Małopolska pełna jest niezwykłych miejsc, które nie tylko zachwycają, ale i zaskakują. Jednym z nich jest Chochołów – niewielka wieś, która drewnem stoi.
Historia miejscowości ulokowanej pomiędzy Czarnym Dunajcem, Zakopanem a granicą słowacką jest bardzo bogata. Jej początek wyznacza wiek XVI. To tutaj w 1846 roku miało miejsce powstanie chochołowskie, wzniecone przez górali przeciwko austriackiemu zaborcy. O tym wydarzeniu, nazywanym inaczej poruseństwem, przypomina kapliczka usytuowana przy samym wjeździe do Chochołowa. Według tradycji św. Jan Nepomucen stoi „obrócony zadkiem do Dunajca” i zadumany nad klęską powstania, smuci się nad losem jego uczestników. Bunt miał mieć charakter ogólnonarodowy, ale wiadomość o zmianie terminu jego wzniecenia nie dotarła do mieszkańców wsi.
Centrum wioski nazwane jest starym Chochołowem, należy do Szlaku Architektury Drewnianej w Małopolsce i jest uznawana za zabytek klasy „0”, która zaświadcza o najwyższej wartości artystycznej. Po obu stronach drogi stoją zwarte, unikatowe zabudowania z przełomu XVIII i XIX wieku. Dzięki nim Chochołów bywa również nazywany perłą Podhala.
Idąc wzdłuż głównej ulicy, napotkamy „chałupę z Jednej Jedli” i drewnianą studnię, ujrzymy pracownię chochołowskiego rzeźbiarza Jana Ziędera, zwiedzimy Muzeum Powstania Chochołowskiego, oddziału Muzeum Tatrzańskiego. Zobaczymy przyozdobione kwiatami ogrody, okiennice, przepiękne przydrożne kapliczki i przymocowane do ścian budynków krzyże. Jedynym odstępstwem od drewnianej normy okaże się neogotycki kościół zaprojektowany w XIX wieku przez krakowskiego architekta, Feliksa Księżarskiego. Choć i tutaj mieszkańcy umieścili element charakterystyczny dla wsi, na obrazie – przedstawiającym Matkę Boską Częstochowską, a pochodzącym ze starej, chochołowskiej kapliczki – szaty Maryi i Dzieciątka wykonane są bowiem z drewna.
Na tym obszarze Małopolski funkcjonuje i dobrze się ma swoisty „żywy skansen”. Mieszkańcy dbają o góralskie obyczaje, z potrzeby serca kultywują tak „zwyczajną” dla nich tradycję. Jednak nieprawdą byłoby stwierdzenie, że w Chochołowie czas się zatrzymał. W zabytkowych, podlegających ochronie konserwatorskiej chatach mieszkają bowiem żywotni chochołowianie.
Jaki dom, taki pan
Chochołów słynie z tradycji mycia domów po ich zewnętrznej stronie. Zwyczaj ten jest znany na całym Podhalu – to tzw. myjocki. Jako że wiosna w pełni, a święta wielkanocne za nami, drewniane domy już dawno wyszorowano ostrą szczotką, szarym mydłem i niekiedy też proszkiem do prania, rozpuszczonym w wodzie; używanie wybielaczy jest zabronione. Kobiety pucują ściany domów i płuczą je wodą. Muszą tylko uważać, żeby nie przesadzić i czujnie wytrzeć drewno do sucha po to, by nie gniło. Natomiast mężczyźni przykładają się do pracy nieco wcześniej – stawiając rusztowanie wokół domu. Górale starannie przestrzegają tej tradycji, czyste lokum świadczy bowiem o jego mieszkańcach. Kiedy sił brak lub gdy trzeba się spieszyć, domownicy mogą prosić o pomoc tzw. myjocki, które za opłatą zadbają o wizerunek obejścia. Panie wykwalifikowane w starannym czyszczeniu domów od zewnątrz zakładają swego rodzaju mikroprzedsiębiorstwa. Nie od dziś wiadomo, że gdy więcej rąk, praca idzie szybciej i często radośniej.
Oprócz pory wiosennej terminy mycia chat nie są określone. Można robić to tuż przed zimą lub przed Bożym Ciałem. Wypielęgnowane ściany domów przybierają dzięki temu jasny odcień i są chronione, aż do czasu następnych porządków. „Myjocki” odpoczywają, a w zabytkowych domach dalej toczy się zwyczajne, góralskie życie.