Autor: Krzysztof Sokalla, Licencja: CC BY-SA
Ostatnie kilka lat to prawdziwa dyniowa rewolucja. Zaczęło się od zerkania na halloweenowe tradycje zza oceanu i wykorzystywania dyni głównie w celach ozdobno-artystycznych. Później stwierdzono, że warto byłoby także ją zjeść.
Mimo że w Polsce warunki uprawne dla dyni mamy idealne, potrawy z jej użyciem wcześniej nie były jakoś specjalnie popularne. Nic dziwnego, Kuchnia Polska dostarczała bowiem przepisów na takie „specjały” jak dynia z wody, dynia z masłem, zapiekana dynia z kostką rosołową i beszamelem czy dynia kiszona. Jako że dynia sama w sobie w smaku nie jest zbyt wyrazista, a kiepsko przyrządzona bywa mdła, trudno się dziwić, że raczej zdobiono nią ganki niż ładowano do garnka.
Na szczęście w dobie internetu można było odrzucić archaiczną Kuchnię Polską i spojrzeć na dynię ze zgoła innej perspektywy. Wraz z kulinarną popularnością dyni napędzaną przez blogerów i modne kulinarne magazyny, rósł jej asortyment w sklepach. W tym roku w marketach można było kupić nie tylko mało ciekawą dynię pospolitą, ale także odmiany hokkaido, piżmową czy makaronową. W podkrakowskich Wawrzeńczycach działa gospodarstwo „JEdynie”, które w swojej ofercie ma aż 90 gatunków dyń ozdobnych i jadalnych. Krakowskie cykliczne imprezy kulinarne również nie obywają się bez dyni – podczas ubiegłorocznej, jesiennej edycji „Najedzeni Fest” dziedziniec przed Hotelem Forum zamienił się w prawdziwy dyniowy raj.
Artystyczne zapędy względem dyni także mają w Krakowie swoje ujście. Od kilku lat we wrześniu w Nowej Hucie organizowany jest festiwal „Zaklęte w dyni”, w trakcie którego można zgłębić tajniki carvingu dyni, a także wziąć udział w konkursie na najlepszą dyniową pracę.
Mimo że istnieje w Krakowie lokal o nazwie „Dynia”, brakuje wciąż jeszcze knajpy wyspecjalizowanej w temacie. Ale kto wie, może w przyszłym roku na zasiedlonym przez foodtrucki skwerze Judah pojawi się nowy jedzeniowóz – tym razem z dyniami?
Zupa z dyni z bananami: