Zły Lolek

Zły Lolek

Autor: Katarzyna Kobylarczyk, Licencja: CC BY-SA

Próbował zabić dziesięć osób, zgładził dwie, truł, podpalał. Marzył o masowych mordach. W latach 60. ubiegłego wieku bało się go całe miasto. Dziś można zapisać się na wycieczkę jego śladami, a w „Fakcie” poczytać, gdzie też straszy duch Karola Kota, seryjnego mordercy, „Wampira z Krakowa”.

Pierwsza ofiara dość długo nie wie, że nią jest. To starsza kobieta. 20 września 1964 roku modli się w kościele przy ulicy Garncarskiej w Krakowie, gdy nagle czuje uderzenie w plecy. Słyszy tupot nóg. Odwraca się i widzi uciekającego chłopaka, z tarczą szkolną przyszytą do rękawa. Jest tak zdumiona, że nawet nie zdąży krzyknąć: „Łobuzie, jak cię matka wychowała!” (zresztą to kościół, w kościele się nie krzyczy). Kobieta kończy więc różaniec. Potem idzie jeszcze na zakupy. W sklepie ludzie mówią jej, że ma płaszcz rozdarty na plecach. Dopiero w domu, gdy go zdejmie, zobaczy krew i zadzwoni po lekarza.

 Minie jeszcze sporo czasu, zanim dowie się, że kiedy u sióstr sercanek modliła się do Najświętszego Serca Jezusowego, Karol Kot, seryjny morderca, słynny „Wampir z Krakowa”, próbował wbić bagnet w jej serce.

Grzeczny chłopiec

W szkole (chodzi do Technikum Energetycznego przy ulicy Loretańskiej) mówią na niego Lolo. Krwawy Lolo, Lolek Benzyna, czasem Lolo Erotoman. Część z tych przezwisk wymyślił sam. Ma osiemnaście lat. Koledzy nie lubią go. Potrafi znienacka zarzucić komuś kabel na szyję i zacząć dusić. Jest donosicielem. Skarży nauczycielom nawet na tych, których lubi (powie potem, że to dlatego, by być wiarygodnym i sprawiedliwym). Nie pije, nie pali, nie przeklina, nie chodzi na wagary. Dorośli uważają, że grzeczny z niego chłopiec. Uczy się na trójki. Sportowiec. W sekcji strzeleckiej KS Cracovia zdobył brązowy medal. Ciosem noża umie przebić blat szkolnej ławki.

Noże to jego wielka pasja. Ma ich siedemnaście, różnych typów i rodzajów. Ćwiczy się w cięciu i dźganiu, w atlasach anatomicznych i podręcznikach dla komandosów sprawdza, jak najskuteczniej trafić w ludzkie serce. „Dla mnie nóż był żywym tworem, lubiłem jego mowę, cieszyłem się jego dziełem” – powie potem. Na razie zazdrości chirurgom, bo na co dzień tną ciało. 

Natrętna myśl

Już zabijał. Na razie zwierzęta. Mówi na to „zig-zig”. Robił zig-zig żabom, kurom, raz, na wsi, nawet cielęciu. Podczas wakacji w Pcimiu kręcił się przy rzeźni. Rzeźnicy z rozbawieniem pozwalali mu pić krew świeżo zarżniętych zwierząt. Ojciec – inżynier – i matka – działaczka Ligi Kobiet – nie zauważyli w jego zachowaniu nic niepokojącego. Owszem, bił młodszą o osiem lat siostrę, ale to przecież zdarza się w każdej rodzinie. Nikt nie wie, że od czasu do czasu Karola nawiedza dziwna myśl, „taka natrętna, drążąca cały mózg”. To myśl o „gzi-gzi”. „Gzi-gzi” to „zig-zig”, tyle że uczynione człowiekowi. Gdy przychodzi ta myśl, Karol nie może spać, uczyć się, „cierpi okrutnie”. Wtedy szuka ofiar.

Atak na staruszkę w kościele sióstr sercanek uspokaja go. Lecz nie na długo. Dwa dni później Karol znów krąży po Krakowie. Przy ulicy Skawińskiej widzi, jak do klatki schodowej wchodzi 78-letnia kobieta. Idzie za nią i atakuje. Na szczęście robi to nieudolnie i kobietę uda się uratować. 
Tydzień później Karol znów uderza. Maria P. ma 77 lat, czyta klepsydry przy kościele św. Jana. Dźgnięta nożem w plecy umrze w szpitalu. Będzie pierwszą śmiertelną ofiarą Karola Kota.

Cień wampira

Na Kraków pada blady strach. Już rozniosło się po mieście, że milicja szuka bandyty, który z nożem napada na staruszki. (Prokurator powie potem, że na Kraków „padł cień krwawego wampira”). Kobiety chronią się, jak potrafią. Te samotne pod palta i płaszcze wkładają poduszki i pokrywki od garnków. A milicyjne śledztwo stoi w martwym punkcie. I to mimo że Karol nie kryje się. Wręcz przeciwnie, chwali się kolegom ze szkoły: te staruszki – to on. O zbrodniach opowiada też Dance.

Danka ma 23 lata. Jest starsza, studiuje na ASP. Karol uważa ją za swoją dziewczynę. Dance bardziej jest żal tego nie lubianego przez rówieśników chłopaka. Chadzają na spacery. Raz, w Tyńcu, Karol przewraca ją na ziemię. Chce zbliżenia. Gdy Danka odmawia, przystawia jej nóż do gardła, lecz dziewczyna spokojnie tłumaczy mu, że to bez sensu: będzie pierwszym podejrzanym. Karol rezygnuje. Na chwilę. Jeszcze tego samego dnia spróbuje ją udusić. Danka się śmieje. Dopiero gdy Karol wyciąga z kieszeni kawałki szkła i mówi, że podetnie jej żyły, by upozorować samobójstwo, zaczyna się bać. Wciąż jednak nie idzie na milicję.

Truciciel i podpalacz

Tymczasem napady na staruszki ustają. Wydaje się, że wszystko ucichło. Tak nie jest – Karol wciąż działa, lecz zmienił metodę. Teraz chciałby być trucicielem. Zastawia pułapki: do butelek z piwem wsypuje arsenian sodu i zostawia w bramach. Trucizny dolewa też do octu w restauracji. Bardzo dziwi go, że nikt się nie zatruwa. Dosypuje arsenianu koledze z klasy do termosu z kawą. Chłopak wylewa wszystko – ciecz okropnie śmierdzi, nie da się jej pić.

Karol próbuje też podpaleń. Bezskutecznie zaprósza ogień na kilku strychach i w komórkach. Ogarnia go frustracja.

13 lutego 1966 roku jest śnieżny. Karol zmierza pod Kopiec Kościuszki. Po drodze spotyka 11-letniego Leszka. Chłopiec idzie na sanki. Karol zagaduje go, chwyta i nożem zadaje mu aż jedenaście ciosów. Dziecko umiera. Gdy w gazetach ukazują się jego zdjęcia, morderca chce wytapetować sobie nimi pokój. 14 kwietnia 1966 roku uderza po raz ostatni. Znów napada na dziecko. Małgosia ma siedem lat, schodzi po listy do skrzynki. Cudem przeżyje atak Kota.

Plastyczka Danka słyszy od Karola o Małgosi. Wreszcie decyduje się iść na milicję.

Dobry człowiek

Karol zostaje zatrzymany dzień po maturze. Prokurator oskarża go o zamordowanie dwóch osób, 10 prób zabójstwa (w tym sześć otruć) i cztery podpalenia. Karol przyznaje się bez wahania. Jest z siebie dumny. Nie uważa się za przestępcę. „Cierpienie jest piękne – a ja doprowadzałem innych do cierpienia, jestem artystą” – będzie mówił psychologom i dziennikarzom. „Zabijałem nie dla zysku czy rabunku, ale dla przyjemności, a zabójstwo dla przyjemności nie powinno być karane”. Do końca będzie twierdził, że jest dobrym człowiekiem – w końcu nie był nigdy złodziejem czy pijakiem. Opowie, że chciałby być komendantem obozu koncentracyjnego. Będzie proponował, by społeczeństwo skorzystało z jego zdolności, zatrudniając go jako kata – byłby przydatny. Akta jego procesu będą liczyć 18 tomów – razem 8000 stron.

Ówcześni biegli uznają, że jest poczytalny.W wieku 22 lat Karol Kot zostanie skazany na karę śmierci przez powieszenie. „Czuję taki niedosyt, a głupio umierać ze świadomością, że nie spełniło się swojego posłannictwa na tym świecie” – powie w jednej z ostatnich rozmów.
Wyrok zostanie wykonany 16 maja 1968 roku. Sekcja zwłok wykaże u Karola rozległego guza mózgu.

Korzystałam z reportażu Antyczłowiek Krzysztofa Kąkolewskiego oraz książki Kto zabija człowieka prof. Bogusława Sygita
Fot. Zygmunt Put, Wikipedia, GFDL