Bliżej nieba

Bliżej nieba

Autor: Marta Piwowarczyk, Licencja: CC BY-SA

Zalany blaskiem słońca, w mroźnym powietrzu, kiedy trudno jest złapać oddech – tylko przez moment jest bliżej nieba. Dzięki tej chwili, w tym, co robi, może być najlepszy. Pasja zamieniła się w sposób na życie. Sposób ten już okazał się docenionym na świecie sukcesem. 

U podnóża

Andrzej Bargiel urodził się i dorastał w Łętowni. Swoją przygodę ze sportem rozpoczął w kółku kolarskim, jednak dosyć szybko zamienił rower na narty, które w Beskidzie Wyspowym, gdzie się wychował, były jedną z głównych zimowych atrakcji. Razem z kolegami wychodził na okoliczne pagórki, budował skocznie i ubijał trasy. Za namową starszego brata, ratownika i przewodnika górskiego, zaczął myśleć o narciarstwie nieco bardziej „poważnie”. Treningi i starty w zawodach stały się nieodłącznym elementem jego życia. 

Zaczynał od biegów po rodzinnej okolicy, unikał jednak utartych szlaków – zakładał narty i sam wyznaczał sobie trasę wędrówki. Jego pierwszym trenerem był brat, to on zapisał go do  Tatrzańskiego Klubu Narciarskiego Tatra Team. W swoich pierwszych zawodach w Białce Tatrzańskiej – mimo że jeszcze nie do końca zdawał sobie sprawę, czym jest skitour – Andrzej Bargiel zajął siódme miejsce. W 2007 roku jako junior zdobył pierwsze miejsce w Polsce w narciarstwie wysokogórskim, w następnych latach trzykrotnie został mistrzem kraju w tej dyscyplinie i zajął trzecie miejsce w generalnej klasyfikacji Pucharu Świata. 

Pod górę...

Sportowiec łączy na co dzień trzy dyscypliny: narciarstwo biegowe, skitour i wspinaczkę górską. Wymagają one codziennego, systematycznego treningu – na siłowni, biegania latem, jazdy na nartach zimą, ćwiczeń wytrzymałościowych i wydolnościowych. Miejsca niewiele się zmieniły – dalej są to lokalne trasy biegowe albo mniej uczęszczane doliny i stoki górskie. W tym roku Andrzej odwiedził już między innymi Kasprowy Wierch i Świnicę w Tatrach Polskich, a w Słowackich – Jaworową Dolinę i Lodospad Bratysławski.

Jeszcze do niedawna sportowiec nie miał dostępu do profesjonalnych obiektów treningowych i wsparcia finansowego, które pozwala zdobyć odpowiedni sprzęt, zastosować suplementy diety czy  korzystać z pomocy fizjologów i psychologów. Jego kariera stanęła pod znakiem zapytania w 2011 roku, kiedy w czasie przygotowań do Mistrzostw Świata uległ kontuzji. Wtedy zaczął się zastanawiać, czy dla sportu warto aż tyle ryzykować. Do myślenia dały mu również obserwacje poczynione w czasie międzynarodowych zawodów: jego rywale byli członkami większych zespołów specjalistów – lekarzy, fizjoterapeutów, psychologów etc. – które wspólnymi siłami pracowali na sukces danego sportowca, on natomiast musiał radzić sobie sam. Na moment zrezygnował z treningów, bo uznał, że bez profesjonalnego wsparcia szkoleniowego i medycznego nie da rady. Decyzję jednak zmienił i obecnie wspina się na najwyższe szczyty Europy i Himalajów. 

… i w dół

W 2010 roku w biegu górskim Elbrus Race Bargiel wbiegł na szczyt w 3 godziny i 23 minuty, pobijając rekord Denisa Urubki, światowej sławy himalaisty, o ponad pół godziny. W ramach programu Polski Himalaizm Zimowy 2010–2015 wziął udział w dwóch wyprawach, na Manaslu (8156 m) i Lhotse (8516 m) – w obu wypadkach warunki pogodowe sprawiły, że ataki szczytowe  zostały przerwane, a Andrzej zdecydował się na zjazd z wysokości siedmiu tysięcy metrów. 

Od 2013 roku realizuje autorski projekt narciarski Hic Sunt Leones, którego celem jest zdobycie najwyższych szczytów Ziemi i zjazd na nartach w jak najkrótszym czasie. Zainspirowany łacińską sentencją postanowił odkryć góry na nowo – pokazać, że zjazd z takich wysokości jest możliwy. Do dziś udało się z powodzeniem zakończyć trzy wyprawy: wejście w 2013 na Sziszapangmę (8013 m), w 2014 roku (z ekipą) na Manaslu (8156 m), a w 2015 roku Bargiel jako pierwszy człowiek na świecie zjechał na nartach ze szczytu Broad Peak (8051 m).
Himalaiści przebywają na szczycie zaledwie chwilę, ale to właśnie ten moment zapamiętują najlepiej. Kiedy nie ma się już sił i pojawia się myśl, że trzeba jeszcze bezpiecznie wrócić, Bargiel po prostu przypina narty i zjeżdża stokami, którymi nikt wcześniej nie jechał. 

Na szczycie

Mimo sukcesów na światową skalę woda sodowa nie uderzyła sportowcowi do głowy. Zachował pokorę wobec gór. Nie zapomina także o Małopolsce – z Himalajów i najwyższych szczytów Europy zimą zawsze wraca w Tatry. Nietrudno go także spotkać podczas małopolskich festiwalów i akcji charytatywnych takich jak zakopiański Bieg Mikołajków czy Krakowski Festiwal Górski. 

Bardzo ważna jest dla niego promocja narciarstwa biegowego i skitouringu, w przyszłości chciałby założyć fundację, która będzie wspierać młodych sportowców uprawiających sporty ekstremalne. W tym celu, z myślą o ewentualnych aukcjach charytatywnych, kombinezony na jego kolejne wyprawy mają być projektowane przez znanych twórców, którzy pogodzą wymagania sportowe stroju z estetyką nowoczesnego dizajnu. Pierwszy z nich – wykorzystujący motywy góralskie – został zaprojektowany przez Tomasza Ossolińskiego.

Obecnie Bargiel próbuje zarazić bakcylem narciarstwa swojego najmłodszego brata. Tak jak niegdyś jego starszy brat, teraz to on pomaga w treningach i przygotowaniach do profesjonalnych zawodów sportowych. Ma też nadzieję, że w przyszłości wspólnie z oboma braćmi będzie mógł zdobywać najwyższe szczyty.

Wbiec, aby... zjechać

Niedosyt jednak pozostaje. Andrzej stawia sobie kolejne cele. W najbliższym czasie chce zdobyć odznaczenie Śnieżnej Pantery przyznawane za wejście na pięć siedmiotysięczników położonych na terenach byłego ZSRR. Chce przy tym pobić rekord w szybkości wejścia. Planuje też nadal wspinać się na kolejne ośmiotysięczniki. Ostatnim ma być Mount Everest, na który zamierza oczywiście wbiec – bo po co chodzić po górach, skoro można przypiąć narty i z nich zjechać? 

Fot. pixabay.com, domena publiczna