Wstęp
Bima
Przed nami plac Rybny. Stoją tu cztery ceglane kolumny z fragmentem stropu, pomiędzy którymi stało podium, czyli bima – centralne miejsce synagogi, z którego odczytuje się fragmenty Tory i ksiąg prorockich. To ostatni ocalały fragment synagogi zwanej Starą. Na placu jest kilka tablic informacyjnych o życiu tarnowskich Żydów. Przed wojną stanowili 40 procent populacji i tworzyli społeczność mocno niejednorodną. Od wierzących w Boga – po wierzących w komunizm.
Rodzina Stramerów nie była religijna. Nathan złościł się na synów, jak mogą ufać facetowi z brodą rabina, skoro nie chodzą do synagogi (miał na myśli Marksa). Sam nigdy do końca nie doczytał Talmudu (nawiasem mówiąc, wszystkie inne książki uważał za modę, która minie), tefilin zakładał raz do roku w święto Jom Kippur i miał pełną świadomość, że przestał być pobożnym żydem w czasie podróży statkiem do Ameryki. Jego brat Ben, w ubraniu nieprzypominającym chałatu i bez pejsów, tylko go w tym utwierdził. Wszystkie religie są siebie warte – twierdził Ben – a najtrwalsza ludzka cnota to interes.
Oczywiście wszyscy synowie chodzili do chederu – żydowskiej szkoły elementarnej, mieszczącej się w mieszkaniu mełameda, żydowskiego nauczyciela. Znajomość hebrajskiego przydała im się w szkole do napisania ściągi z łaciny – znienawidzona nauczycielka nawet nie przypuszczała, że w tajemniczych znakach kryje się przełożony fonetycznie Owidiusz. Zresztą lekcje łaciny były w piątek, ale dyrektor szybko się zorientował, że uczniowie zamiast przygotowywać się cały dzień do szabasu, grają w piłkę. Salek twierdził, że religia to opium dla mas i że na zawsze zniechęcił się do opium, nawet bez próbowania, bo spróbował religii w chederze i synagodze i to wystarczy, skoro to to samo. Z kolei najmłodsza Wela miewała przyjemne niekoszerne sny – o zjadanej i odrastającej w nocy kiełbasie – dlatego Rywka czasem dawała córce parę groszy na niekoszerne pocieszenie: bułkę z szynką.