Dziki i wolny: chrzan

Dziki i wolny: chrzan

Autor: Piotr Klepacki, Licencja: CC BY-SA

Tarcie chrzanu przypomina zmagania wędkarza, ale w odwróconej kolejności. Wyciągamy rybę z wody (chrzan z ziemi) i dopiero wtedy zaczyna się zabawa. Twardy korzeń nawet dobrze się obiera, ale rozdrobnienie go na klasycznej tarce jest bardzo trudne. Unoszące się w powietrzu drobiny soku drażnią oczy i nos, konieczne stają się przerwy na zaczerpnięcie oddechu. Nawet użycie elektrycznej maszynki do mielenia niewiele zmienia, mimo opatulenia jej np. reklamówką. Kto nie wierzy, że rośliny mogą dostarczyć silnych emocji, powinien spróbować zmagań z chrzanem. 

Chrzan można spotkać równie dobrze w ogrodzie, jak i za płotem, nad rowem czy przy drodze krajowej. Rośnie prawie wszędzie, gdzie ziemia jest ciężka i wilgotna. Potrafi być uciążliwym chwastem, kiedy zechce się rozrosnąć, ale kiedy warunki mu nie odpowiadają, na próżno szukać korzeni nadających się do spożycia. Jest dziki i wolny, choć nie gardzi ziemią uprawną. Nie ma wielu wymagań. Jest trochę jak kot, który chodzi swoimi ścieżkami, ale czasem wpadnie na posiłek. Właśnie z posiłkami głównie go kojarzymy. Jest przyprawą do wędlin, czasem spotkamy go w sosie do pieczeni, w kiszonych ogórkach (dla jędrności tychże), a na stole tych, którzy lubią podążać za modą – ostatnio także w ziemniakach. Kiedyś pieczono na jego liściach chleb – trochę dla aromatu, a trochę po to, by nie musieć jeść przypalonej w piecu skórki z resztkami popiołu. Liście po upieczeniu często zdrapywano. 

Chrzan pobudza apetyt, dodaje pikanterii. Jego rozgrzewające właściwości, dobrze odczuwalne w ustach, medycyna wykorzystuje w okładach na nerwobóle czy dolegliwości reumatyczne. Trzeba uważać, by nie podrażnić skóry zbyt mocno. Starty chrzan tradycyjnie daje się do wąchania zakatarzonym, stosowany wewnętrznie pomaga m.in. na kaszel, ma działanie przeciwbakteryjne.

Warto wspomnieć o krewnych chrzanu, nasz rodzimy gatunek – chrzan pospolity (Armoracia rusticana) – ma rosnącego na południe od Małopolski brata (Armoracia macrocarpa), który z uwagi na swoje nieczęste występowanie trafił nawet w niektórych krajach na czerwone listy roślin ginących. Dużo lepiej ma się syberyjski kuzyn (Armoracia sisymbrioides), używany na równi z naszym chrzanem. W Japonii odpowiednikiem chrzanu jest wasabia (Eutrema wasabi), która zażywa wolności podobnie jak nasz chrzan, rosnąc dziko i w uprawie (od przynajmniej tysiąca lat). W Małopolsce można ją spotkać wyłącznie w towarzystwie sushi. Jej tarte kłącze jest jeszcze bardziej palące niż korzeń chrzanu. Wszystkie te rośliny – z rodzimym chrzanem włącznie – należą do wielkiej rodziny kapustowatych, w której olejki gorczyczne odpowiadające za mocne doznania smakowe są dość rozpowszechnione. Inni członkowie rodziny kapustowatych, którzy potrafią „dopiec”, to rzodkiewka (Raphanus sativus) i gorczyce, z których robi się musztardy: czarna (Brassica nigra), biała (Sinapis alba) i sarepska (Brassica juncea). 

Kiedy po miłych świętach spędzonych w rodzinnym gronie, przy stole pełnym smakołyków, trudno będzie nam wracać do przyziemnej rzeczywistości, pomyślmy ciepło o chrzanie-wagabundzie. Jego białe kwiaty pojawią się już w czerwcu, zwiastując nadchodzące wakacje. Jeśli to nie pomoże i rzeczywistość nadal będzie wydawać się nieznośną, zawsze można w duchu zakląć – „chrzanię to”. 

Fot. Wikipedia, domena publiczna