Podkowiec mały jest jednym z najmniejszych polskich nietoperzy. Może ważyć o połowę mniej niż dwuzłotówka. Występuje wyłącznie na południu kraju, w jaskiniach Karpat oraz Sudetów i jeszcze w latach 90. groziło mu wyginięcie. Ocaliło go… zamiłowanie do barokowych kościołów Małopolski i Pienin!
W chwili, gdy to czytasz, podkowiec mały właśnie śpi głową w dół w jednej z karpackich lub sudeckich jaskiń, w czyjejś piwnicy, opuszczonej kopalni lub w starym forcie w Krakowie albo Nysie. Jest naprawdę niewielki. Po zimie może ważyć niewiele ponad trzy gramy – to mniej niż kolekcjonerska moneta z jego wizerunkiem. Ma około 40 mm długości i szerokie, zaokrąglone skrzydła o rozpiętości 250 mm. Teraz, zimą, śpi otulony nimi, niczym owad w kokonie.
Podkowiec mały to bez wątpienia jeden z fenomenów Małopolski. Poza nią tak naprawdę trudno go znaleźć. Żyje w Karpatach, Sudetach i na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. W Europie niemal wyginął. Niemieccy ekolodzy cieszyli się, znajdując kolonie liczące pięć osobników. Wiele wskazywało na to, że i w Polsce jest go mało. Jeszcze w początkach lat 90. szacowano, że może u nas żyć ok. sto podkowców małych. Właśnie wtedy dwóch studentów – Andrzej i Wiesław Węgiel – wdrapało się na strych dawnej cerkwi, a dziś kościoła św. Jana Chrzciciela w Jaworkach, nieopodal Szczawnicy. Uczepione powały spało tam… 120 nietoperzy. Strych starej świątyni stał się jedynym znanym stanowiskiem rozrodczym podkowca małego.
A wszystko przez tryb życia, jaki prowadzi ten malutki szaro-brązowy nietoperz. Na swoich dość krótkich, szerokich skrzydłach fruwa raczej powoli, trzepotliwie. Poluje na komary, ćmy, pająki i wije. Nie lubi przy tym otwartych przestrzeni. Woli nie oddalać się od płotów, murów, koron drzew. Kiedy musi przelecieć nad łąką, trzyma się tuż nad powierzchnią ziemi. To sprawia, że jest łatwym łupem dla kotów i kun, które potrafią traktować podkowce jak coś w rodzaju latających myszy i strącać je jednym uderzeniem łapy. Jakby tego było mało, podkowiec zupełnie nie potrafi się chować. Inne nietoperze opanowały sztukę wciskania się w szczeliny – podkowiec nie. Latem, kiedy budzi się z hibernacji i opuszcza zimowiska w jaskiniach, najczęściej wlatuje przez otwarte okna na strychy. To tam samice podkowca rodzą młode i uczą je latać. A że nie potrafią się kryć, po prostu zawisają na widoku, kompletnie bezbronne.
Przetrwanie zapewniło podkowcom… zamiłowanie do sztuki sakralnej. Poza osiemnastowieczną świątynią w Jaworkach, nietoperze upodobały sobie także strychy innych kościołów w polskich i słowackich Pieninach. I znalazły tam dobrą opiekę! Na kościelnych strychach nikt nie zakłócał ich dziennego snu, nikt nie próbował ich wyrzucać czy przepędzać. Odwdzięczyły się wzorowym zachowaniem. Nikt w Jaworkach nie pamięta, żeby jakikolwiek nietoperz wpadł do kościoła i zakłócił mszę. Nigdy żaden podkowiec nie wkręcił się nikomu we włosy (tak naprawdę nietoperze nigdy tego nie robią!), a latem we wsi nie dokuczają komary! To jednak nie wszystko. Obecność chronionych nietoperzy pozwoliła parafii w Jaworkach oraz dwóm słowackim wspólnotom – w Lesnicy i Údolu – zdobyć unijne fundusze na renowację zabytkowych świątyń. Europejski Fundusz Rozwoju Regionalnego przyznał trzem przygranicznym pienińskim parafiom ponad pół miliona euro, które wydano na odnowienie polichromii, założenie ogrzewania i zmianę pokrycia dachu.
Obecnie parafia w Jaworkach liczy sześćset osób i dwieście podkowców małych. Po sąsiedzku, w Lesnicy na Słowacji, żyje kolejnych trzysta nietoperzy. Teraz, zimą, podkowce śpią w jaskiniach, lecz latem powrócą do swoich kościołów. Niektórzy już za nimi tęsknią. Rafał Szkudlarek, koordynator programu ochrony podkowca małego w Polsce, poznał kiedyś księdza z Beskidów, który uważał, że nietoperze są jego najwierniejszymi parafianami: zawsze obecnymi na mszy, wiszącymi tuż nad prezbiterium głową ku tabernakulum…