Była jedną z największych inwestycji w historii polskiego kolejnictwa. Galicyjska Kolej Transwersalna kosztowała skarb Austro-Węgier 35 milionów guldenów. Budowę zawdzięczała zbliżającej się wojnie oraz… interesom browaru w Żywcu.

31 maja 1883 roku Teresa Nieszczyńska, nauczycielka z Suchej Beskidzkiej, zabiera uczniów na wybudowany niedawno dworzec. Wprawdzie linia kolejowa, która ma połączyć Suchą z szerokim światem (a przynajmniej z Węgrami i Wiedniem), nie jest jeszcze ukończona, ale tego dnia po raz pierwszy ma nią przejechać próbny pociąg. Teresa jest pewna, że wrażenie, jakie wywrze to na suskich dzieciach, będzie niezapomniane.

W połowie XIX wieku sytuacja w Galicji jest niestabilna. W powietrzu wisi możliwość wojny z Rosją. Tymczasem sieć kolejowa – jedyny sposób szybkiego i masowego przewozu żołnierzy – pozostawia wiele do życzenia. Większość linii biegnie równoleżnikowo, brakuje połączeń, które umożliwiłyby podróż z Wiednia bezpośrednio w stronę Lwowa, a zwłaszcza ku strategicznej Twierdzy Przemyśl. Pomysły stworzenia takiej kolei pojawiały się od dawna, lecz dopiero groźba wojny pozwoliła doczekać się ich realizacji. W 1881 roku Izba Deputowanych austro-węgierskiego parlamentu zaakceptuje wreszcie projekt ustawy o wydaniu koncesji na budowę Galicyjskiej Kolei Transwersalnej.

Nowa linia ma biec z Cieszyna przez Suchą Beskidzką, Stróże, Krosno, Sanok do Sambora. Najdłuższy odcinek – z Żywca do Nowego Sącza – zaplanowano na 146,6 km. Gdy kolej będzie już gotowa, przerzucenie nią żołnierzy z koszar w Wiedniu przez Zwardoń aż do Husiatynia koło Lwowa będzie mogło odbyć się sprawnie i błyskawicznie. A w przeciwną stronę pojechać mogą… wyroby znakomitego browaru w Żywcu! Cóż za rozwój możliwości eksportu! Nic dziwnego, że o jak najszybsze podpisanie ustawy proszą cesarza arcyksiążęta Albrecht Franciszek Rudolf von Habsburg i jego młodszy brat Karol Ferdynand, właściciele żywieckiej wytwórni piw. 28 grudnia 1881 roku Franciszek Józef łaskawie ulega; budowa Galicyjskiej Kolei Transwersalnej ma rozpocząć się w 1882 roku, uświetniając w ten sposób 500-lecie rządów Habsburgów.

Do przetargu staje pięć konsorcjów. Wygrywa najtańsze. Firma Karl Baron von Schwarz Knaur&Gross Liwenfeld’s Witwe&Company obiecuje, że w dwa i pół roku zbuduje całą linię za 20 984 000 florenów, a jeśli przyoszczędzi się i postawi drewniane mosty, to wszystko będzie kosztować nawet o 700 tysięcy mniej. Prace ruszają 17 października 1882 roku w Sporyszu koło Żywca. Najpierw jest msza, potem hymn (Boże wspieraj, Boże chroń), wreszcie ksiądz kanonik Maniecki „wzywa do przedsiębiorstwa błogosławieństwo nieba”. Jeszcze tylko toast za zdrowie Najjaśniejszego Pana i ten sam kanonik rzuca pierwszą łopatę ziemi na taczki.

Potem budowa rusza z kopyta. Przy Transwersalnej pracują najlepsi specjaliści. Odcinek Żywiec – Sucha – Nowy Sącz oraz arcytrudny górzysty etap Stanisławów – Woronienka projektuje wybitny inżynier Stanisław Rawicz-Kosiński, wychowanek Politechniki Praskiej. Mimo to nie udaje się uniknąć niedociągnięć. Pierwsze podkłady robi się z drewna sosnowego.

To błąd. Sosna jest miękka, za parę lat wszystko trzeba będzie wymieniać – najpierw na dębinę, impregnowaną smołą pogazową, potem na żelazo. Na dodatek podkłady układa się na lichej, ledwie 10-centymetrowej podsypce. Po każdym deszczu tory będą zapadać się w ziemię, a żelazne szyny, sprowadzane z Anglii, Belgii i Prus, będą giąć się pod ciężarem wielkich lokomotyw. Pierwsze drewniane mosty nie utrzymają ciężkiego austriackiego taboru, a połączenia będą się rwać z uwagi na dziury w wiaduktach. Po Galicji krążyć będzie nawet specjalny list-anonim do Najjaśniejszego Pana, opisujący zaniedbania i fuszerki przy budowie Transwersalnej. Jakby tego wszystkiego było mało, w czerwcu 1884 roku, kiedy budowa ma się ku końcowi, Galicję nawiedza powódź „świętojańska”. Woda uszkadza nasypy oraz mosty, powoduje ponad dwa miesiące opóźnienia.

Raz puszczona w ruch maszyneria nie może się już jednak zatrzymać i 31 maja 1883 roku Teresa Nieszczyńska prowadzi swoich uczniów na nowo wybudowany dworzec w Suchej Beskidzkiej.

Sucha ma być jedną z głównych stacji Kolei Transwersalnej. Cesarscy i królewscy planiści uznali, że będzie doskonałym punktem przeładunkowym. Stąd do c.k. monarchii popłynie obfity strumień płodów rolnych i drewna (w latach 1891–1900 z Galicji zostanie wywiezionych 70 tysięcy wagonów drewna budowlanego i 10 tysięcy opałowego!). Tutaj nadejdą dobra wcześniej nieosiągalne: śląska stal i węgierskie winogrona… Choć nawet wykształconej Teresie Nieszczyńskiej trudno to przewidzieć, kolej będzie dla Suchej jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem. Da karpackiej wsi prawa miejskie (w 1896 roku), a jej mieszkańców zmieni w kolejarską „klasę średnią”, lecz odbierze hutę, która nie wytrzyma konkurencji z wyrobami ze Śląska.

Ale to wszystko dopiero nadejdzie. Na razie suskie dzieci z ciekawością i szkolnym sztandarem tłoczą się na dworcu (budynek wzniesiono według typowego projektu, wszystkie stacje, od Żywca przez Rabkę, Maków Podhalański i Nowy Sącz, powstają w tym samym stylu). Teresa zanotuje potem w kronice: miał nadejść pierwszy pociąg z Krakowa. Przed godziną 9 rano zgromadziła się na peronie publiczność oraz nauczyciele i młodzież szkolna ze sztandarem. Radość ogarnęła wszystkich na widok pierwszego pociągu łączącego Suchą z dalekim światem. Niektóre dzieci płakały, inne przerażone uciekały…

Budowa Galicyjskiej Kolei Transwersalnej ciągnie się jeszcze ponad rok. Kończy się 16 grudnia 1884 roku. Tego dnia, po trwającej 2,5 roku budowie, oficjalnie rozpoczyna się stały ruch pociągów na ostatnim, 146-kilometrowym odcinku z Żywca przez Suchą i Chabówkę do Nowego Sącza. Galicyjska Kolej Transwersalna staje się wówczas faktem.

Ma 768 km długości i biegnie od Czadca (dziś w granicach Słowacji) aż do Husiatynia (na dzisiejszej Ukrainie). Kosztowała w sumie 35 milionów guldenów. Każdym z dziewięciu odcinków dwa razy na dobę jadą mieszane składy: są w nich wagony I, II i III klasy (bez siedzeń i odkryte) oraz towarowe, a wszystkie parowozy, niczym statki, mają swoje imiona. Najszybszemu z pociągów droga z Chabówki do Nowego Sącza zajmuje w 1884 roku 3 godziny 56 minut.

Cokolwiek można sądzić o austro-węgierskiej nostalgii Małopolan i wielkiej inwestycji, jaką była budowa Galicyjskiej Kolei Transwersalnej, jest to przynajmniej 2 godziny mniej niż w roku 2014.

Korzystałam z opracowania Marii Słowińskiej Galicyjska Kolej Transwersalna 1880–1918.