Wstęp
Lew, słoń i nosorożec
Wizualizowanie natury jest stare jak świat. Wszak przypuszcza się, że część europejskich malowideł jaskiniowych stworzyli już neandertalczycy, nasi wymarli bracia. Kraków pełen jest obrazów roślin i zwierząt. Kamienica na rogu ulic Grodzkiej i Poselskiej (Pod Kozłem) prezentuje dobra natury na sposób barokowy – girlandy owoców i liści zwisają symetrycznie po obu stronach portalu widocznego od strony ulicy. Nawet przedstawione tam postacie przysłonięte są dyskretnie liśćmi akantu (to jeden z najtrwalszych motywów w ornamentyce europejskiej architektury). Kilkadziesiąt metrów dalej, z kamienicy nr 38 na ulicy Grodzkiej (Pod Elefanty) na przechodniów spoglądają siedemnastowieczne godła: słoń i nosorożec, najwyraźniej gatunki azjatyckie – słoń o małych uszach, typowych dla słoni indyjskich, i nosorożec z charakterystycznymi fałdami skóry, o fakturze chropowatej, jak staropolskie kurdybany. Kawałek dalej w stronę Rynku (kamienica nr 32 zwana Podelwie) – lew w starym, średniowiecznym jeszcze godle kamienicy, ale raczej afrykański, był bardziej znany, notabene populacja lwów azjatyckich jest obecnie na wymarciu. Czemu miały służyć te płaskorzeźby? Edukacji? A może chodziło o popis, pokazanie, że my w tym Krakowie wiemy o świecie to i owo. A może to już była wiedza powszechna i chodziło tylko o wyróżnienie miejsca jakimś miłym znakiem? Ale dlaczego nie jeleń, dzik albo niedźwiedź? Albo ważka, motyl, ćma? Ludzi przebranych za motyle można czasem spotkać na Grodzkiej. Zachęcają do doświadczenia rajskiej (a jakże) przyrody w wydaniu chałupniczym, gdzie wylęgane w niewoli tropikalne motyle można bezkarnie brać na ręce. Znów egzotyka. Mijają wieki, a w nas dalej tkwi tęsknota za rajem w tropikach.