Wstęp
Brylanty pani Ciunkiewiczowej
Maria Ciunkiewiczowa z pewnością należała do kobiet umiejących owijać sobie mężczyzn wokół palca i wykorzystywać ich słabości. Trzykrotnie zamężna (pierwszy mąż zmarł niedługo po ślubie, z dwoma pozostałymi się rozwiodła), miała szereg kochanków, których pozycję umiejętnie wykorzystywała do pomnażania swojej fortuny. Zbiwszy majątek w Rosji w czasie I wojny światowej i wojny domowej, uratowała go wywożąc cenne precjoza do Wielkiej Brytanii, dzięki pomocy swego „znajomego”, a radzieckiego przedstawiciela dyplomatycznego w Zjednoczonym Królestwie, Leonida Borysowicza Krasina. Wielka Brytania nie służyła zdrowiu pani Ciunkiewiczowej, która niedługo później przeniosła się do Francji i kupiła majątek ziemski w Normandii, ale też grała na giełdzie i inwestowała. Trzeba oddać jej sprawiedliwość, że starała się ze swojego majątku wspierać żyjących w niedostatku na emigracji rodaków.
Z końcem 1931 roku Ciunkiewiczowa, pragnąc wyleczyć nadszarpnięte (także napaścią, której doświadczyła) zdrowie, pojawiła się w Polsce. Bawiła przez jakiś czas w Warszawie, zaś 19 stycznia 1932 roku wraz z przyjaciółką przyjechała do Krakowa, który miał być tylko przystankiem na drodze do Zakopanego. Obie panie zamieszkały w Grand Hotelu, a wyjazd planowały po dwóch dniach. I właśnie 21 stycznia 1932 roku Ciunkiewiczowa zgłosiła kradzież – dna jej obu waliz zostały przecięte, zniknęło zaś z nich:
– 13 futer sobolowych,
– 10 tysięcy franków francuskich,
– 650 tysięcy (Ciunkiewiczowa zmieniła potem zeznanie, zmniejszając kwotę do 6,5 tysiąca) funtów szterlingów,
– kilka garniturów brylantowej biżuterii.
Cały ten majątek objęty był polisą ubezpieczeniową znanej firmy Lloyd’s, opiewającą na łączną kwotę 3,8 miliona franków francuskich. Właśnie te kwoty, w porównaniu z dość spokojnym zachowaniem Ciunkiewiczowej, a także niektóre jej działania (np. wysłanie do Lloyd’sa znacznie szerszego spisu utraconego rzekomo majątku niż ten zgłoszony policji), doprowadziły śledczych do wniosku, że mamy tu do czynienia z próbą oszustwa ubezpieczeniowego, zaś cała kradzież była sfingowana. Opierano się oczywiście na poszlakach, bowiem majątek Ciunkiewiczowej, mimo swojej wartości, nie został zgłoszony do oclenia (dzięki wykorzystaniu przez nią znajomości z wracającym do ojczyzny polskim dyplomatą, który zabronił celnikom kontrolowania jej bagażu).
Wszystko to doprowadziło do zatrzymania Ciunkiewiczowej na miesiąc w areszcie, a 17 grudnia 1932 roku do skazania jej na 15 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 5 lat oraz 5 lat utraty praw obywatelskich i honorowych. Na procesie krakowska policja wskazywała na niefachowe przecięcie dna waliz (którego nie wykonałby żaden zawodowy złodziej, a raczej nieudolny amator, usiłujący sfingować kradzież), a biegli rozważali czy taka ilość futer może zmieścić się w dwóch walizach, co dało potem asumpt do żartów o wielkich damach, które wożą ze sobą dwie zmiany bielizny i 13 futer.
Pomimo prób Ciunkiewiczowej nie udało się zmienić wyroku, zaś swoją sytuację pogorszyła próbą sfingowania dowodów kradzieży, za co została skazana w sierpniu 1934 roku na kolejne półtora roku więzienia. Wniosek o wznowienie postępowania (pisany przez znakomitego adwokata Zygmunta Hofmokl-Ostrowskiego) nie został rozpatrzony przed wybuchem wojny. Sama Ciunkiewiczowa zmarła w Warszawie w 1943 roku. Wszystko wskazuje na to, że żyjąc ponad stan, poważnie się zadłużyła, zaś rzekoma kradzież miała być próbą polepszenia własnej kondycji majątkowej dzięki odszkodowaniu.