
Plac Sobieskiego
Dochodzimy do placu Sobieskiego, łatwo rozpoznawalnego dzięki stojącemu na środku tramwajowi – replice przedwojennego wagonu zwanego „biedronką”. Tarnów był jednym z trzech miast w Galicji, które mogły się poszczycić „miejską koleją elektryczną”, choć trasa była stosunkowo krótka (zaledwie 2,5 kilometra). Linię tramwajową zlikwidowali Niemcy w 1942 roku, a wszystkie 8 wagonów przetransportowano do Lwowa.
Równie charakterystycznym elementem krajobrazu jak tramwaje był sprzedawca pieczonych kasztanów (oczywiście tylko jesienią!). O jego przybyciu lokalne gazety donosiły na pierwszych stronach. Dla wszystkich było jasne – oto nadchodzi zima. Zmarznięci tarnowianie ustawiali się w kolejce do żelaznego piecyka, na którym Węgier z dalekiego miasta Pecz przyrządzał parzące palce kasztany. To Rudek, który chciał młodszemu rodzeństwu „załatwić” kilka kasztanów, odkrył, że sprzedawca, choć po polsku zna tylko kilka słów, to całkiem dobrze, i to bez węgierskiego akcentu, radzi sobie po żydowsku.
Ikoną placu była pierwsza tarnowska kawiarnia założona w 1859 roku przez wiedeńczyka i serwująca kawę oraz wiedeńskie śniadania. W okresie międzywojennym najpierw nosiła nazwę „Pod Płachtą”, a po śmierci właściciela – alfy i omegi tarnowskiej socjety Mieczysława Skolimowskiego – „Tatrzańska”. Z pewnością i tę kawiarnię podpatrywał Nathan, w myślach mnożąc liczbę gości przez ceny napojów i przekąsek, a potem przez godziny otwarcia kawiarni, dni tygodnia, miesiące i lata, skoro odkupił od nich stoły i plecione krzesła do swojego lokalu. Również „Pod Płachtę” Hesio Stramer zaprosił koleżankę Lotkę Goldberg, licząc na skuteczność niezwykle praktycznej metody „ekonomii miłości”. Polegała ona na częstowaniu dziewczyny dużą ilością tanich słodyczy, tuż zanim się ją zaprowadziło do drogiej kawiarni. Niestety, mimo prób zapchania towarzyszki chałwą, Hesio, oczekując rachunku, liczył na pożar, trzęsienie ziemi, trąbę powietrzną…
Plac Sobieskiego znany był nie tylko ze znakomitej kawiarni, lecz także z koncertów orkiestry wojskowej, jeszcze za czasów austriackich. W którąś niedzielę Nathan spotkał tu najstarszego syna śpiewającego obraźliwe piosenki i za karę – na oczach wszystkich – sprał go amerykańskim pasem. Czy kiedyś będzie nam lepiej niż za cesarza Franciszka Józefa?!