Autor: Gospodarstwo Pasieczne Sądecki Bartnik, Licencja: CC BY-SA
Tradycja
sporządzania miodów pitnych na terenie Polski sięga
czasów pogańskich, ale pierwsze wzmianki
na ten temat znajdujemy dopiero w biografii świętego
Ottona, z której dowiadujemy się, że
w XII wieku Lechici pomorscy „nie dbali o wino, mając
w piwie i miodzie tak wyborne napoje”. Prawdopodobnie
pierwsze miody pitne daleko odbiegały
smakiem od dzisiejszych. Najczęściej
były to trunki wytrawne, podczas gdy dziś
są słodkie,
a nawet bardzo słodkie.
Dlatego
przybywający z południa
Europy zakonnicy postanowili przejąć
kontrolę nad wytwarzaniem miodów
pitnych, co dawało klasztorom
niezły dochód, a jednocześnie
podnosiło jakość
trunków, które z czasem zastąpiły
mnichom południowe wina gronowe. Na
klasztorny rodowód miodów pitnych wskazują
nazwy „kapucyński” czy „bernardyński”.
Aleksander
Brueckner informuje, że niektóre dokumenty średniowieczne z XII i XIII
wieku mówią o uprawie winorośli na terenach Polski, z kolei
Jan Długosz twierdzi, że uprawa winnic jest Polakom
nieznana. Wiadomo też, że jakiś włoski ksiądz ubolewał nad kwaśnym smakiem polskiego wina.
Miody pitne
produkowali także nasi sąsiedzi,
nie jest to więc wyłącznie
polska tradycja. Wiadomo, że ten rodzaj
napojów alkoholowych cieszył się
uznaniem na Litwie, Rusi, Morawach i w Czechach. Na tych terenach do
wytwarzania miodów pitnych używano na ogół
miodów ciemnych – zapewne spadziowych i gryczanych, na obszarze
zaś dzisiejszych: Austrii i Niemiec preferowano
jasne miody nektarowe, w tym akacjowy.
Początkowo
w produkcji miodów pitnych używano do
fermentacji naturalnych kultur drożdżowych,
a stężenie alkoholu rzadko sięgało
w nich 10%, mogły więc
z powodzeniem służyć
do popijania posiłków, będąc
na polskich stołach odpowiednikiem
dzisiejszych soków i kompotów. Dopiero zastosowanie szlachetnych gatunków drożdży
oraz gorącej brzeczki miodowej podniosło
jakość trunków. Z czasem zaczęto
dodawać do miodów przyprawy
korzenne i soki owocowe, co zdecydowanie polepszyło
ich smak, zaczęły się
więc cieszyć
coraz większą
popularnością
wśród szlachty polskiej i litewskiej.
Średniowieczne
źródła
pisane potwierdzają istnienie miodosytni na
Mazowszu, Pomorzu i w Małopolsce,
o czym świadczy XV-wieczny dokument,
wydany przez biskupa Zbigniewa Oleśnickiego
w Bobowej, który sankcjonuje działalność
bractwa miodosytników przy kościele parafialnym
w Grybowie. Zaś Marcin Kromer w opisie Polski
XVI-wiecznej pisze tak: „Miód z chmielem i wodą
uwarzony, w pospolitym jest tam użyciu,
szczególnie na Rusi i Podolu, kędy jest pszczół
obfitość, a miód zbierany z wonnych
traw i kwiatów wyborny. Nie braknie urządzonego
tymże sposobem miodu w Prusiech i na Mazowszu, a
szczególnie w Warszawie, gdzie do miodów owych dodają
sok z wiśni lub malin, oraz wonności
i stosowne zaprawy, od czego ów napój zowie się
«kirsztrangiem», maliniakiem lub trójniakiem”.
Na Litwie słynął
szeroko tzw. lipiec kowieński, produkowany na bazie
miodu lipowego, którego pozyskiwanie nie było trudne, bo okolice Kowna porastały
lasy lipowe.
Na temat spożywania
w dawnych czasach miodu pitnego mówi również
literatura. W powieściach
historycznych J. I. Kraszewskiego pijanie miodu świadczyło
o zamożności
chłopa, zaś
Trylogia Sienkiewicza utrwaliła
postać Onufrego Zagłoby,
szlachcica rozmiłowanego w spożywaniu
tego szlachetnego trunku, co – jak twierdził
– wyraźnie podnosiło
jego sprawność fizyczną,
a nade wszystko intelektualną.
Liczne wojny,
niewłaściwa
polityka celna, a przede wszystkim fakt, że
większość
miodosytni stała się
własnością
obcokrajowców, spowodowały (notowany od początku
XVII wieku) upadek miodosytnictwa. Przyczyniły
się również
do tego napływ win gronowych z południa
Europy i coraz większa popularność
wysokoprocentowych wódek, produkowanych w coraz liczniejszych gorzelniach
szlacheckich. Miody pitne opuściły
polskie stoły. Nie bez znaczenia był
tutaj spadek ich jakości.
Produkowane w niewłaściwych
warunkach, często fałszowane
przez producentów i właścicieli
karczm, przestały znajdować
nabywców.
Jeszcze tylko
klasztory i nieliczne dworki szlacheckie wytwarzały
wyśmienite miody pitne na własny
użytek. Zadziałało
tu przywiązanie do tradycji, bo
przekazywane z pokolenia na pokolenie receptury pozwalały
zachować wysoką
jakość tych trunków. Tak więc
wysokogatunkowe miody pitne stawały
się rzadkością,
czasem przeżywając
swoisty renesans, zwłaszcza w okresach
nadprodukcji miodu pszczelego. Ich wytwarzanie pozwalało
zagospodarować nadwyżki
miodu, działo się
to jednak na skalę lokalną.
Dla
indywidualnych producentów miodów pitnych prawdziwym „zbawieniem” okazała
się książka
Teofila Ciesielskiego pt. Miodosytnictwo – sztuka przerabiania
miodu i owoców na napoje, która do dziś
jest jedną z najlepszych pozycji z tego
zakresu.
Tradycja
produkowania miodów pitnych była jednak dość
mocno zakorzeniona w świadomości
Polaków, skoro w latach międzywojennych
istniały nadal
miodosytnie w Krakowie, Warszawie i Nowym Sączu.
Nowosądecka
wytwórnia o nazwie „Sandecja” musiała
mieć niezłą
renomę, skoro odwiedzały
ją wycieczki pszczelarzy z całego
kraju. Miodosytnictwem zaczęli się
też zajmować
pszczelarze, wykorzystując surowiec pochodzący
z własnych pasiek.
W latach
powojennych wytwarzaniem miodów pitnych zajęły
się spółdzielnie
pszczelarskie w Krakowie, Lublinie, Poznaniu, Milejowie i Nidzicy, które przez
kilkadziesiąt lat dostarczały
na rynek krajowy różne gatunki miodu
pitnego.
Wspaniałą
tradycję polskiego miodosytnictwa
podtrzymuje Gospodarstwo Pasieczne „Sądecki
Bartnik” w Stróżach, zajmując
się dystrybucją
miodów pitnych wyprodukowanych na bazie własnych
surowców.
Dzięki
wejściu Polski do Unii Europejskiej istnieje duża
szansa, że wytwarzanie miodów pitnych
przez właścicieli
pasiek stanie się zajęciem
dochodowym, a polskie pasieki zyskają
dzięki temu na turystycznej atrakcyjności.
Zwiększenie
spożycia miodów pitnych na pewno podniesie
kulturę spożywania
alkoholu w ogóle, nie mówiąc o dobroczynnym
wpływie miodu na organizm, bo jak powiedział
poeta Tomasz Zan:
„Nikt się
od miodu po ziemi nie toczy,
Miód tylko
lepszej dodaje miny,
Najeża
wąsy, stroi czupryny,
Moc leje w
piersi, odwagę w oczy...”
Fot. pixabay.com, domena publiczna