
Organy Hansa Hummla
Początek XVII wieku, w Polsce panuje Zygmunt III Waza. Ambitni olkuscy rajcy jeszcze nie wiedzą, że zbliża się kres świetności ich miasta. Złoża srebra i ołowiu są na wyczerpaniu, a w niedalekiej przyszłości nadciągnie potop szwedzki, który przypieczętuje upadek miasta.
Ale na razie olkuskie dzieci spokojnie śpią − jak chce plotka − w srebrnych kołyskach, a miasto śni swój sen o wielkości. Do Olkusza, na zaproszenie miasta, przyjeżdża Hans Hummel, wybitny organmistrz z Norymbergi. Za niebagatelną sumę 1000 florenów (można było za to wtedy kupić mniej więcej 500 koni pod wierzch) ma zbudować organy, które swoją świetnością przyćmią Kraków. Mistrz pracuje nad instrumentem przez 13 lat. Pewnego dnia z rusztowania spada jego syn. Przypomina o tym epitafium pod chórem i nie jest to ostatnia informacja o śmierci w tym kościele (klątwa?). Złamany tragedią Hummel wyjeżdża (ucieka?) do spiskiej Lewoczy. Ciągną się jednak za nim stare sprawy, grozi mu sąd za niewywiązywanie się z umów. Nie wytrzymuje presji − spada (skacze?) z rusztowania i ponosi śmierć na miejscu. Organy − zarówno te w Olkuszu, jak i te w Lewoczy − kończy jego uczeń Jan Nitrowski.
Bieda, która dotknęła miasto, paradoksalnie uratowała organy. Zachowały oryginalny mechanizm i piszczałki, bo miasta nie było stać na ich wymianę. Przetrwały niemal niezmienione i jako takie uważane są za jedne z najstarszych w Europie. Można na nich wykonywać tylko muzykę renesansową i wczesnobarokową − usłyszymy więc dokładnie takie dźwięki, jakich słuchali olkuszanie 400 lat temu. Jednak dla tych, którzy uważają, że jeśli organy to wyłącznie Toccata i Fuga d-moll Bacha, może to być niełatwe doświadczenie.
Po kilku latach gruntownej renowacji organy wróciły na swoje miejsce. Zostało to niejako przypieczętowane przez Pocztę Polską okolicznościowym znaczkiem.