Słyszeliście kiedyś o dobroczynnych julkach, psotnym chochliku, opiekuńczym bzionku, płanetniku, inkluzie czy złośliwym lichu?

Wszystkie te postacie łączy jedno – wywodzą się ze słowiańskich mitów, które przekazywane z pokolenia na pokolenie tłumaczyły sens świata, próbowały wyjaśnić zjawiska pogodowe, opowiadały historie o istotach nadprzyrodzonych i stały się elementem tradycji naszego narodu.

Chcemy Was zabrać w podróż w poszukiwaniu tajemniczego inkluza, którego ślady odnajdujemy w wierzeniach dawnych Słowian. Podobno przynosił szczęście. Kim był, a może czym był inkluz – nie wiemy. Ale jedno jest pewne – naszą podróż rozpoczniemy w okolicach miasta, które u swych początków nazywało się Krzenycze. Zapytacie, co to za miejsce? Podpowiemy Wam. To tam co roku odbywa się Festiwal Jana Kiepury, a źródła bijące na tych terenach rozsławiły tę miejscowość na całą Europę. Już wiecie? Tak, to 49°24′42″N 20°57′18″E, czyli Krynica-Zdrój, zwana również Górską. Miasto stało się znane dzięki wodolecznictwu, na które zwrócono uwagę w osiemnastowiecznej Europie. Na jego terenach odnaleziono źródła o niezwykłych właściwościach – i tak, z niewielkiej osady, przemieniło się w renomowany kurort uzdrowiskowy, w którym gościli znani malarze, pisarze i poeci. Ale wody lecznicze to nie tylko Krynica, ale również jej okolice. Źródła odnajdujemy w Muszynie, Tyliczu, Żegiestowie-Zdroju i Piwnicznej-Zdroju.

Zanim dotrzemy na wieżę, gdzie podobno widziano inkluza, zatrzymamy się w miejscach, które warto zobaczyć i które na przestrzeni wieków stały się ważne dla dawnych mieszkańców tych terenów. A dlaczego? Przekonajcie się sami!