Okręt, który nigdy nie spał

Okręt, który nigdy nie spał

Autor: Katarzyna Kobylarczyk, Licencja: CC BY-SA

Był siedzibą prasowego imperium Mariana Dąbrowskiego, matecznikiem „I.K.C.”. Co godzinę z maszyn drukarskich mogło tu schodzić nawet 60 tysięcy egzemplarzy słynnego „Kuriera”, „Tajnego Detektywa” i „Asa”. Po wojnie swoje pierwsze wiersze przyniosła tu młodziutka Wisława Szymborska, w „Dzienniku Polskim” publikowali między innymi Sławomir Mrożek i Tadeusz Konwicki. O Pałacu Prasy, zwanym też Krążownikiem Wielopole, mawiało się, że to miejsce, które nie zasypia. 

Pierwsza galeria w Krakowie

I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od… galerii handlowej. No dobrze, wtedy nie nazywano tego galerią, tylko domem towarowym. Dom Towarowy „Bazar” był luksusowym obiektem usytuowanym w prestiżowej lokalizacji: u zbiegu ulic Wielopole i Starowiślnej, z niesamowitym widokiem na wieże kościoła Mariackiego. Zaprojektowali go w 1920 roku Franciszek Mączyński i Tadeusz Stryjeński. Miał to być pierwszy w Krakowie wielkomiejski dom handlowy, nasza namiastka paryskiego Le Bon Marché i słynnych magazynów Wiednia i Mediolanu. 

Mączyński i Stryjeński, mający zresztą udziały w przedsięwzięciu, zaprojektowali budynek z rozmachem i przepychem, eksperymentując z nowym wówczas żelbetem.

Dziennikarzom gmach kojarzył się z dostojnym transatlantykiem (wkrótce miał jednak zacząć – z krążownikiem). Wysoki na kilka kondygnacji, nakryty świetlikiem dziedziniec otaczały trzy piętra sklepów i butików, ku którym z cichym zgrzytem sunęły dwie luksusowe windy. Na czwartym piętrze mieściły się biura, na piątym zaś – kawiarnia z tarasem widokowym. 

Wszystko tu ociekało bogactwem: lastrykowe posadzki, drewniane boazerie, kryształowe lustra, mosiężne lampy, i nawet dziś, po tylu latach, zmianach i zawieruchach, po spektakularnym fiasku „Bazaru”, doskonale czuć przepych tego miejsca.

Przepych, prestiż, wielkość  

Być może to właśnie on zwabił tu Mariana Dąbrowskiego. Przepych, prestiż, wielkość  – to pasowało do imperium prasowego, które właśnie tworzył. 

Sam Dąbrowski nie był dziennikarzem. W swym życiu sklecił może kilka artykułów (potrafił za to usiąść i nocą osobiście zredagować kolumnę depeszową za niedysponowanego pracownika). 

Zaczynał jako nauczyciel, profesor gimnazjum. Pierwszy numer swojego „Kuriera” wydał za pieniądze zarobione na sprzedaży drewna z rozbiórki trybun po zlocie Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w 1910 roku. Miał jednak niewiarygodny dar do wyłapywania sensacji, szósty zmysł do dobierania pracowników, niesamowitą intuicję dziennikarską. W ciągu dwudziestu lat Dąbrowski zbudował wielkie imperium prasowe, które zatrudniało 1400 pracowników i wydawało sześć gazet, z „Ilustrowanym Kurierem Codziennym” na czele. W 1928 roku odkupił budynek upadłego Domu Towarowego „Bazar”, by uczynić go siedzibą swojego koncernu.

To wtedy ten budynek przestał spać.

Miejsce, w którym nigdy nie gasły światła

Niewiarygodną popularność „Kurier” zawdzięczał niskiej cenie i aktualności. Jak żadna inna wychodząca wówczas gazeta dbał o błyskawiczny obieg informacji. Wydarzenie miało się znaleźć na łamach nie później niż następnego ranka. Za to Dąbrowski płacił swoim dziennikarzom zwitkami banknotów. 

I dlatego też sprowadził do Krakowa – jako pierwszy – dwie drukarskie maszyny rotacyjne, które mogły wypluć 60 tysięcy egzemplarzy „I.K.C.” na godzinę. Trzecia – heliograwiurowa – drukowała wolniej, bo tylko 24 tysięcy egzemplarzy na godzinę, ale za to w czterech kolorach. To właśnie te maszyny zainstalowano w budynku u zbiegu Wielopola i Starowiślnej, co wymagało specjalnego wzmocnienia konstrukcji budynku. 

Odtąd życie miało się tam toczyć 24 godziny na dobę, a światła – nie gasnąć nigdy. 

Pałac z prawdziwego zdarzenia

Józef Flach redagował tu znakomitego „Światowida”, pierwsze polskie pismo ilustrowane utrzymane na wysokim poziomie, drukowane aż w Wiedniu. Zdjęcia do niego przynosili nestorzy naszej fotografii prasowej – Jan Ryś i Mieczysław Pawlikowski. We „Wróblach na dachu” naśmiewano się z ówczesnych elit. Ekskluzywnego „Asa” dla wyższych sfer redagował Juliusz Leo, syn dawnego prezydenta Krakowa. Redaktorzy „Tajnego Detektywa” przecierali szlaki dzisiejszym policyjnym bulwarówkom. Ale najważniejszy był oczywiście „Ilustrowany Kurier Codzienny”, flagowy tytuł wydawnictwa, pod redakcją polityczną związanego z piłsudczykami Ludwika Rubela i z Zygmuntem Nowakowskim jako głównym publicystą. W latach trzydziestych „I.K.C.” osiągał już nakład 250 tysięcy egzemplarzy, miał oddziały we wszystkich większych miastach i był czytany w Madrycie, Londynie, Paryżu i Rzymie. W międzywojennej Polsce nie istniała większa potęga prasowa. Nikt nie mógł zagrozić imperium, którym Marian Dąbrowski rządził ze swego „Krążownika Wielopole”, zwanego także, nie bez kozery, Pałacem Prasy.

Na gruzach wielkiego koncernu

Imperium zmiotła dopiero wojna. Dąbrowskiemu udało się przed nią uciec do Francji i dalej, do Ameryki, lecz pierwszy kapitalista polski nie zdołał powtórzyć tam sukcesu. Żył na zasiłku w Miami, utrzymywany przez żonę pracującą fizycznie w fabryce guzików… Zmarł na atak serca w dniu swoich osiemdziesiątych urodzin.

Krążownik przejęli Niemcy. Maszyny Dąbrowskiego zaczęły drukować hitlerowskie gadzinówki. 

Po wojnie dawni pracownicy „I.K.C.” próbowali przywrócić do życia swoją gazetę, lecz władze miały inne plany. Nowy minister kultury pisemne „prawo dysponowania maszynami byłego «I.K.C.»” wydał lewicującemu dziennikarzowi warszawskiemu Jackowi Frühlingowi. 

Na gruzach koncernu Dąbrowskiego już w 1945 roku zaczęła się ukazywać nowa gazeta – wydawany przez Czytelnika „Dziennik Polski”. Jan Rogóż, wieloletni publicysta tego tytułu, nazwał ją „najmłodszym dziecięciem” „I.K.C.”, choć „pogrobowcem” i w dodatku „z nieprawego łoża”. W 1949 roku „Dziennikowi…” przybył w Pałacu sąsiad: „Gazeta Krakowska”, która, choć zaczynała jako organ prasowy PZPR, w latach osiemdziesiątych pod kierownictwem Macieja Szumowskiego była jednym z nielicznych źródeł niezależnych informacji.

Wielkie nazwiska w Pałacu

Pałac Prasy wciąż był więc miejscem, które nigdy nie śpi. To właśnie tu w lutym 1945 roku swoje nienajlepsze wiersze przyniosła pewna nieśmiała dwudziestoletnia dziewczyna. Przeczytał je redaktor Witold Zechenter i – po dużych zmianach – wydrukował jeden w „Walce”, cotygodniowym dodatku do „Dziennika Polskiego” dla młodych twórców. Wiele lat później poetka – Wisława Szymborska – powiedziała w wywiadzie: „Gdyby ta moja pierwsza próba skończyła się klęską, nie odważyłabym się już nigdy po raz drugi pokazać komukolwiek moich wierszy”.

Reportaże w dodatku „Od A do Z” już w 1946 roku publikował Tadeusz Konwicki. Cztery lata później redaktor naczelny Stanisław Balicki przyjął do działu miejskiego studenta „próbującego pisać i rysować”, wróżąc, że „za kilkanaście lat będzie o nim głośno w świecie”. Jego prognozy okazały się trafne, studentem tym był bowiem nie kto inny, tylko Sławomir Mrożek. W „Dzienniku” publikował także Jerzy Harasymowicz, reportaże pisywał Andrzej Bursa… Co piątek, po koncercie w Filharmonii, przychodził do Pałacu, by napisać recenzję, niesłychanie punktualny Lucjan Kydryński. Swymi opiniami o filmie dzielił się na łamach „Dziennika Polskiego” Władysław Cybulski, który ponoć „widział wszystkie nakręcone filmy albo nawet więcej”…

Maszyny drukarskie umilkły na Wielopolu dopiero w 1982 roku. Druk przeniesiono do zakładów przy al. Pokoju, lecz „Krążownik” długo jeszcze był prawdziwym Pałacem Prasy. Z czasem dziennikarze zaczęli oddawać pole. Do ich królestwa zaczęły się wciskać inne inicjatywy i biznesy. W 2011 roku nowy właściciel „Dziennika Polskiego”, koncern Polskapresse, podjął decyzję o przeprowadzce redakcji na al. Pokoju. Pałac opustoszał. Zasnął. Wielu snuje hipotezy, co będzie dalej z budynkiem. Może powstanie tu biuro podróży? Hotel? A może… galeria handlowa?

Korzystałam z książki Olgierda Jędrzejczyka Krążownik Wielopole, artykułu Jana Rogóża Ojciec „Dziennika Polskiego” („Dziennik Polski”, 10 grudnia 2010), informacji ze strony Krakowskiego Szlaku Modernizmu oraz specjalnego wydania „Dziennika Polskiego” przygotowanego z okazji jubileuszu siedemdziesięciolecia gazety (4 lutego 2015). 

Fot. M. Jałoszyńska, CC BY SA NC ND