Tarnów zawdzięczał mu dostawy tokajskiego wina przez wiele lat oraz wspaniałą kolekcję ludowych obrazów na szkle. O Norbercie Lippóczym mawiano, że jest Węgrem z urodzenia, a Polakiem z wyboru. Jego losy odzwierciedlają niełatwe dzieje naszej części Europy.
Kiedy Norbert Lippóczy po raz pierwszy odwiedza Polskę, jest 1929 rok. Ma wówczas 27 lat i z miejsca zakochuje się – nie w dziewczynie jednak, a w zbójnikach skaczących nad ogniskiem, kolorowych świętych i pięknych Matkach Boskich. Góralskie malarstwo na szkle, które ogląda w Muzeum Tatrzańskim w Zakopanem, wywiera na nim niezapomniane wrażenie.
W tę podróż Norbert junior jedzie z ojcem, Norbertem seniorem. Starszy pan Lippóczy chce odnowić kontakty handlowe, zerwane przez pierwszą wojnę światową i przesunięcia granic. Rodzina Lippóczych od kilku pokoleń dostarcza tokajskie wina na polskie stoły. Zaczęło się na Spiszu. Jedna z gałęzi szlacheckiego rodu Lippóczych, wywodzącego się z Górnych Węgier, osiedliła się tam pod koniec XVII wieku. Było wówczas tradycją, że węgierscy ziemianie z północy kraju na domowe potrzeby zakładają winnice w okolicy Tokaju. Państwo Lippóczy mieli swoje uprawy w Tàllyi, plonami chętnie dzielili się z sąsiadami i przyjaciółmi. Na Spiszu mieszkało wówczas wielu Polaków, a stosunki były serdeczne. Wkrótce polskie podniebienia tak bardzo rozsmakowały się w tokaju, że – wobec sporych zamówień – trzeba było uruchomić regularną wymianę handlową. Pradziadek Norberta József Lippóczy i dziadek Ferenc powiększyli winnice w Tàllya Ojciec – Norbert senior zaopatruje już nie tylko Galicję, ale i zabór rosyjski, Wielkopolskę, Śląsk, a nawet Stany Zjednoczone. W 1929 roku zabiera syna do niepodległej Polski, by odnowić zerwane kontakty handlowe i wybadać nowe rynki zbytu. Odwiedzają przede wszystkim księży oraz zakony – pan Lippóczy specjalizuje się w winie mszalnym – i młody Norbert zaczyna wypytywać o obrazki, które tak bardzo mu się spodobały w Zakopanem. Chce wiedzieć, czy górale wciąż ozdabiają nimi domy. – To już rzadkość – odpowiada ksiądz Karol Machay z Lipnicy Wielkiej, lecz na pożegnanie daje młodemu Lippóczyemu „Świętą Annę nauczającą Matkę Boską” w prezencie. To zalążek przyszłej kolekcji Norberta.
Tymczasem rekonesans w Małopolsce kończy się wnioskiem: warto otworzyć ekspozyturę w Tarnowie. Prowadzenie oddziału ojciec powierza Norbertowi, najstarszemu synowi spośród siedmiorga swych dzieci. Norbert junior ma zresztą doskonałe kompetencje: ukończył Akademię Rolniczą w Debreczenie, ma za sobą praktyki w Danii i Finlandii. W 1930 roku osiada w Tarnowie na stałe. Poznaje dziewczynę z Katowic – Kornelię, doktor polonistyki. W 1933 roku biorą ślub.
Pod zarządem Norberta juniora rodzinna firma prosperuje. W małżeństwie układa się świetnie. W 1935 roku Norbertowi i Kornelii rodzi się synek. Ale święta Anna i zbójnicy malowani na szkle nie dają spokoju handlarzowi win. – Semper sitio, zawsze łaknę z daleka i z bliska, wiernie i nienasycenie tych uroczych malowideł. Życie z nimi weszło mi w krew – będzie później mówił.
Zaczyna więc ich szukać. Wykorzystuje każdą podróż służbową (przynajmniej cztery razy do roku jeździ na Węgry, do winnic), każdą znajomość (zwłaszcza wśród kapłanów), każde wakacje (specjalnie jeździ do Siedmiogrodu, Rumunii i na Słowacczyznę). Wyjazdy planuje tak, by jechać polnymi drogami, przez najbardziej na uboczu leżące wioski. Stuka do starych chat. Pyta o obrazki na szkle.
Bardzo szybko gromadzi 138 obrazków i ikon na szkle, 200 sztuk ceramiki huculskiej i 40 małopolskich świątków. Jest szczęśliwy.
1 września 1939 roku wybucha wojna.
Norbert i Kornelia dają się ponieść panice. Wsiadają w samochód i zostawiają wszystko, nawet 138 obrazków na szkle zawieszonych na klatce schodowej i w przedpokoju i ruszają na wschód. Chcą dotrzeć do rodziny w Tàllya. To się jednak nie uda.
Zostają zatrzymani koło Dubna. Tracą auto. Decydują się wracać do Tarnowa na konnej furze. Do mostu na Bugu docierają pod koniec listopada. Na moście jest granica. Zamknięta. Powracający polscy uchodźcy nie mogą już legalnie przez nią przejść. W styczniu 1940 roku państwo Lippóczy próbują przekroczyć granicę nielegalnie i ma to bardzo, ale to bardzo złe konsekwencje. Zostają aresztowani. Kornelia z czteroletnim Piotrusiem mają szczęście, po kilku dniach Rosjanie puszczają ich wolno. Norbert szczęścia nie ma. Bolszewicy skazują go na pięć lat łagru. Wychodzi w 1945 roku, lecz do Polski, gdzie czeka na niego żona i syn, wrócić nie może. Prawo reemigracji mają tylko obywatele polscy i żydowscy, nie przewidziano go dla innych narodowości, w tym Węgrów. Norbert Lippóczy zostaje więc w ZSRR i pracuje w fabryce ubrań. Dopiero w 1953 roku Kornelii udaje się uzyskać dla męża paszport konsularny i umożliwić mu powrót do Polski.
Norbert Lippóczy aż do 1968 roku pracował jako kierownik octowni w Tarnowie. Na emeryturze wrócił do swojego hobby: udało mu się zgromadzić kolekcję ludowych rzeźb i ceramiki oraz ok. 300 obrazów na szkle z całej Europy Środkowej, a także Hiszpanii, Alzacji, Austrii, Syrii i Indii. W 1956 roku ofiarował swoje zbiory Muzeum Diecezjalnemu w Tarnowie. – Widziałem w tym gest wdzięczności Węgra, który w roku 1929 osiedlił się w Tarnowie, przeżył w tym mieście wiele szczęśliwych lat a Polska stała się dlań drugą, przybraną ojczyzną – wyznawał. – Chciałem także okazać wdzięczność społeczeństwu Tarnowa, które w czasie bolesnych wydarzeń na Węgrzech (jesienią 1956 roku) w przeciągu paru dni samorzutnie zebrało 125 litrów krwi i dwa wagony żywności i odzieży dla poszkodowanych mieszkańców Budapesztu...
Rok później, w 1957 roku dostał pod choinkę prezent – swój pierwszy ekslibris. Rozpoczął nową kolekcję, której duża część znajduje się dziś w Muzeum Okręgowym w Tarnowie.
Zmarł 24 czerwca 1996 roku, w wieku 94 lat. W Tarnowie wciąż mawia się o nim „z pochodzenia Węgier, z wyboru Polak”.