wzdłuż ulicy Waryńskiego, mijamy po drodze ulicę Nową. O tym, że stała tu Synagoga Nowa zwana Jubileuszową, informuje tablica pamiątkowa na jednym z bloków. Tylko na starych zdjęciach możemy zobaczyć imponującą budowlę z charakterystyczną kopułą, uroczyście otwartą w dniu urodzin i 60. rocznicy wstąpienia na tron cesarza Franciszka Józefa. Długo nie chciała się spalić – Nathan widział w tym znak, podobnie jak w tym, że gdy „trwoga, to synagoga”. Nigdy tylu ludzi w bóżnicy nie widzieli, co na początku wojny.