Ostatni pociąg przejechał „stotrójką” w 2002 roku. Od tego czasu infrastruktura kolejowa ulegała kolejnym degradacjom, aż w końcu pojawił się pomysł przerobienia zdewastowanej linii na ścieżkę rowerową. Obecnie, dzięki pracy i uporowi lokalnych entuzjastów kolejnictwa oferuje się turystom coś znacznie ciekawszego – możliwość przejazdu po odnowionych torach… drezyną rowerową. W całej Polsce są tylko trzy takie trasy, więc tym bardziej warto docenić wyjątkowość tego projektu!
Jak wygląda regulicka drezyna rowerowa? To platforma pomalowana na wesoły kolor kaczeńców (czyli knieci błotnej, którą bystre oko wypatrzy w rojstach wzdłuż trasy), mieszcząca ładunek maksymalnie czworga dorosłych i nie za dużego dziecka. Rada pierwsza: pamiętajmy, że pierwsza i ostatnia z obecnie dostępnych piętnastu drezyn zabiera na pokład dodatkowy balast – osobę kierującą ruchem. Po obu stronach platformy są zamontowane dwa przypominające stacjonarne rowery „napędy” – z kółkiem zamiast kierownicy (wszak nie będziemy skręcać) i uchwytem na napój (nie bez powodu). Pomiędzy nimi znajduje się ławeczka z kocykiem oraz kosz na bagaże. Uczestnicy wycieczki napędzają drezynę siłą własnych mięśni, dlatego warto mieć świadomość, że pedałowanie w tempie, w dodatku bez wspomagania elektrycznego czy przerzutek, wymaga dość sporo wysiłku. Prawo do hamowania mają wyłącznie dorośli!
Najlepsza opcja trasy to oczywiście ta dłuższa, około trzynastokilometrowa. Startujemy w Regulicach, mijamy krystalicznie czyste i pięknie położone źródełko triasowe (pod koniec XIX wieku pojawiły się nawet plany wykorzystania jego wody do zasilenia krakowskich wodociągów), lokalną winnicę, majestatyczne skały, malownicze łąki i zagajniki. Dojeżdżamy do stacji Nieporaz w Puszczy Dulowskiej. Rada druga dotyczy tego ostatniego fragmentu trasy – otóż jest to podjazd i warto ten fakt uwzględnić w planowaniu zmian napędu (dobra zmiana to ta z górki, od Nieporazu do Regulic).
Pociąg złożony z jadących w bezpiecznych odstępach drezyn zatrzymuje się przed przejazdami, kiedy trasa krzyżuje się z drogami samochodowymi oraz gdy trzeba przestawić drezynę o 180 stopni na specjalnej obrotnicy. Dzięki temu manewrowi można wrócić tą samą drogą. Minąwszy stację startową, jedziemy jednak dalej – do Alwerni, gdzie znów drezyny zostaną obrócone. I tak oto przez około dwie godziny w sposób aktywny będziemy obcować nie tylko z przyrodą, ale i z zapomnianym już turkotem, pukaniem i stukaniem do taktu „tak to to, tak to to, tak to to, tak to to!”.