Język idealistów

Język idealistów

Autor: Katarzyna Kobylarczyk, Licencja: CC BY-SA

Miało być remedium na wojny oraz neutralną płaszczyzną porozumienia dla ludzkości. I choć nie stało się współczesną łaciną, esperanto wciąż łączy ludzi z całego świata. Idea Ludwika Zamenhofa już sto lat temu padła w Krakowie na wyjątkowo podatny grunt.

Doktor Esperanto

Esperanto to sztuczny język, wymyślony w XIX wieku przez okulistę dr. Ludwika Zamenhofa. Pochodzący z wielokulturowego Białegostoku Zamenhof uważał, że główną przyczyną konfliktów między narodami jest wzajemne niezrozumienie. Już jako uczeń postanowił stworzyć prosty, neutralny język, którego każdy mógłby się nauczyć. Po latach prób i porażek (ojciec, który nie wierzył w ideę syna, zniszczył jego pierwsze notatki), Lingwe Uniwersala był gotowy w 1878 roku.

Dzisiejszą nazwę zawdzięcza pseudonimowi Doktor Esperanto, pod którym Zamenhof opublikował podręcznik do nauki wymyślonego przez siebie języka. Dziś liczbę osób posługujących się esperantem szacuje się (w zależności od poziomu biegłości) na od stu tysięcy do prawie dwóch milionów. Wielu z nich wciąż wierzy, że język Zamenhofa ma potencjał, by stać się oficjalnym językiem Unii Europejskiej.

Z Paryża do Krakowa w 42 dni

Do Krakowa i Małopolski esperanto trafiło przez Austro-Węgry 18 lat po ogłoszeniu podręcznika Zamenhofa. Jego wielkim wielbicielem stał się wybitny bakteriolog Odo Bujwid i to on został w 1910 roku przewodniczącym Krakowskiego Towarzystwa Esperanto. 

Już dwa lata później ponad tysiąc esperantystów z 30 krajów zjechało do Krakowa na VIII Światowy Kongres Esperanto. Na ich cześć wyprawiono ucztę w Celestacie i wielki bal w Teatrze Starym, zaś aktorzy Teatru im. Juliusza Słowackiego wystawili po esperancku Mazepę.

Gościem honorowym zjazdu był sam Ludwik Zamenhof z rodziną, największą sensację wywołał jednak chyba mieszkający w Paryżu Rosjanin Wasilij Dewjatnin. Na wieść o kongresie zaproponował on znajomym esperantystom, by wyruszyli z nim do Krakowa… pieszo. I choć koledzy nie podjęli wyzwania, Dewjatnin wyruszył sam, w towarzystwie tureckiego dziennikarza Romana Rifaata. Droga do Krakowa – gdzie zaprezentował przetłumaczoną przez siebie na esperanto jednoaktówkę Czechowa zatytułowaną Niedźwiedź – zajęła mu 42 dni.

Esperanckie inicjatywy w Krakowie

Kraków długo był bardzo mocnym ośrodkiem stworzonego przez Zamenhofa języka. Jeszcze kilkanaście lat temu, gdy Krakowskie Towarzystwo Esperanto świętowało swoje stulecie, w stolicy Małopolski aż roiło się od esperanckich inicjatyw. 

W Śródmiejskim Ośrodku Kultury aktorka Jadwiga Gibczyńska stworzyła Esperancką Scenę „Areno”. W kościele św. Marka msze święte po esperancku odprawiał franciszkanin ks. Stanisław Płachta. Msza taka – z homilią, modlitwami i pieśniami – jest oficjalnie zatwierdzona przez Watykan, a jej tekst znajduje się w mszale. Dziś ksiądz Płachta sprawuje posługę w Biskupicach koło Pilicy, lecz wciąż nadsyła do Krakowa swe pismo „Frateco”, które ma sprzyjać formacji duchowej.

Dyrygent Zbigniew Warmuz nadal prowadzi esperancki chór Kamea, zaś KTE od 1999 roku wydaje gazetę „Apudvistula Bulteno”. „Wszystkie teksty, które się w niej ukazują, są tworzone oryginalnie przez nas, a nie przedrukowywane z innych źródeł” – mówi z dumą Lidia Ligęza, wybitna tłumaczka literatury polskiej na esperanto (w swym dorobku ma m.in. Tryptyk rzymski Karola Wojtyły oraz niemal wszystkie wiersze Wisławy Szymborskiej).

Co ważne, do języka garną się także ludzie młodzi. Co roku kursy esperanta od podstaw – dla studentów i ludzi spoza uczelni – prowadzi na Uniwersytecie Jagiellońskim Maria Majerczak. Działa także Koło Naukowe Esperantystów UJ.

Krakowskie spotkania esperantystów 

Krakowscy esperantyści spotykają się regularnie w Domu Kultury „Podgórze” w każdy czwartek o godzinie 16 (poza początkiem września, kiedy odbywa się zjazd w Zawoi). Na kawę, ciasto i rozmowę może przyjść każdy, niezależnie od stopnia zaawansowania znajomości języka, a nawet i bez niego. Esperantyści są ludźmi niezwykle przyjaznymi i otwartymi. „Esperanto to człowiek, i to lepszy niż przeciętnie. Do tego języka garną się osoby uczciwe, życzliwe, chętne do pomocy, mające trochę wyidealizowane wyobrażenie o świecie” – powiedział mi kiedyś jeden z nich.  „Może pani się dogadać po angielsku, ale za angielski nikt pani nie pokocha. A za esperanto owszem. Esperantyści kochają się dlatego, że są. I tyle zostało z całej tej idei” – dodała wówczas Lidia Ligęza. I to chyba prawda. 

Fot. Odo Bujwid, od 1910 roku przewodniczący Krakowskiego Towarzystwa Esperanto, Wikipedia, domena publiczna