Turbacz najbardziej lubię za zimę. Odkąd poprowadzony został narciarski szlak biegowy z Obidowej do samego schroniska, tam właśnie szukam śniegu. I prawie nigdy się nie zawodzę. Tak było i tym razem.
Na naszą wycieczkę wybraliśmy narciarski szlak
biegowy z Obidowej – najrozleglejszej i najmniej licznie zamieszkanej wioski w
gminie Nowy Targ – do schroniska na Turbaczu. Dzięki mikroklimatowi w dolinie
Lepietnicy, przez którą prowadzą pierwsze 4 km trasy, śniegu
było tu zdecydowanie więcej. Warunki do wędrowania były dobre: lekki mróz, śnieżyca, która znikła równie nagle, jak się pojawiła, i ustąpiła miejsca
pięknemu słońcu. Zresztą nie ma złej pogody na biegówki. Samochód zostawiliśmy na parkingu przy leśniczówce w Obidowej, przypięliśmy narty i wyruszyliśmy
na trasę.
Wybranym przez nas szlakiem mogą się poruszać także turyści piesi, choć na wędrówkę polecam
raczej jeden z wielu innych szlaków wiodących na Turbacz, na przykład
wychodzący z Obidowej niebieski szlak przez Stare Wierchy. Jeśli jednak ktoś postanowi
wybrać się zimową porą szlakiem narciarskim, apelujemy, żeby zwrócił uwagę na
znak zakazujący niszczenia torów wytyczonych dla
biegaczy, czyli dwóch równoległych prostych, wyciśniętych po obydwu
stronach ubitego przez ratrak szlaku. Niestety, nie wszyscy przestrzegają tego
zakazu… Warto zresztą wypożyczyć w Obidowej biegówki i spróbować swoich sił –
możemy zapewnić, że zimą po górach wędruje się zdecydowanie łatwiej na nartach.
Szlak z Obidowej do schroniska na Turbaczu liczy
11 km. Nie spieszyliśmy się: najpierw zrobiliśmy sobie przystanek przy
przejściu przez pierwszy z dwóch mostków nad potokiem. Później w jednej z dwóch ładnych wiat. To najlepszy moment, by coś zjeść,
bo w tym miejscu zaczyna się strome podejście. Zmęczenie wynagrodziły nam
jednak widoki. Wystarczyło spojrzeć w lewo, by ujrzeć prześwitujące między
drzewami wierzchołki Tatr. A była to dopiero zapowiedź tego, co czekało nasze
oczy dalej.
Na długiej polanie między Solniskiem a
Rozdzielem zamajaczył nam na moment charakterystyczny, samotny wierzchołek
Babiej Góry. Później spod schroniska na Turbaczu,
gdy usiedliśmy na niskim ogrodzeniu, ukazała się nam najpiękniejsza naszym
zdaniem panorama Tatr. Mieliśmy szczęście: warunki pogodowe były znakomite. Nie
było mgły, która często redukuje widoczność w rejonie
Turbacza niemal do zera, co w skrajnych sytuacjach utrudnia turystom trafienie
do schroniska. Kilka osób opowiadało nam, jak w totalnej bieli mgły i śniegu przez
kilka godzin kręciło się w kółko dosłownie o krok od upragnionego celu wędrówki…
Samo
schronisko PTTK na Turbaczu pojawiło
się nagle, wyłaniając
zza zakrętu i ostatniego wzniesienia (nasz narciarski szlak dochodzi do obiektu
od tyłu). Przed wejściem zobaczyliśmy – oparte o kamienne mury – narty. Były to
w większości stabilne backcountry z metalowymi krawędziami, choć najczęściej w schroniskach spotyka się biegówki. W przestronnej jadalni na pierwszym piętrze było jak zwykle tłoczno.
Pod ścianami ustawione w rzędzie plecaki, obok nich kije do nordic walking. I kilkadziesięcioro
turystów pieszych i narciarskich wcinających zupy czosnkowe i szarlotki w
radosnym rozgwarze…
Schronisko na Turbaczu to z pewnością centrum Gorców
– zbiegają się tu najważniejsze szlaki: z Rabki, Nowego Targu czy Łopusznej. Pierwsze
schronisko zostało wybudowane w tym miejscu w połowie lat 30. XX wieku. Całości
nie zdążono jednak wykończyć przed wybuchem II wojny światowej. Za to dzięki
linii telefonicznej, łączącej bezpośrednio schronisko z domem jego kierowniczki
w Kowańcu, w czasie wojny było ważnym punktem konspiracji. Dwa lata przed
końcem wojny zostało spalone przez partyzantów z obawy przed przejęciem go przez
Niemców. Obecny budynek zaprojektowała tuż po wojnie Anna Górska. Od
kilku lat w lutym na Turbaczu organizowany jest Winter Camp, czyli cykl szkoleń
dotyczących zimowego biwakowania i poruszania się w terenie czy bezpiecznego
uprawiania sportów outdoorowych. Tyle tytułem informacji.
Wieczorem schronisko zaczęło pustoszeć. Za oknem
rozgwieżdżone niebo. Trzaskający mróz malujący
fantastyczne arabeski na szybach. W przyjemnie ciepłym pokoju zastanawiałam
się, czy następnego dnia zjazd tą samą trasą będzie oblodzony. „Jak to dobrze, że jesteśmy
tu na nartach, a nie na nogach” – szepnęłam do towarzysza. Odpowiedziało
mi chrapanie.
Praktyczne wskazówki Czas przejścia: Pokonanie tarasy na biegówkach zajmuje ok. 2–3 godzin do schroniska i 1,5
godziny z powrotem. Wszystko zależy od warunków śniegowych i kondycji narciarza. Jeśli
wycieczka jest jednodniowa, dobrze tak zaplanować wyjście, by zdążyć wrócić przed zmrokiem, lub zabrać czołówkę. Ubranie: W
dolinie Lepietnicy, w której panuje charakterystyczny mikroklimat,
jest nieco zimniej, a na Turbaczu lubi wiać. Dobrze jest ubrać się w
szybkoschnącą i oddychającą odzież, na cebulkę. Na podejście lżej, a do plecaka
spakować cieplejsze okrycie. Przyda się na każdym przystanku oraz na zjazd.
Warto mieć zapasowe rękawiczki i czapkę. Jedzenie: Choć
pełny posiłek zawsze można zjeść w schronisku na Turbaczu, dobrze zabrać ze
sobą napój izotoniczny lub herbatę oraz
energetyczną przekąskę. Nocleg: Schronisko na Turbaczu oferuje 110 miejsc w
pokojach od dwu- do wieloosobowych. W zimie z reguły wystarczy rezerwować
miejsce z tygodniowym wyprzedzeniem. W schronisku jest przechowalnia nart,
suszarnia ubrań i kuchnia turystyczna dla tych, którzy wolą sami przygotować posiłek. Oddychanie: Pełną
piersią. Z dala od dymiących kominów i samochodów – na trasie jest naprawdę czyste powietrze. Backcountry: Obidowa to świetny punkt wyjściowy na
narciarskie wycieczki poza przygotowanym szlakiem, np. przez chatkę Bene. Koniecznie należy się zaopatrzyć w mapę i
kompas. I oczywiście nie powinny się na to decydować osoby nieobyte z górami. Można także użyć po prostu aplikacje
łączące tradycyjne mapy z lokalizowaniem GPS. Przydatne linki: www.turbacz.net – informacje o noclegach i
ofercie schroniska; www.biegowkipodtatrami.pl/turbacz-trasa-biegowa-z-obidowej/
– szczegółowy opis trasy oraz mapka.